Celowo doprowadzają do przedawkowania
Lekarze z Kliniki Pediatrii, Nefrologii Dziecięcej, Dializoterapii i Leczenia Ostrych Zatruć w Szczecinie alarmują: coraz więcej pacjentów to dzieci, które przyjęły paracetamol w niebezpiecznej ilości. Według informacji podanej stacji Polsat News, tylko w tym roku, takich przypadków odnotowano w tej placówce więcej, niż w całym roku 2020. Najmłodsi pacjenci z ostrym zatruciem mają zaledwie 10 lat, choć częściej są to nastolatkowie.
Bezwzględnie dominują dziewczynki: powyżej 12. i 13. roku życia, które metodycznie kupują w różnych miejscach po jednym opakowaniu paracetamolu – wyjaśnił w programie "Wydarzenia” dr hab. Andrzej Brodkiewicz, przedstawiciel placówki.
Biją niebezpieczne rekordy
Dr Brodkiewicz przytoczył w rozmowie z dziennikarzami jeden z ostatnich przypadków zatrucia paracetamolem, który skończył się tragicznie dla 17-latki. Dziewczyna przyjęła 43 tabletki, co doprowadziło do konieczności przeszczepu wątroby. Niechlubny rekordzista połknął jednak aż 94 tabletki, co stanowiło ponad 40 gramów substancji czynnej.
W przypadku dzieci dawka progowa to 20 g i więcej – dodał lekarz. Według jego prognoz, jeśli liczba pacjentów z zatruciem będzie wzrastać w takim tempie, jak dotychczas, za 2-3 lata zabraknie w placówce miejsc do leczenia pacjentów z chorobami nefrologicznymi.
Sprawa ma drugie dno
Lekarze podkreślają, że wielu z nastolatków, którzy decydują się na przyjęcie tak niebezpiecznej dawki paracetamolu to osoby wymagające również pomocy psychiatrycznej. Tymczasem młodzi pacjenci muszą być wypisywani do domów, choć powinni być poddawani długiej terapii. Muszą jednak zrobić miejsce dla innych ofiar tego typu przypadków.
Przy takiej liczbie pacjentów nie jesteśmy też w stanie skutecznie i dobrze leczyć, bo oni muszą być wypisywani, jeśli nie mają myśli samobójczych. W ten sposób robią miejsce innym. Tak kiedyś nie leczyliśmy. Pacjent przebywał na oddziale nawet dwa miesiące, żeby terapia była bardziej skuteczna, żeby rzadziej do nas trafiał. Teraz czasem mamy wrażenie, że działamy trochę jak na wojnie - powiedziała Polsat News dr Wyrębska-Rozpara z Oddziału Psychiatrii Dziecięcej i Młodzieżowej Szpitala "Zdroje".
Niektóre z tych dzieci chcą, aby ktoś usłyszał ich wołanie o pomoc, jednak ich problemy są bagatelizowane i pomijane.
Część pacjentów, którzy trafiają do nas po zatruciach leczy się psychiatrycznie, ale duża część nigdy nie miała styczności ani z psychologiem, ani z psychiatrą. Czasami mówią nam, że mówili rodzicom, że chcą do psychologa, ale często słyszą, że "jeszcze zobaczymy, pomyślimy" – mówiła dr Wyrębska-Rozpara w rozmowie z RMF24. - Wszyscy wiedzą z jakimi problemami zmaga się teraz psychiatria. Na wizytę trzeba czekać czasami dwa czy trzy miesiące. W tym momencie dziecko, które zostaje pozbawione opieki, z obniżonym nastrojem, z myślami samobójczymi, podejmuje taką próbę. Czasami mówią nam dzieci, że chciały, żeby ktoś w końcu na nie zwrócił uwagę – dodała.
Lekarze apelują, aby rodzice i dziadkowie chowali leki przed dziećmi. Wskazują również, że opieka psychiatryczna w Polsce powinna być bardziej dostępna, a leki wpływające na układ nerwowy – wydawane na receptę. Należy też ograniczyć ich sprzedaż osobom nieletnim.
Dzieci, które borykają się z problemami, pomocy mogą szukać w miejscowych ośrodkach interwencji kryzysowej lub skorzystać z dostępnego 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, telefony zaufania 116 111, pod którym mogą przeprowadzić rozmowę anonimowo. Pod numerem 800 121212 dostępny jest również Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka.
Napisz komentarz
Komentarze