Kilka miesięcy temu rozpoczęto remont stumetrowego fragmentu dworca z przeznaczeniem na poczekalnię pasażerską. I właśnie w trakcie tych prac odnaleziono list. - O wszystkim zdecydował przypadek, a raczej staranność robotników, którzy teraz wykonywali remont – stwierdza Jerzy Łukasz Walczak, burmistrz Nowych Skalmierzyc. - Znaleźli buteleczkę, która w czasie wykuwania otworu się zbiła, ale zainteresowała ich karteczka, którą starannie wyjęli, przeczytali i przekazali swojemu szefowi, a właściciel firmy budowlanej przekazał ją nam.
Zapisana na niej treść brzmiała:
"“Skalmierzyce dnia 15 III 1941
(… fragment urwany) tej ścianie pracowali murarze
Karolewski Jan urodzony dnia 27. I 1902
Sobański Władysław ur. d. 13 V 1900
Obaj z Kalisza zamurowaliśmy tą kartkę na pamiątkę Kto znajdzie
tą kartkę to sobie przypomni hitlerowską wojnę z ludźmi jak to krzyżaki
ludzi wysiedlali."
Dzięki mediom społecznościowym, ale też tradycyjnym o znalezisku zrobiło się głośno i udało się odnaleźć potomków obu panów, dlatego władze Nowych Skalmierzyc postanowili, że tablica o liście oraz zdjęcia autorów przyozdobią ścianę poczekalni.
Dodatkowo stworzono kapsułę czasu, w której 29 września umieszczono oryginał listu, podpisy osób uczestniczących w otwarciu poczekalni i odsłonięciu tablicy upamiętniającej autorów pisma. W uroczystości uczestniczyły prawnuczki Władysława Sobańskiego. Krewni Jana Koralewskiego nie mogli wziąć udziału w spotkaniu, ale napisali list do jego uczestników.
Mogli przypłacić to życiem
Historia Jana Karolewskiego i Władysława Sobańskiego to przymusowa praca przy remoncie dworca w Nowych Skalmierzycach, który Niemcy przebudowywali w związku z planami ekspansji na Wschód. Pracując widzieli też to, co najgorsze. Transporty ludzi. Często w jedną stronę. - Niesamowite jest, że obaj panowie odważyli się napisać list do potomnych z tak istotnymi wiadomościami, które były dla tamtych ludzi, mieszkańców Nowych Skalmierzyc, tragiczną codziennością. Miejscowość była miejscem masowych wywózek, a ci budowlańcy być może widzieli w przejeżdżających tu pociągach swoich bliskich, znajomych, sąsiadów – snuje przypuszczenia Jerzy Wojtczak, regionalista. - Podziwiam odwagę tych murarzy, bo przecież oni mogli napisanie tego listu i zamurowanie go w ścianie przypłacić życiem.
O liście pradziadka dowiedziały się z telewizji
Szczęśliwie nie tylko udało im się zamurować w butelce kilka zdań refleksji nad tym, co widzieli, pracując przy przebudowie dworca, ale też doczekać końca wojny. I jak się okazuje pamięć o tamtych latach pielęgnowali do końca swoich dni, ale o tym, że pozostawili w murach budynku prośbę o pamięć nad ludzką tragedią czasów wojny, nie powiedzieli nikomu. - Pradziadka nie miałyśmy okazji poznać, ale znamy go z opowieści babci, która ma już ponad 90 lat i bardzo często opowiada nam o rodzinie i o jej losach. Jednak wątek listu nie był znany. O odkryciu go w czasie remontu dworca dowiedziałyśmy się z telewizji, ale wtedy nie widziałyśmy, że Władysław Sobański, który go napisał i o którym była mowa, to ten sam człowiek, który był naszym pradziadkiem – zdradzają Eliza Kryczka i Ewelina Osip. - Pisał to na pewno nasz pradziadek, bo pismo zostało porównane do listów, które pisał przez całe życie. Bardzo lubił w ten sposób podtrzymywać kontakty, pisał też wiersze i kawały. Lubił też przyrodę i kolekcjonowanie monet oraz znaczków. Taki jest w naszych wspomnieniach, wesoły i rodzinny, bo wcześnie został wdowcem, który musiał opiekować się piątką dzieci. A teraz nie tylko mogłyśmy poznać nowy, dramatyczny wątek z jego życia, ale też zostanie on tak pięknie upamiętniony.
