- W trakcie dokonanego przez KOK (Komitet Obrony Kraju) w 1985 r. przeglądu bazy zabezpieczenia ludności i dóbr materialnych państwa odnotowano, iż na terenie kraju istniało około 17 tys. budowli ochronnych mogących pomieścić 1,9 mln osób, co stanowiło 5,1 proc. ogółu potrzeb.
Poza systemem zabezpieczenia pozostawało 28 mln obywateli, w tym 8,5 mln dzieci i młodzieży. Dla załóg pracowniczych niezbędnych do podtrzymywania jakiejkolwiek produkcji w kraju ten wskaźnik wynosił 14 proc. zabezpieczenia. Z kolei w przypadku dóbr kultury i dziedzictwa narodowego z wytypowanych do ochrony 930 takich obiektów jedynie 117 powierzono do zabezpieczenia wyspecjalizowanym przedsiębiorstwom. W tym samym czasie amerykański program ochrony ludności przewidywał zabezpieczenie przed opadem promieniotwórczym dla wszystkich obywateli. Dania i Norwegia takie gwarancje dawały przeszło połowie społeczeństwa. W Szwecji ten wskaźnik wynosił 66 proc., a w Szwajcarii (w 1982 r.) przeszło 70 proc. – czytamy na portalu Wirtualna Polska. Cały artykuł wp.pl dostępny jest TUTAJ.
Mając świadomość stanu beznadziei, w połowie lat 80. wspomniany gen. Tuczapski (współtwórca powyższego raportu ) zaproponował zebranym na obradach KOK decydentom, by już wówczas wytypować kilkadziesiąt kobiet oraz kilkunastu mężczyzn i skryć ich głęboko pod ziemią. Tak aby po kataklizmie jądrowym mogli wyjść na powierzchnię ziemi i spróbować odtworzyć populację PRL. Możliwe, że obecni włodarze naszej ojczyzny mają inne pomysły. Warto byłoby je poznać. – czytamy dalej na wp.pl
Dla władz centralnych PRL w tym dla funkcjonariuszy Komitetu Obrony Kraju przygotowano dwa schrony atomowe w Warszawie. Podobne żelbetonowe konstrukcje były rozlokowane w całym kraju, w tym w naszym mieście. Obiekty takie jak ten przy ul. Granicznej miały zapewnić sprawne dowodzenie w czasie wojny i przetrwanie struktur państwa po wybuchu konfliktu atomowego.
Schron w Kaliszu w czasie zimnej wojny pełnił funkcję Centrum Kierowania Obrony Cywilnej, ale ludność cywilna o jego istnieniu wiedziała tyle co nic. – Nawet dygnitarze nie mieli prawa wprowadzać tu nikogo, nawet swoich rodzin. To miejsce było przeznaczone dla ściśle określonych osób - wyjaśniał Mariusz Siedlecki, opiekun schronu.
Konstrukcja jak na owe czasy była szczytem możliwości technologicznych. Dawała gwarancję przetrwania wojewody kaliskiego i jego świty.
Więcej o samym schronie, jego przeznaczeniu i wyposażeniu można obejrzeć już teraz w programie Wchodzimy z Kamerą pod tym linkiem:
MS za wp.pl, fot. archiwum
Napisz komentarz
Komentarze