W obu przypadkach działania Sanepidu i policji przebiegły bez zakłóceń, choć podczas wykonach czynności do sklepów usiłowało dostać się wiele osób, nie podejrzewając, że znajdujący się tam mężczyźni to nie klienci, lecz wspierający urzędników nieumundurowani funkcjonariusze. Tymczasem okoliczni mieszkańcy póki co odetchnęli z ulgą. Tragedia – tak o tym, co działo się w okolicy sklepu z dopalaczami przy ulicy Złotej, mówią sąsiadujący z nim kaliszanie. - Zaczepiają ludzi, proszą mnie, żebym pożyczył 1,50, a ja mówię: lepiej się pomódl. Widać , że mózg „zryty”. Tragedia tu była, tragedia – mówi jeden z mieszkańców Kalisza.
- Ta młodzież taka naćpana, było widać, biegali, machali rękami, agresywnie, wołali pieniądze – dodaje kaliszanka. Podobne zdanie można usłyszeć o sklepie przy więzieniu. - Dobrze, nic dobrego tam nie jest. Tam nie chodzą porządni ludzie. Zaczepiali, wołali pieniążków jak zwykle, żeby coś kupić – przyznaje jeden z przechodniów.
Badania próbek sprzedawanych tam substancji potwierdziły, że są to środki zastępcze, tzw. dopalacze. Wprowadzanie ich do obrotu jest zakazane. Sanepid wydał więc decyzję o zaprzestaniu prowadzenia działalności w tych pomieszczeniach, w których wcześniej urzędnicy pobrali substancje do analizy pod kątem chemicznym. - Państwowy Inspektor Sanitarny na skutek niewykonalności przez te podmioty decyzji administracyjnych w zakresie zaprzestania prowadzenia sprzedaży środków zastępczych podjął decyzję o zabezpieczaniu pomieszczeń na podstawie artykułu 29 ustawy o Państwowej inspekcji sanitarnej – mówi Barbara Gogolewska, zastępca Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Kaliszu. Sanepid na właścicieli sklepów nałoży jeszcze kary finansowe, zgodnie z prawem od 20 tysięcy złotych do nawet miliona. - Decyzje o wysokości kar finansowych jeszcze nie zapadły, one będą oczywiście wydawane indywidualnie na każdy podmiot – dodaje Gogolewska (na zdj.).
Kaliszanie nie rozumieją, dlaczego sklepów z dopalaczami nie można tak po prostu zamknąć. - Ja wychowałam dziewięcioro dzieci, mam 24 wnuków i oni się tym w ogóle nie interesują, są ludźmi jak się należy. A kto to widział, żeby dopalacze jakieś brać, nie zezwolić w ogóle na to, zlikwidować i koniec – mówi nam jedna z mieszkanek Kalisza. Niestety walka Sanepidu z osobami prowadzącymi sklepy z dopalaczami przypomina zabawę w kotka i myszkę. Bo z godnie z obowiązującymi przepisami właściciele takich biznesów mogą nie tylko legalnie je otwierać, zgłaszając w urzędzie po prostu „sprzedaż detaliczną”, ale po interwencji policji i Sanepidu założyć kolejną działalność na inne nazwisko i wynająć nowy lokal. Wtedy cała długotrwała procedura: pobranie próbek dopalaczy, zdobycie pieniędzy na ich przebadanie, w końcu oczekiwanie na wyniki i wydawanie kolejnych decyzji, zaczyna się od nowa. A od kar finansowych sprzedający dopalacze nagminnie się odwołują, co jeszcze bardziej opóźnia egzekucję. - Ja jako mieszkanka Kalisza, mieszkam ponad 40 lat, bardzo proszę robić porządek z tymi dopalaczami – apeluje kobieta napotkana nieopodal sklepu z dopalaczami.
W Kaliszu działają jeszcze dwa takie sklepy. Mówi się o tym nieoficjalnie, bo Sanepid nie udowodnił jeszcze badaniami, że sprzedawane tam substancje to środki zastępcze.
Agnieszka Gierz, MIK, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze