Kto by się spodziewał, że po tak gładko wygranym pierwszym secie (25:17) niżej notowane gliwiczanki wpędzą kaliską drużynę w nie lada kłopoty. Jeszcze w drugiej partii podopieczne Mariusza Wiktorowicza i Daniela Przybylskiego prowadziły 5:0, a później 22:18, ale rywalki wyrównały i w grze na przewagi okazały się lepsze (24:26). Trzecia odsłona pokazała, że nie było to jednorazowe potknięcie. Przyjezdne szybko zmusiły trenerów MKS-u do wykorzystania obu przerw, bo już przy stanie 3:9. Potem konsekwentnie budowały przewagę (5:13, 9:20) i zwyciężyły do 13. Podobnie układał się czwarty set, w którym siatkarki z grodu nad Prosną też przegrywały 3:9.
– Chyba żadna z zawodniczek nie poznawała siebie na boisku, ja też powiedziałem na jednym z czasów, że nie poznaję zespołu. Przede wszystkim tego, jak realizuje założenia i jak się zachowuje, nie mówiąc już o taktyce. W zasadzie nie było zespołu, tylko grupa dziewczyn, która spotkała się na boisku – ocenia trener Wiktorowicz.
Mecz wyraźnie wymykał się spod kontroli kaliszanek, które w końcówce czwartej partii traciły do przeciwniczek cztery oczka (16:20). Były więc o krok od pierwszej w tej kampanii ligowej porażki przed własną publicznością. Siatkówka w żeńskim wydaniu jest jednak jedną z najbardziej nieobliczalnych dyscyplin, o czym można się było przekonać na finiszu seta numer 4. Wystarczyło kilka dobrych serwisów w wykonaniu Sylwii Kucharskiej, do tego kilka skutecznych kontr, by uciec spod topora. Kaliszanki zdobyły sześć punktów z rzędu (23:21) i nie zmarnowały okazji na doprowadzenie do tie-breaka (26:24).
Na półmetku decydującej partii bliżej wygranej były Akademiczki z Gliwic (7:8). Po zmianie stron licznik po ich stronie już jednak nie drgnął. Miejscowe w końcu zagrały na miarę swoich możliwości i serią ośmiu kolejnych oczek wyszarpały zwycięstwo. Trener Wiktorowicz wyciągnął asa z rękawa w postaci Justyny Andrzejczak, która zadomowiła się w polu serwisowym, do tego popracowała w obronie, a jej koleżanki wyprowadzały skuteczne ciosy. Ten ostatni zadała niezawodna Hanna Łukasiewicz.
– Byłem ciekaw, jak drużyna zareaguje na dwa mecze w ciągu trzech dni, czyli w systemie zbliżonym do fazy play-off – mówi nam szkoleniowiec Energi MKS. – Mogliśmy się przekonać, jak ważną rolę odgrywa utrzymanie koncentracji przez całe zawody. Zwłaszcza w trzecim secie nam jej zabrakło. Dopiero gdy dziewczyny widziały widmo porażki, miały nóż na gardle, to stanęły na wysokości zadania, zaczęły grać swoją siatkówkę i efekt był widoczny, gdzie w tie-breaku zdobyły serią osiem punktów. Takie mecze też się zdarzają i też je trzeba umieć wygrać. Pokazaliśmy, że potrafimy przetrwać trudne momenty i zwyciężyć. To na pewno jest budujące w kontekście gry w play-off’ach, gdzie takie mecze również mogą się zdarzyć. Ponadto znów okazało się, jak istotne jest posiadanie szerokiego składu, bo rotacje były potrzebne – dodaje Mariusz Wiktorowicz.
Fazę zasadniczą jego drużyna zakończy z kompletem zwycięstw w hali Arena. Do rozegrania w tej części sezonu pozostały jej jeszcze dwa wyjazdowe spotkania – w Krośnie i Opolu.
Michał Sobczak
***
Energa MKS Kalisz – AZS Politechniki Śląskiej Gliwice 3:2 (25:17, 24:26, 13:25, 26:24, 15:8)
Energa MKS: Wawrzyniak, Nazarenko, Dybek, Janicka, Łukasiewicz, Sroka oraz Bulbak (l), Głowiak (l), Drewniak, Raczyńska, Cabajewska, Widera, Andrzejczak, Kucharska
AZS: Trach, Kukulska, Brzoska, Szczygieł, Sokolińska, Shapoval oraz Jagodzińska (l), Ulumbelaszwili (l), Dyduła, Piątek, Kęsik
Napisz komentarz
Komentarze