Sprawa głośna nie tylko w Polsce
Mieszkające w Świnoujściu kobiety, gdzie ostatnie lata życia spędził Władysław Sobański, zostały odnalezione przez stowarzyszenie „Ocalić od zapomnienia”, której członkowie sami zgłosili się do władz Nowych Skalmierzyc i zaoferowali pomoc w dotarciu do potomków autorów listu. Dzięki internetowi szybko udało się wpaść na trop rodzin obu panów. - Poszukujemy różnych ludzi i badamy ich losy od trzech lat, więc sieć kontaktów mamy rozbudowaną. A do tego wielkimi pomocnikami są internet i media społecznościowe. Jeśli jeszcze mamy punkt zaczepienia, w tym przypadku były to daty urodzenia panów i miejscowość, to poszukiwania idą błyskawicznie – zdradzają Dorota i Wojciech Bartoszewiczowie, którzy przewertowali globalną wioskę w poszukiwaniu rodzin Jana Karolewskiego i Władysława Sobańskiego. - Sprawa jest niezwykle ciekawa i o liście zamurowanym w ścianie dworca głośno było nie tylko w Polsce. Wszystko dlatego, że historia obu panów to pokazanie, jak dramatyczne były losy ludności cywilnej. W każdym domu, rozmawiając z babciami, czy dziadkami, możemy odkryć nieznane, a bardzo ciekawe wątki z przeszłości – zachęca do zainspirowania się znaleziskiem Dorota Bartoszewicz.
Pierwszy z panów swoje życie związał z Gdynią. Drugi już na emeryturze przeprowadził się do rodziny w Świnoujściu i tam mieszkał do śmierci. Pochowany jest jednak w rodzinnych stronach w Kamiennej w gminie Ceków –Kolonia (pow. kaliski). Czy mieli ze sobą kontakt po wojnie? Tego jeszcze nie wiadomo, być może uda się ustalić poszukiwaczom przeszłości, ale te kilka słów połączyło ich na zawsze.
Wspomnienie spisane przez Dorotę Bartoszewicz
Jan Karolewski
Trudno jest pisać o życiu człowieka, którego nigdy nie miało okazji się poznać... Którego od lat nie ma na świecie i którego pamięta coraz mniej osób. Najlepsze są tu opisy zdawane przez krewnych, dlatego pozwolę sobie przytoczyć e-mail wnuczki – Doroty Karolewskiej. Tak zaczęła...
Kontakt za pomocą listu … to już zaczyna być tradycją rodzinną Karolewskich. W ostatnim czasie pytano mnie: dlaczego Dziadek zdecydował się napisać ten list? Jeśli znałam Dziadka tak dobrze, jak mi się wydaje, to mogę sobie to wytłumaczyć tylko w jeden sposób, a mianowicie, że uważał to za jedyny sposób, aby ktoś kiedyś dowiedział się o tych strasznych wydarzeniach, że nie zdoła tego zrobić w inny sposób. Musiały być to bardzo ciężkie dla Niego chwile, ponieważ nigdy do nich nie wrócił w znanych mi wspomnieniach.
Spróbuję, chociaż to bardzo trudne, w kilku słowach przybliżyć postać mojego Dziadka – Jana Karolewskiego. Jako 20-latek, z dyplomem czeladniczym, młodziutki murarz wyjeżdża z rodzinnego Kalisza i zostaje jednym z budowniczych portu i miasta Gdyni. Tu zakłada rodzinę. Początek wojny zmusza Jego z żoną i z dziećmi do ucieczki w rodzinne strony (wielotygodniowa, okrężna droga bydlęcymi wagonami). Całą okupację ukrywają się w Kaliszu i w jego okolicach. Po zakończeniu wojny, zaraz za frontem, wraca na pieszo (przez dwa tygodnie) do Gdyni. Na szczęście może sprowadzić rodzinę do ocalałego domu. Całe swoje późniejsze życie związuje z tym miastem; tu pracuje w przemyśle morskim. Jednak zawsze rodzina była dla Niego na pierwszym miejscu – żona Henryka, córka – Aleksandra, synowie – Jerzy i Zbigniew. Był opiekuńczy, cierpliwy, ciepły, z natury optymistyczny i zawsze mogliśmy na Niego liczyć. Jako Dziadek dla piątki wnucząt był wzorem pracowitości i był zawsze, kiedy Go potrzebowaliśmy. Podczas rodzinnych spotkań przygrywał nam na ustnej harmonijce i pięknie śpiewał (był członkiem męskiego gdyńskiego chóru Dzwon Kaszubski).
