Większość czworonogów pracownicy schroniska zabierają z miasta. Kaliszanie albo wstydzą się zawozić je do schroniska, albo zwyczajnie nie chcą zadawać sobie trudu. Swoje pupile wyrzucają wprost na ulicę. – Wiemy, że to domowe pieski po ich zachowaniu. Jeśli pies bez żadnych oporów do nas podchodzi, jeśli nie chce załatwiać potrzeb fizjologicznych w kojcu, tylko trzeba go wyprowadzać, to wiadomo, że to nie jest zwierzę bezdomne – mówi portalowi faktykaliskie.pl Katarzyna Górowska, prezes Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami w Kaliszu. – Oczywiście są też osoby, które osobiście przywożą do nas psa, twierdząc np., że wyjeżdżają na dłuższy czas za granicę i nie mają co z nim zrobić. Jedna z pań oświadczyła, że jej 7-letni jamnik ją ugryzł i ona już go nie chce. Gdy próbujemy rozmawiać z właścicielami i namówić np. na hotel, niektórzy po prostu zostawiają psa i wychodzą.
Tylko w lipcu do schroniska przy ul. Warszawskiej trafiło 30 psów i prawie 40 kotów. Aktualnie tych pierwszych jest łącznie 250, a drugich – 52, w tym 20 małych kociąt. – To jakaś masakra – mówi Katarzyna Górowska. – W ubiegłym roku było nawet całkiem dobrze; 30 psów trafiło do nas przez całe wakacje. Teraz w ciągu tylko jednego miesiąca. Nie mamy już gdzie trzymać tych zwierzaków, wszystkie pomieszczenia socjalne są zajęte.
Ważne jest jednak, że czworonogi nie błąkają się po ulicach, mają tu dach nad głową, opiekę - w tym wielu wolontariuszy i codziennie ciepły posiłek; brakuje jedynie suchej karmy. Ale najlepsze nawet warunki w schronisku nie zastąpią im prawdziwego domu. Choć, czego zapewne nie rozumieją, z tego zostały wyrzucone zostały jak niepotrzebna rzecz.
MIK, fot. arch.
Napisz komentarz
Komentarze