Zaczęło się od spotkania oskarżonego z żoną poszkodowanego. Doszło do niego na ulicy w Grabowie nad Prosną. Oboje byli świadkami wypadku i wtedy mężczyzna miał zagadać kobietę. - Nie było żadnego konfliktu między nami – twierdził w trakcie zeznań w sądzie Mariusz H. - Tylko jak ten chłopak miał wypadek na motorze, akurat przechodziłem obok i powiedziałem do niej: „Dobrze, że ci dzieci nie potrącił”.
Według Wojciecha P. zaczepki miały miejsce wielokrotnie. I wyglądały zupełnie inaczej, niż to przedstawia oskarżony. – Zaczepił moją żonę na rynku. Był pod wpływem alkoholu. Żona była z koleżanką, najczęściej wychodzi sama, wtedy ja jestem z dziećmi w domu – konfrontował Wojciech P. - Szczegółów nie znam, nie chciała mi powiedzieć, co dokładnie mówił oskarżony, żebym się nie denerwował kiedy wychodzi z koleżankami z domu, ale wiem, że zrobił to jeszcze kilkakrotnie.
O zaczepkach kobieta powiedziała mężowi 2 czerwca. Był piątek. Mężczyzna postanowił porozmawiać z Mariuszem H. Okazja trafiła się jeszcze tego samego dnia. Panowie spotkali się na rynku w Grabowie.
Według oskarżonego Wojciech P. zaczął go gonić. – Był na spacerze, ja wchodziłem do sklepu i obejrzałem się w jego kierunku. Wtedy on przywołał mnie ręką, a ja pokazałem mu środkowy palec – opowiadał Mariusz H. – P. zaczął mnie gonić, ale udało mi się uciec akurat do hotelu.
Trochę inaczej spotkanie wyglądało z perspektywy Wojciecha P. Poszkodowany miał zauważyć Mariusza H. siedzącego w centrum Grabowa. - Podszedłem do pana H. i poprosiłem, byśmy odeszli na bok porozmawiać, ale pan H. nie, dlatego powiedziałem mu, że następnego dnia do niego przyjadę i porozmawiamy na trzeźwo.
Takich spotkań w ciągu kilkudziesięciu godzin było kilka. Panowie natknęli się na siebie także w sobotę i w niedzielę. Czyli w dniu, w którym doszło do zdarzenia. Była 22.00 i oskarżony postanowił pójść do sklepu po papierosy. Jak zeznawał, w obawie przed Wojciechem P., który gonił go w piątek, miał przy sobie gaz i nóż. Kiedy wyszedł z hotelu, w którym mieszkał, zobaczył poszkodowanego i jego kolegę. Mężczyźni stanęli oko w oko. Wtedy 35-latek sięgnął po gaz i nóż. - W prawej ręce miałem nóż, a w lewej gaz – relacjonował H. - Potem Wojciech P. chciał mi go wykopnąć, zamachnął się, jego noga była ponad moja głowę. Nie potrafię tego określić, ale nagle nogi zrobiły mi się jak z waty, tak mi się ciemno przed oczami zrobiło, że nie wiem jak doszło do tego (dźgnięcia – przyp. red.). Usłyszałem tylko „aaa”, czyli stwierdziłem, że został lekko ugodzony tym nożem.
Dokładnie dwukrotnie. W plecy oraz lewy bok. Przy okazji Mariusz H. użył też gazu łzawiącego. Wojciech P. trafił do szpitala.
Prokuratura uznała, że była to próba zabójstwa. - Zamierzonego celu nie osiągnął ze względu na ominięcie istotnych organów wewnętrznych, powodując obrażenia ciała w postaci rany kłutej okolicy kręgosłupa o głębokości około 2 centymetrów oraz rany kutej nad lewym talerzem biodrowym o długości od 5 do 6 centymetrów – można było usłyszeć z aktu oskarżenia stawianego przez Waldemara Franiaka, prokuratora rejonowego w Ostrzeszowie.
Mężczyzna, oprócz usiłowania zabójstwa, odpowiada także za posiadanie środków odurzających.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze