Dla prokuratury było jasne, że Wioletta Kościelak działała z zamiarem pozbawienia życia Sebastiana B. W czasie mowy końcowej prokurator wielokrotnie podkreślał, że kobieta z natury jest agresywna i wybuchowa, i w ten sam sposób zachowywała się w dniu morderstwa, a między oskarżoną i zamordowanym doszło wówczas do awantury. - Obie strony były wybuchowe, obie strony nie przebierały w słowach, ale Wysoki Sądzie, Sebastian B. nie naruszył nawet nietykalności fizycznej Wioletty Kościelak. On na nią ręki nie podniósł – dowodził dziś w sądzie prokurator Krzysztof Kowalewski. - Gdy doszło do spotkania pod tym barem z chińskim jedzeniem (na rogu Nowego Rynku i ul. Ciasnej – dop. aut.), Wioletta Kościelak zwróciła się do większego, cięższego od niej mężczyzny: „Chodź na słowo”., chciała się z nim wręcz bić, chciała konfrontacji fizycznej. Sebastian B. odpowiedział, że on kobiet nie bije.
Według oskarżyciela zachowanie przeciwnika rozsierdziło kobietę. Wówczas wyjęła nóż i zadała Sebastianowi B. śmiertelny cios w brzuch. Prokurator przekonywał, że każdy człowiek ma świadomość, iż użycie takiego narzędzia może spowodować śmierć. Nieudzielenie pomocy rannemu, pozbycie się noża i ukrywanie przez kilka dni też miało świadczyć o tym, że kobieta doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego czynu.
ZOBACZ FOTORELACJĘ Z WIZJI LOKALNEJ NA UL. CIASNEJ - kliknij
Obrona Wioletty Kościelak starała się udowodnić, że oskarżona była przerażona słowami Sebastiana B., który miał jej grozić. Na jej korzyść miał przemawiać również fakt, że przed sądem przyznała się do zabicia mężczyzny. - Oskarzona nie miała żadnych powodów, by Sebastiana B. zabić, żeby go skaleczyć, nie miała powodów wcześniej ukształtowanych, nie można mówić o planach, o motywacji, z uwagi na to, że oskarżona z Sebastianem B. znała się jedynie 15 minut – mówił Piotr Miniecki, obrońca Wioletty Kościelak. - I to zaledwie w ciągu tych 15 minut Sebastian B. jej ubliżał, używał słów obraźliwych, ona czuła się upokorzona. Trzeba mieć na uwadze to, że słowa mogą bardziej boleć niż czyny.
Adwokat przypomniał, że według zeznań oskarżonej to Sebastian B. miał nóż, który zgubił. Wioletta Kościelak chciała mu ten przedmiot oddać i w tym momencie mężczyzna nadział się na ostrze. Ona sama przestraszona uciekła. Ranny mężczyzna zmarł następnie w szpitalu. Dlatego adwokat oskarżonej poprosił o zmianę kwalifikacji czynu z morderstwa na spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego konsekwencją była śmierć ofiary.
Dla prokuratury oskarżona działała w warunkach multirecydywy. Pierwszy raz została skazana za pobicie pod koniec lat 90. Kolejne wyroki dotyczyły m.in. wyłudzeń. Oskarżyciel żądał dla kobiety 25 lat więzienia. Stanowisko prokuratora podzielał oskarżyciel posiłkowy, który dodatkowo domagał się 30 tysięcy złotych dla rodziny zmarłego.
Na ławie oskarżonych zasiadł też Waldemar S., który według prokuratury świadomie pomagał kobiecie ukrywać się przed policją i w momencie przybycia służb próbował z nią uciekać WIĘCEJ NA TEMAT POŚCIGU PRZECZYTACIE TUTAJ Obrona chciała dla Waldemara S. uniewinnienia. Prokurator zażądał dla mężczyzny 4 lat pozbawienia wolności i taki też wyrok wydał sąd.
Winną zarzucanego jej czynu uznana została także Wioletta Kościelak, choć sąd przypomniał, że także sama ofiara w dniu zajścia była pijana (mężczyzna miał ponad 1 promil alkoholu we krwi) i zaczepiała przechodniów. Sebastian B. był też agresywny i wulgarny w stosunku do Wioletty Kościelak. Jednak w uzasadnieniu można było usłyszeć, że kobieta jest zdemoralizowana i jej odizolowanie ma być nie tylko karą dla niej samej, ale też przestrogą dla innych. - Nie można za okoliczność łagodzącą w przypadku Wioletty Kościelak uznać przyznania się do winy. Skrucha okazana w końcowym etapie postępowania sądowego jest zdaniem sądu jedynie na potrzeby tego postępowania. Jako okoliczności obciążające sąd uznał ucieczkę z miejsca zdarzenia, ukrycie noża, wielokrotna karalność – mówił Andrzej Miller, przewodniczący składu sędziowskiego. – Oskarżona jest osobą zdemoralizowaną, niepoprawną i nagminnie naruszająca porządek prawny.
Wioletta Kościelak, której groziło nawet dożywocie, ma spędzić za kratkami 15 lat i zapłacić córce ofiary 10 tys. zł. Wyrok w tej sprawie nie jest prawomocny.
Agnieszka Walczak, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze