Wszystko wydarzyło się w kamienicy przy ul. Narutowicza, 7 kwietnia 2017 roku w mieszkaniu oskarżonej Nataszy A. Kobieta, Mateusz L. i późniejsza ofiara, a także matka Nataszy A. oraz ich wspólna znajoma, pili alkohol. Zakrapiane spotkanie trwało od tygodnia.
Do zbrodni doszło około godz. 20.00. Mateusz L. zadał Mariuszowi S. kilka ciosów młotkiem, powodując u niego liczne obrażenia w postaci: - Dwóch ran tłuczonych głębokich, lewej okolicy jarzmowo – policzkowej ze złamaniem kości jarzmowej i rozległym wylewem do tkanek miękkich okolicznych, ran w zakresie okolicy skroniowej lewej z wyłamaniem kości, uszkodzeniem opony twardej i tkanki mózgowej z wylewem krwi do tkanki podskórnej i mięśnia skroniowego, krwawieniem do komór mózgu, złamanie żuchwy oraz trzech żeber po stronie lewej klatki piersiowej – można było usłyszeć w odczytywanym przez prokuratora Adama Handke, akcie oskarżenia.
Wszystko wydarzyło się w tej kamienicy
Mariusz S. zmarł po kilku dniach w szpitalu. 27-latek, który dziś zasiada na ławie oskarżonych, dzień po zdarzeniu zeznawał, że zakrwawione ciało mężczyzny znalazł na klatce przed drzwiami do mieszkania swojej dziewczyny. Wtedy zadzwonił po pogotowie i sam, zgodnie z instrukcjami dyspozytora, próbował go reanimować. - Potem zszedł z góry jakiś gościu i go reanimował. Potem przyjechała karetka i go zabrała, a potem przyjechała policja i mnie zabrała – odczytywał jego zeznania z kwietnia zeszłego roku sędzia.
Poróżniła ich muzyka
Podczas pierwszej rozprawy w piątek, 12 stycznia 27-latek nadal nie przyznał się do winy, ale zmienił zeznania. Opis przebiegu wydarzeń odbiegał od tego przedstawionego w śledztwie. Zgadza się, że cała trójka, w towarzystwie matki kobiety oraz ich wspólnej znajomej, piła od kilku dni alkohol. Sam oskarżony tego dnia miał wypić około butelki wódki i kilka piw. Jak zeznał przed sądem, tego dnia Mariusz S. poszturchiwał Nataszę A. Do tego mężczyźni mieli mieć odmienne zdania co do muzyki.
W pewnym momencie w ręku Mariusza S. miał pojawić się młotek. Wtedy oskarżony – jak sam twierdzi - który w trakcie podobnych libacji w przeszłości kilkukrotnie był już pobity, a raz nawet dźgnięty nożem, przestraszył się, że zostanie ponownie napadnięty. – Dlatego wyrwałem mu młotek i uderzyłem go parokrotnie, ale nie wiedziałem, że go biję po głowie. Myślałem, że biję go po rękach bo zasłonił się kołdrą czy kocem, nie wiem, co to było, tylko widziałem, że mu palce wystawały.
Ciężko rannego Mariusza S. oskarżeni wynieśli na klatkę schodową
Krew zmyła, młotek ukryła
Natasza A. zeznała, że jej przyjaciela Mateusza L. mogła też zdenerwować informacja o pocałunku między nią a Mariuszem S., do którego doszło kilka dni wcześniej. Już w trakcie zadawania ciosów przez 27-latka leżącemu mężczyźnie, miała próbować odciągać bijącego. Bezskutecznie. A kiedy ofiara przestała reagować, pomogła swojemu przyjacielowi wynieść ciało na klatkę. Po powrocie do domu zmyła zakrwawioną podłogę, młotek schowała do pieca, a materac, na którym leżał ukryła w łazience. - Nie wiem, dlaczego to zrobiłam, nie potrafię powiedzieć. Dla Mateusza. Myślałam, że mu to pomoże, ale nie wiem w czym, wiem, że źle zrobiłam – przyznała przed sądem.
Obaj mężczyźni: ofiara i oskarżony mieszkali u Nataszy A. Dziś kobeta odpowiada za pomoc w zacieraniu śladów zbrodni.
W czasie kiedy kobieta zacierała ślady, nieprzytomnego Mariusza S. znaleźli sąsiedzi kobiety, którzy zaalarmowali 36-latkę o tym, że jej znajomy leży na klatce nieprzytomny. Także oni, według oskarżonej, mieli zacząć jego reanimację i wezwali też pogotowie. Natasza A. zeznała, że nie robił tego z pewnością oskarżony. W każdym razie ona nie słyszała jego rozmowy przez telefon z dyspozytorem pogotowia ratunkowego (choć taka miała miejsce, co potwierdza nagranie z Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego).
Zmarły Mariusz S. od miesiąca mieszkał u Nataszy A. W tym czasie narzekał na bóle spowodowane wcześniejszą bójką. Kilka dni przed feralnym dniem, po opuszczeniu Zakładu Karnego w Rawiczu, zamieszkał u Nataszy również oskarżony Mateusz L. W dniu zdarzenia miał być pod wpływem leków, które zapisał mu więzienny lekarz. Wcześniej mężczyzna miał problemy z dopalaczami.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze