Pacjenci wypisywani do domów
W poniedziałek protest rozpoczęli pracownicy blisko 100 szpitali w całej Polsce. Także w Kaliszu. - Ze 117 pracowników zatrudnionych w tym szpitalu w tej grupie zawodowej, 52 osoby poinformowały pracodawcę, że przebywają na zwolnieniach lekarskich, 4 osoby wzięły urlop na żądanie. Pojedyncze osoby przebywają też na zaplanowanych wcześniej urlopach wypoczynkowych - mówi Paweł Gawroński, rzecznik prasowy Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Kaliszu.
Jednocześnie uspokaja, że sytuacja jest opanowana, jednak protest utrudni funkcjonowanie pacówki. - Jakkolwiek Zakład Diagnostyki Laboratoryjnej, mikrobiologia kliniczna, patomorfologia funkcjonują, można powiedzieć, bez zakłóceń, o tyle już w oddziale rehabilitacyjnym pozostaną tylko ci pacjenci, którzy wymagają pobytu w warunkach lecznictwa zamkniętego. Ci, którzy są w lepszych stanach zdrowotnych, do piątku będą wypisywani na przepustki, a po unormowaniu sytuacji będą proszeni o powrót do szpitala po to, żeby procedury, które miały być na nich wykonane, mogły zostać zrealizowane - informuje Gawroński.
Do protestu zdołał się przygotować Zakład Leczniczego Usprawniania, czyli tzw. Rehabilitacja Ambulatoryjna. W ubiegłym tygodniu telefonicznie odwołane zostały wizyty 60 pacjentów, którzy mieli być przyjmowani od poniedziałku. Największe utrudnienia spodziewane są w zakresie diagnostyki obrazowej. - Szpital funkcjonuje obecnie w warunkach podobnych jak w trybie ostrodyżurowym. Świadczenia zdrowotne są zachowane, natomiast musimy się ograniczyć do tego, żeby pomocy udzielać pacjentom w stanach nagłego zagrożenia zdrowia i życia - mówi rzecznik kaliskiego „Okrąglaka” i dodaje, że pacjenci byli informowani o planowanych utrudnieniach.
Dyrekcja popiera postulaty protestujących
Paweł Gawroński podkreśla, że zarówno dyrekcja jak i pozostali pracownicy szpitala wspierają protestujących w ich działaniach. - W komunikatach wydawanych przez dyrekcję uprzedzaliśmy pacjentów o tym, że jest protest diagnostów medycznych i fizjoterapeutów. Wyjaśniliśmy, że ich roszczenia są w pełni zasadne, że były powzięte pewne ustalenia ze stroną rządową, natomiast nie zostały zrealizowane. W związku z tym, wszyscy rozumiemy tę sytuację i się z nimi solidaryzujemy – mówi Paweł Gawroński.
Póki co nie wiadomo, jak długo potrwa protest. Jeszcze w tym tygodniu w Warszawie minister zdrowia ma spotkać się ze związkami zawodowymi i podjąć kolejne rozmowy.
Żądają 1600 zł podwyżki
Jak podkreślają protestujący pracują często 12 godzin dziennie, za niewiele powyżej najniższej krajowej, a Ministerstwo Zdrowia, mimo konkretnego terminu, nie wywiązało się z obietnic o podwyżkach. - W marcu mieliśmy obiecane pieniądze od ministra. Już w zasadzie mieliśmy informację od naszej przewodniczącej, która uczestniczy w komisjach trójstronnych i bywa na wszystkich spotkaniach w Warszawie, że pieniądze będą. Tymczasem w kwietniu już się pieniądze rozmyły - mówi Anna Krzemińska ze Związku Zawodowego Pracowników Diagnostyki Medycznej i Fizjoterapii przy Szpitalu w Kaliszu.- Potem pan minister obiecał, że będą przekazane pieniądze za wzwyżkę wyceny świadczeń, szpitale dostaną te pieniądze i dyrektorzy mają wypłacać nam podwyżki.
Jak się okazało pieniądze ze wzwyżek nie były „znaczone”, więc dyrektorzy w zadłużonych szpitalach przeznaczali je na inne cele. Jak podkreśla Anna Krzemińska w części placówek pracownicy otrzymali podwyżki, jednak w znacznej większości nie, stąd ogólnopolski protest.
W marcu, gdy minister zdrowia obiecywał dodatkowe fundusze dla radiologów, fizjoterapeutów i diagnostów, z ogólnej kwoty zainteresowani wyliczyli, że będzie to około 1600 zł dla każdego z pracowników. - Postulujemy o te 1600 zł, niemniej gdy rozmawialiśmy z dyrektorem, byliśmy skłonni do jakiegoś kompromisu. Jednak to, co zaproponował dyrektor - tylko dla sześciu osób po 100 złotych - to było nie do przyjęcia - dodaje Anna Krzemińska.
Kompromisem, o którym mówią pracownicy, były podwyżki w kwocie 1000 zł.
Kamil Nowacki, fot. arch.
Napisz komentarz
Komentarze