Zabrzanie, podobnie jak w ubiegłym roku, dotarli do finału kaliskiej imprezy. W tegorocznej edycji szansa na triumf uciekła im w drugiej połowie starcia z Azotami Puławy, bo do przerwy to Górnik dyktował warunki gry. – To był mecz godny finału, bo trzymający w napięciu przez pełne 60 minut. Odskoczyliśmy najpierw na kilka bramek, potem spotkanie się wyrównało. W końcówce szkoda przestrzelonego karnego, bo Puławy odpowiedziały na to dwiema bramkami i było praktycznie po zawodach. Kombinowaliśmy, żeby wybić jeszcze przeciwników z rytmu, ale nie udało się. Jestem zadowolony z chłopaków, bo dali z siebie wszystko, a zadania nakreślone na ten turniej wypełnili w 130% – podsumował Mariusz Jurasik.
Były reprezentant Polski, który w Arenie wyróżniał się okazałą brodą, wyjawił, że niewiele brakowało, by został jej pozbawiony. – Chłopacy mieli dodatkową motywację, ponieważ powiedziałem im, że jak wygramy turniej, to będą mogli zgolić mi brodę. Każdy przyniósł nożyczki, ale niestety przegraliśmy, więc muszą poczekać do następnej okazji. Trochę szkoda, by był smaczek, żeby te zmagania wygrać – przyznał Jurasik.
Przygodę z ławką trenerską doświadczony rozgrywający rozpoczął całkiem niedawno. Na razie ciężko mu się rozstać z parkietem, dlatego często wspiera swoich podopiecznych na boisku. – Jest niełatwo, bo będąc na parkiecie muszę czasami coś przekazać ławce. Trzeba krzyczeć i nie zawsze mogę przekazać to, co chcę. Nie ukrywam, że grający trener to trudna podwójna rola, ale jak to wszystko sobie poukładam z asystentem to z tygodnia na tydzień powinno być lepiej – uważa szkoleniowiec zabrzańskiej siódemki.
Pochwalił on przy okazji poziom sportowy i organizacyjny kaliskiego turnieju, wskazując na jego mocną obsadę. – Zagrały cztery drużyny z ekstraklasy i to takie, które będą się liczyły w walce o medale. Dla wszystkich jest to fajny materiał do prześledzenia, wyciągnięcia wniosków i wykorzystania tego w lidze – zakończył Mariusz Jurasik.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze