Marsz Równości, mimo prób zablokowania tego wydarzenia, przeszedł ulicami naszego miasta. Przeszedł pierwszy raz i przyciągnął tłumy. Chociaż kiedy organizatorzy podzieli się z mieszkańcami swoimi planami, przeciwnicy tego typu spotkań sparaliżowali kaliski magistrat, wysyłając mailowo informacje o chęci zorganizowania najczęściej już z nazwy absurdalnego zgromadzenia. Manifestować w tym samym czasie i miejscu chcieli np. obrońcy jeży pigmejskich czy chleba z glutenem. W sumie wpłynęło 250 takich wniosków. - To jest trochę ośmieszenie prawa do wolności zgromadzeń – stwierdza z przekonaniem Janusz Sibiński z Wydziału Spraw Społecznych i Mieszkaniowych Urzędu Miasta Kalisza. - Od tego czasu troje pracowników non stop pracowało nad zgromadzeniami, a w różnym czasie i różnym zakresie około 15 pracowników było zaangażowanych w obrobienie tej materii, bo to nie jest tylko przyjęcie zgromadzenia. To też kwestia analizy wniosku, to kwestia zamieszczenia informacji w BIP-ie, wysłania odpowiednich informacji do policji, także przygotowania rozprawy administracyjnej, na którą organizatorzy w większości się nie pofatygowali, nawet nie informując, że nie zamierzają wziąć w niej udziału. Wreszcie przygotowanie identyfikatorów dla przewodniczącego zgromadzenia, a więc to są konkretne koszty i zaangażowanie pracowników, którzy w tym czasie nie mogli wykonywać innych czynności, tylko zajmowali się całą sytuacją.
Wszystko ze względu na bezpieczeństwo. Konieczne jest zadbanie o to, by nie odbywały się w tym miejscu. To zadanie urzędników. Zaangażowane są też służby porządkowe, które muszą czuwać w miejscu i o czasie wskazanym przez organizatorów. A przygotowania zaczynają się na wiele dni przed takimi zgromadzeniami.
W sumie w miniony weekend (11 - 12 września) gotowych do działania było kilkuset funkcjonariuszy. Dodatkowe siły do Kalisza były skierowane z całej Wielkopolski, w tym np. specjalny pododdział konny i operacyjny psów służbowych, a także z Warszawy. - To duże przedsięwzięcie logistyczne - potwierdza asp. Anna Jaworska-Wojnicz, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Kaliszu. - Oprócz dbania o bezpieczeństwo uczestników zgromadzeń konieczne jest też wyłączenie niektórych ulic z ruchu i zniwelowanie utrudnień do minimum.
W Kaliszu, spośród 250 wniosków, pozwolenie na zgromadzenie otrzymało 29 organizatorów. Tylko jeden podszedł do sprawy poważnie. - Jeśli zgłaszamy marsz to po to, by faktycznie zrealizować to wydarzenie – mówi Kalina Michocka, współorganizatorka I Kaliskiego Marszu Równości. - Nam się udało. Natomiast ze względu na przepisy, które obowiązują wiedzieliśmy, że dojdzie do próby blokady naszego Marszu. Podobne sytuacje miały miejsce w innych miastach.
A wielbiciele sernika z rodzynkami nie zajadali się tym przysmakiem wspólnie na ulicach miasta. Z raczenia mieszkańców dźwiękami muzyki Chopina też zrezygnowali, podobnie jak obrońcy bobrów czy fani różnego rodzaju filmów i bajek. Mówiąc kolokwialnie, „olali” tych, którzy być może chętnie przyłączyliby się do wspólnego manifestowania. - I np. część organizatorów, a dodam, że były to osoby z całej Polski, w ogóle nie odbierała telefonów - zdradza Janusz Sibiński. - Pracownicy próbowali po kilkanaście razy kontaktować się na podawane przez organizatorów w zgłoszeniu numery do kontaktu i te telefony pozostawały nieodbierane.
Każdy może zorganizować zgromadzenie publiczne. Jednak wcześniej musi powiadomić o nim odpowiedni urząd – tak robią np. organizatorzy marszu z okazji Dnia solidarności z osobami chorymi na AIDS czy marszu z okazji Dnia Godności Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną, które w naszym mieście organizowane są cyklicznie od lat. Tak musiała zrobić młodzież, która w miniony piątek chciała pokazać, że oczekuje od rządzących zmian dotyczących polityki klimatycznej. A co z tymi wszystkimi, którzy już po zgłoszeniu beztrosko podchodzą do tematu i nie przejmują się paraliżem urzędu i służb?
Ustawa nic nie mówi o możliwości obciążenia takich osób kosztami, ale też nie zabrania takich roszczeń. A to może być furtką, by wystąpić na drogę sądową i ubiegać się o pokrycie wydatków związanych z pracą urzędników i koniecznością zaangażowania wzmożonych sił bezpieczeństwa. – Według mnie sensownym byłoby się zastanowienie nad kwestią, czy nie można byłoby pociągnąć takiego organizatora do odpowiedzialności na zasadach ogólnych związanych z poniesieniem kosztów ewentualnego zorganizowania zgromadzenia, które się nie odbyło – wyjaśnia Łukasz Jamszoł, aplikant adwokacki. – Jeżeli organizator zgłasza planowaną trasę przemarszu i dochodzi do blokady ulic, które podczas takiego zgromadzenia mają być zajęte, jeśli dochodzi do uruchomienia środków bezpieczeństwa w postaci policji, która ma zabezpieczać takie zgromadzenie, a następnie takie się nie odbywa ponoszone są konkretne koszty i myślę, że sensowne byłoby podjęcie próby pociągnięcia takiego organizatora do odpowiedzialności na zasadach ogólnych.
Próba obarczenia wnioskodawcy kosztami związanymi z zabezpieczeniem zgromadzenia i brakiem informacji o odwołaniu wydarzenia, może być trudna. Jednak być może warta przysłowiowej świeczki, tak by osoby kpiące z przepisów nauczyły się szacunku dla pracy, czasu i pieniędzy innych osób.
AW, zdjęcia autor, arch., wideo: Magazyn Miejski
Napisz komentarz
Komentarze