Gdyby dzisiaj siedział obok mnie to pokręciłby z niedowierzaniem głową i swoim zwyczajem machnąłby od niechcenia ręką, że tyle zrobiło się zamieszania z Jego powodu.
Uwagę należy tu zwrócić na niezwykły szacunek dla dziadka. Jego, Go, On... pisane dużymi literami. W opisie ustnym, podczas naszych rozmów telefonicznych Dorota Karolewska wspominała Jana ze wzruszeniem. Że pogodny, łagodny, ciepły, cierpliwy, skromny, kochany, lubiany przez wszystkich w pracy i w rodzinie... Że można było bezwzględnie na niego liczyć, bo rodzina była zawsze na pierwszym miejscu.
Pierwszy kontakt z wnuczką Jana Karolewskiego był niezwykły. Jak zawsze zaprosiłam na Facebooku kilkanaście osób o tym nazwisku i jako jedna z pierwszych odpowiedziała mi ona właśnie. Przedstawiłam się... Że poszukuję krewnych Jana. Na stawiane pytania i długie wywody Dorotka odpowiedziała mi kilka razy "tak" bez szerszego rozwijania myśli. W pierwszej chwili miałam z tym problem. Z różnymi reakcjami miałam do czynienia. I tym razem emocje wzięły górę. Wzruszenie, szczęście, znak.... Tak to interpretowała wnuczka murarza. Było to dla niej niezwykłe, że dziadek dał jej znak z nieba... Że westchnienia kierowane do tych, co odeszli, nie poszły w kosmos...
Żałuję, że mieszka w Gdyni, z której jak z mojego Podlasia jest wszędzie daleko. Nie spotkam jej jutro... Co nie znaczy, że nigdy jej nie poznam.
Jan Karolewski zmarł 7.12. 1989 roku i pochowany jest w Gdyni.
Władysław Sobański
O Sobańskim pisać jest łatwiej, bo znacznie więcej osób o nim traktuje. Na Facebooku równolegle upominało się o niego kilkoro młodych. Co się okazało, wszyscy byli z tej właśnie linii Sobańskich, a jedna osoba była prawnuczką brata Władysława.
Nazwisko jest w Wielkopolsce popularne. Nie dziwne, gdyż ten ród liczył 2 siostry i 3 braci. Sam Władysław miał 5 dzieci. Szóste dziecko, synek, zmarł zaraz po narodzinach, zabierając ze sobą żonę Władysława – Reginę. Zmarła 9.12.1939. Fakt, że owdowiał bardzo wcześnie i trudności związane z wychowaniem samotnie 5 dzieci mogłyby położyć na łopatki niejednego mężczyznę. Władysław się jednak nie poddał. Być może jednym ze sposobów na ponowne odnalezienie sensu życia stało się tworzenie. Twórczość polegała na pisaniu wierszy, rymowanek, opowiadanek... Część z nich zachowała się w zbiorach rodzinnych. To z tych ręcznie pisanych tekstów wiemy, że pismo listu w butelce bez cienia wątpliwości należy do Władysława.
Dlaczego napisał ten list? No właśnie. Synowa Sobańskiego – Lilia – mówi, że był to wesoły, pogodny kawalarz. Lubił robić niestandardowe rzeczy. Czy chciał już wtedy zaznaczyć w Nowych Skalmierzycach swoją obecność? Czy to po to, by przekazać nam swoją niedolę? By ludzie x lat później pamiętali o potworności wojny... By to nie wróciło...
Udało mu się. Jego twórczość przetrwała... I to jak...
Imponująca jest wiedza o nim. Na spotkanie przyjadą prawnuczki. To czwarte pokolenie. Pięknie zachowany jest grób. I pięknie pielęgnują pamięć w swoich domach.
AW, zdjęcia autor, UMiG w Nowych Skalmierzycach
Napisz komentarz
Komentarze