Przed rokiem sąd uznał, że Adrian S. ma zaburzenia emocjonalne, ale w momencie zbrodni był świadom tego, co robi. Uznał też, że wszystko zaplanował. Choroba – myśli samobójcze, tajemnicze głosy w głowie, lęki czy ucieczki z domu – miała być stworzoną przez niego samego legendą. Dlatego sąd skazał kaliszanina na 25 lat pozbawienia wolności. Z zarzutami oraz wyrokiem od początku nie zgadzał się obrońca Adriana S., który przed sądem próbował udowodnić, że mężczyzna jest niepoczytalny.
Odwołały się obie strony
Od wyroku z listopada odwołały się obie strony. Oskarżyciel, chociaż wyrok był po jego stronie, uznał, że popełniono błąd w ustaleniach motywu, który kierował zabójcą i chciał zaostrzenia kary. Obrona - dodatkowych badań psychiatrycznych i umorzenia postępowania ze względu na stan zdrowia swojego klienta, u którego wykryto m.in. guza mózgu. Sąd Apelacyjny w Łodzi uznał roszczenia stron i sprawa wróciła do Kalisza.
Prokurator, zgodnie z wytycznymi, poprosił o powołanie kompleksowego zespołu biegłych neurologów, a jednocześnie we wniosku wskazane zostały pytania, które powinien usłyszeć Adrian S. Same zarzuty się nie zmieniły.
Odmówił składania zeznań
Do zabójstwa doszło 16 stycznia 2017 roku. 60-letni Krzysztof M. odśnieżał teren przed dworcem, gdy podszedł do niego Adrian S. i zadał mu dwa ciosy nożem. Mężczyźni nie znali się, nie zamienili nawet słowa, nie mieli żadnego zatargu. Adrian S. miał tłumaczyć później, że do morderstwa nakłoniły go głosy w jego głowie. - Krzysztof M. doznał rany kłutej pleców i szyi penetrującej do płuc, co spowodowało u pokrzywdzonego uraz narządowy, w tym naczyń krwionośnych, z następowym masywnym krwotokiem, na skutek czego tego samego dnia nastąpiła nagła i gwałtowna śmierć pokrzywdzonego - czytał Adam Handke, prokurator.
Adrian S., który od dnia morderstwa przebywa w więzieniu, na sali rozpraw we wtorek, 25 września odmówił składania zeznań. - Chciałbym odmówić zeznawania, ponieważ już nie pamiętam – stwierdził zdecydowanie – inaczej, niż rok temu, kiedy to sprawiał wrażenie nieobecnego. - Nie potwierdzam i nie zaprzeczam - dodał.
Słyszałem głosy „zabij”
We wtorek zeznawała natomiast matka oskarżonego. - Syn już rok przed zdarzeniem zaczął dziwnie się zachowywać. Często mówił, że boli go głową, że słyszy głosy – mówiła przed sądem. - Wychodził z domu i znikał na wiele godzin. Nie było z nim kontaktu. Prosiłam, żeby zaczął się leczyć. W końcu poszedł do mojego lekarza, a ten stwierdził, że ma depresję i dał skierowanie do szpitala, ale tam za pierwszym razem ordynator odmówił hospitalizacji. Nawet nie spojrzał na syna.
Złożone ponad rok temu zeznania oskarżonego teraz przypomniał sędzia. Adrian S. już wtedy od miesięcy leczył się psychiatrycznie. Leki przyjmował z różną częstotliwością. Tak było właśnie w styczniu 2017, gdy doszło do zabójstwa.
Od rana kaliszanin miał słyszeć głosy, które kazały mu wyjść z domu i zabić. Zanim spotkał swoją ofiarę wyrzucił portfel i klucze od domu. Nóż kupił w hali „Pod zegarem”. - Po zakupie szedłem prosto, słyszałem głosy, szumy. To mnie przeraziło, szedłem prosto aż na PKS i słyszałem głosy „zabij”. Te głosy od samego rana mówiły mi, abym zabił. Spotkałem tego pana i zrobiłem to. Ja nie krzyczałem. Nic nie mówiłem. Dźgnąłem nożem w szyję - przypomniał zeznania Marcin Borowiak, sędzia.
Zdecydują kolejne badania
Historię Adriana S. o głosach, o błąkaniu się bez celu, a także utrzymywanie, że jest bezdomnym sąd w listopadzie ubiegłego roku uznał za celowe epatowanie chorobą w celu zamaskowania poczytalności w momencie popełniania zbrodni. Biegli potwierdzili, że 29-latek cierpi na schorzenia schizoidalne, ale ich zdaniem 16 stycznia był świadom tego, co robi.
Teraz kolejne badania i opinie biegłych. Strony podtrzymują swoje żądania sprzed roku.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze