Już pierwsze minuty nie zwiastowały niczego dobrego. Goście nie potrafili znaleźć właściwego rytmu w ataku pozycyjnym, w ich obronie były dziury jak w szwajcarskim serze. Trener Paweł Rusek doskonale to widział, dlatego już w piątej minucie, przy stanie 0:3, poprosił o przerwę. – Chcecie wygrać na chodzonego? – pytał się retorycznie swoich podopiecznych.
Ostra reprymenda podziałała, bo kaliszanie w końcu zaczęli wykonywać przedmeczowe założenia. Kilka udanych akcji w defensywie pozwoliło im uruchamiać kontry, z których najpierw wyrównali (4:4), a po kwadransie wyszli na prowadzenie 6:5. Siódemkę wykorzystał wtedy Kirył Kniaziew. Jak się później okazało, był to jeden z dwóch goli Białorusina w tym spotkaniu. Dla najlepszego strzelca Energa MKS powrót do Szczecina, w którym spędził dwa lata, miał gorzki smak. Rozgrywający beniaminka z Kalisza często gubił piłki, nie zdobył też żadnej bramki z gry.
Niska dyspozycja lidera kaliskiego zespołu przełożyła się niestety na pozostałych graczy znad Prosny. Z prowadzenia przyjezdni cieszyli się bowiem tylko przez kilkadziesiąt sekund. Potem znów wróciły koszmary z początku meczu. W efekcie gospodarze w kilka minut odskoczyli na 9:6. Na przerwę ich przewaga wzrosła do pięciu trafień (14:9), choć mogła do sześciu, ale rzutu karnego równo z syreną nie wykorzystał Arkadiusz Bosy (obronił Łukasz Zakreta).
Dla kaliszan ten pojedynek zakończył się praktycznie w kilka chwil po przerwie. W 39. minucie, gdy fatalną stratę zanotował Kniaziew, przegrywali już 11:22. Tego dystansu nie byli w stanie odrobić. Razili bezradnością. – Nie walczymy już o punkty, ale o honor i zachowanie twarzy. Spójrzcie na tablicę. Starajmy się zagrać do końca. Żeby nie było wstydu! – grzmiał trener Rusek podczas jednej z przerw. Ostatecznie jego podopieczni przegrali 17:28.
Był to jeden z najsłabszych, o ile nie najsłabszy mecz beniaminka w tym sezonie. W jego występie w Szczecinie trudno doszukać się pozytywnych elementów. Dobrą zmianę w końcówce pierwszej połowy dał Arkadiusz Galewski, rzucił wtedy trzy bramki (najwięcej w drużynie), ale potem zatracił skuteczność. Niemały wpływ na ten stan rzeczy miały doskonałe interwencje Sebastiana Zapory. Bramkarz Pogoni odbijał rzuty na wysokim procencie (48%). Ponadto Zapora i jego zmiennik Marcin Teterycz obronili aż sześć karnych. W takich okolicznościach choćby częściowe odrobienie strat przez gości było praktycznie niemożliwe. Tym bardziej, że przewaga Pogoni pod względem skuteczności, zarówno w ataku, jak i obronie, była miażdżąca.
– Przyzwyczailiśmy się do tego, że te mecze nam się układają, mimo słabszego początku. Dziś tak nie było. Szczecin pokazał, że do każdego przeciwnika trzeba podchodzić poważnie. Zabrakło każdego elementu. 17 goli w 60 minut to zdecydowanie za mało, 28 straconych to z kolei za dużo. Wszyscy musimy spojrzeć w lustro i odpowiedzieć sobie, czy zrobiliśmy wszystko, co mogliśmy – komentował na antenie Canal+ Sport lider kaliskiej defensywy Zbigniew Kwiatkowski.
Wyjazdowa seria wyraźnie nie służy kaliskiej siódemce. Po zwycięstwie w Gdańsku przegrała ona w Opolu, a teraz w Szczecinie, gdzie wydawało się, że jest ona w stanie wywalczyć punkty. Na następne zawody beniaminek uda się do Głogowa. Potem spróbuje sprostać w Puławach tamtejszym Azotom.
Michał Sobczak, fot. Karina Zachara
***
Sandra Spa Pogoń Szczecin – Energa MKS Kalisz 28:17 (14:9)
Pogoń: Zapora, Teterycz – Krysiak 5, Zaremba 5, Gryszka 4, Krupa 4, Radosz 4, Bereżnyj 2, Jedziniak 2, Biernacki 1, Bosy 1, Fedeńczak, Jońca, Wąsowski
Kary: 6. min. Rzuty karne: 2/3.
Energa MKS: Tatar, Zakreta – Galewski 3, Wojdak 3, Drej 2, Klopsteg 2, Kniaziew 2, Krycki 2, Adamczak 1, Czerwiński 1, Misiejuk 1, Bałwas, Bożek, Grozdek, Kobusiński, Kwiatkowski
Kary: 14. min. Czerwona kartka: Michał Czerwiński (56. min, za rzut w twarz bramkarza). Rzuty karne: 2/8.
Sędziowali: Krzysztof Bąk i Kamil Ciesielski (Zielona Góra)
Widzów: 700
Napisz komentarz
Komentarze