Nagranie z miejskiego monitoringu. Miniony czwartek po południu. Fontanna przy placu św. Józefa. Dziwnie zachowującego się mężczyznę zauważają przechodnie. Okazuje się, że mężczyzna nie jest w stanie iść. Strażnikom miejskim przyznaje, że zażył „amulet szczęścia”. Trafia do szpitala. W ciągu minionego tygodnia doszło do jeszcze dwóch takich przypadków. - Jedno z takich zgłoszeń otrzymaliśmy w ten weekend. Mężczyzna pod wpływem dopalaczy leżał na chodniku przy ulicy Chopina. Kolejny przypadek – osiedle Widok. Zadzwoniła kobieta, która na osiedlu zauważyła dziwnie zachowującego się chłopaka. Gdy strażnicy przybyli na miejsce, przyznał się, że zażył jakiegoś dopalacza. Miał problemy z koordynacją ruchów i mową. – powiedział Dariusz Hybś, komendant Straży Miejskiej Kalisza.
Tylko przez pierwszy miesiąc 2015 roku do kaliskiego szpitala trafiło 11 osób po zażyciu dopalaczy. W pierwszym tygodniu lutego już 3. - Styczeń był rekordowy, jeśli chodzi o wszystkie miesiące, które monitorowaliśmy pod kątem przyjęcia pacjentów po dopalaczach. Zaczęliśmy to kontrolować w lutym minionego roku i do grudnia mieliśmy 59 takich pacjentów. Styczeń pokazuje nam, że jest coraz gorzej –mówi Paweł Gawroński, rzecznik kaliskiego szpitala.
Problem więc narasta. I okazuje się, że ani zamknięcie sklepów z dopalaczami ani nałożenie na handlujących wysokich kar pieniężnych nic nie daje. Jeżeli styczniowa statystyka powtórzy się w kolejnych miesiącach, to w tym roku do kaliskiego szpitala trafi dwa razy więcej osób po zażyciu dopalaczy niż w ubiegłym roku. Dlatego jak sądzi podinp. policji w stanie spoczynku, Roman Szeląg, skoro prawo za dopalaczowym procederem nie nadąża, trzeba jak najbardziej skutecznie zniechęcić ludzi do sięgnięcia po te środki.
- Profilaktyka to docieranie do tych dzieciaków w szkołach, to mówienie o tym, jakie to przynosi skutki, wręcz pokazywanie na przykładach co się dzieje z osobami, które to zażywają – twierdzi podinsp. Roman Szeląg emerytowany policjant, specjalista od spraw narkotykowych.
Paraliż układu nerwowego, halucynacje, niepohamowana agresja, utrata przytomności – jednych takie objawy przerażą, inni wpadną w uzależnienie. -Pamiętam dziewczynę, która zapaliła takiego dopalacza po zajęciach w szkole. Gdy wracała do domu, straciła przytomność, wymiotowała. Trafiła do szpitala, po dwóch dniach ją odwiedziłem i powiedziała mi: najgorsze było to, kiedy ja leżałam na łóżku, widziałam jak mama rozmawia z lekarzem, a nie mogłam ruszyć ani ręką ani nogą. Myślałam, że umarłam, że jestem na drugim świecie i oglądam żywych. – dodaje podinsp. Szeląg.
Niestety póki co, takich przykładów nie ubywa, lecz przybywa.
Agnieszka Gierz, fot i wideo Straż Miejska Kalisza
Napisz komentarz
Komentarze