Z prośbą o nagłośnienie zbiórki napisali do nas bliscy znajomi Agnieszki. U 31-latki z Żelazkowa dwa lata temu wykryto złośliwy nowotwór piersi.
Kilka lat temu moja mama zachorowała na raka piersi. Tak bardzo się bałam, że pewnego dnia również usłyszę diagnozę… Jednak nie sądziłam, że spotka mnie to w tak młodym wieku! Mam 31 lat i trójkę dzieci - BŁAGAM O POMOC! Nie mogę ich zostawić! - mówi Agnieszka.
ZBIÓRKĘ NA LECZENIE AGNIESZKI ZNAJDZIESZ --->TUTAJ
Agnieszka dwa lata temu wyczuła niepokojące zgrubienie w piersi. Diagnoza była bezlitosna - złośliwy nowotwór piersi.
Nie miałam wyjścia – musiałam stanąć do walki. Jestem mamą, nie wyobrażam sobie, żeby dzieci mogły mnie stracić… Poddałam się leczeniu, które miało uratować mi życie. Przeszłam wyczerpującą chemioterapię, po której nie miałam siły nawet wstać z łóżka, a co dopiero zajmować się maluchami. Kolejnym krokiem była operacja, podczas której straciłam pierś i węzły chłonne. Miałam nadzieję, że będzie dobrze… - opowiada 31-latka.
Jednak po operacji nastąpiły komplikacje – wyniki były fatalne i młoda mama musiała mieć natychmiast przetaczaną krew! Rana operacyjna nie chciała się zagoić, a czekała mnie jeszcze radioterapia i chemia w tabletkach przez rok.
Czekałam na powrót do normalności. Moje dzieci tak bardzo mnie potrzebowały… I wtedy choroba ponownie zaatakowała – podczas badania kontrolnego lekarze wykryli mały guzek w lewym płucu, który okazał się być przerzutem - mówi Agnieszka.
Lekarze zdecydowali o usunięciu guza. Agnieszka podjęła też bardzo trudną decyzję o usunięciu jajników. W tak młodym wieku niesie to za sobą duże konsekwencje… Ale wiedziałam, że muszę zrobić wszystko, by zatrzymać raka. Po operacji znów konieczne było przetaczanie krwi. Przetrwała to wszystko, licząc że w końcu wyjdzie na prostą.
Ale los miał zupełnie inne plany – kolejne przerzuty! Tym razem zaatakowane są oba płuca i węzły chłonne. Wyniki są tragiczne, rokowania złe… Lekarze poinformowali mnie, że już nic nie da się zrobić.
Nie mogę zaakceptować takiego wyroku. Patrzę w oczy dzieci i resztkami sił szukam kolejnych rozwiązań.
Moją jedyną, ostatnią nadzieją jest leczenie w Izraelu. Jestem na etapie konsultacji i robię wszystko, by zakwalifikować się do kliniki. Jest tylko jeden problem – takie leczenie jest bardzo kosztowne. I już teraz wiemy, że z takimi kwotami nie poradzimy sobie sami.Nie mam czasu do stracenia, teraz liczy się już każdy dzień. Moje małe dzieci potrzebują mamy! Proszę Cię, pomóż mi. Ja chcę żyć! - apeluje Agnieszka.
Napisz komentarz
Komentarze