Dzisiaj o 2.00 w nocy minęło 76 lat od momentu, kiedy ambasadorowi Polski ogłoszono, że nasz kraj nie istnieje. Dwie godziny później, łamiąc obowiązujące polsko – sowieckie porozumienie o nieagresji, Armia Czerwona wkroczyła na teren Polski, realizując tym samym ustalenia paktu Ribbentrop – Mołotow. Rozpoczęły się wywózki, aresztowania i rozstrzeliwania. Ten czas doskonale pamiętają mieszkająca wówczas w Grodnie prezes kaliskiego Związku Sybiraków, Eugenia Pastuszek i 9-letni wówczas Franciszek Pić.
- Ojciec ukrywał się. Nie było go w domu wtedy kiedy przyszli nas zabrać na Syberię. Nie mówię aresztować, bo to trudno było nazwać aresztem. To było okropne wezwanie. Pamiętam, jak walili do okna, żeby otworzyć drzwi, bo nie mogli wejść głównym wejściem. Potem krzyczałam i prosiłam, żeby nie rozstrzeliwali mojej mamy – wspomina Eugenia Pastuszek, prezes Związku Sybiraków Oddział w Kaliszu. – Pamiętam kiedy siedzieliśmy w ogrodzie, a nad nami krążył samolot. Za chwilę z tego samolotu padł strzał i jedno dziecko zostało zabite. Pamiętam też wywózkę, było to dokładnie 13 marca w wielki mróz, a nas do wagonu wsadzali. Każdy zabierał to co miał – dodaje Franciszek Pić ze Związku Sybiraków w Polsce.
Ze starć z Sowietami nie wróciło 2,5 tysiąca polskich żołnierzy, około 20 tysięcy zostało rannych lub zaginęło. Do niewoli sowieckiej dostało się 250 tys. żołnierzy. Pamięć o ofiarach wojny uczciły dzisiaj władze miasta, organizacje społeczne, polityczne i młodzież szkolna.
Ewelina Samulak, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze