Do zdarzenia doszło około godz. 18.00 w środę. Kilka minut wcześniej pan Jacek, przechodząc nieopodal restauracji KTW, usłyszał trzask. Przeczuwał, co to może oznaczać. – Dwa lata temu, bliżej ul. Browarnej, nad alejką urwał się wielki konar i spadł tuż obok mojej żony, która spacerowała z dzieckiem. Mógł ją wtedy zabić – wspomina kaliszanin. – Dlatego gdy tylko usłyszałem ten trzask, wiedziałem, że za chwilę może nastąpić coś podobnego. Wykręciłem numer alarmowy kaliskiej straży pożarnej i opisałem dyżurnemu całą sytuację.
Straż nie przyjechała. Drzewo runęło
Według Jacka dyspozytor miał mu powiedzieć, że „strażacy nie przyjeżdżają do stojących drzew”. – Spytałem więc, czy mam czekać, aż to drzewo przewróci się i kogoś zabije? Dyspozytor odpowiedział, że w takim razie mam stanąć nieopodal i… ostrzegać przechodniów. Przecież to niepoważne – relacjonuje kaliszanin.
Minęło zaledwie kilka minut i drzewo z hukiem runęło. Wszystko działo się na oczach stojącego w pobliżu mężczyzny. – Zdążyłem tylko krzyknąć do kobiety idącej o kuli, żeby uciekała i wtedy drzewo się złamało – opowiada Jacek. O godz. 18.02 – dokładnie 7 minut po wcześniejszym telefonie, ponownie wykręcił numer alarmowy straży pożarnej.– Wtedy przyjęto ode mnie zgłoszenie. Straż przyjechała i pocięła drzewo – dodaje.
Straż pożarna: nie było podstaw do interwencji
Strażacy tłumaczą, że z krótkiej relacji mężczyzny trudno było wywnioskować, że zagrożenie faktycznie istnieje. – Zgłaszający powiedział, że zerwał się wiatr i słyszy trzeszczące drzewo. Dyżurny zgodnie z procedurą poprosił go o opisanie sytuacji: czy drzewo jest przechylone, nadłamane. Zgłaszający nic takiego nie stwierdził – tłumaczy mł. kpt. Grzegorz Kuświk, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Kaliszu. – Sytuacja dotyczyła Parku Miejskiego, gdzie większość drzew to zabytki i przy wietrze wiele z nich trzeszczy. W oparciu o krótką relację zgłaszającego nie było podstaw, by podejmować interwencję.
Drzewo runęło na jedną z najbardziej ruchliwych alejek wzdłuż rzeki - między restauracją KTW a CKiS
Procedury być może zostały zachowane, ale sytuacja nabiera zupełnie innego znaczenia w kontekście tego, co wydarzyło się kilka minut później. Grzegorz Kuświk przyznaje, że ze strony jednostki być może zabrakło dodatkowej informacji dla zgłaszającego – np. o konieczności wezwania straży miejskiej, która m.in. do takich interwencji jest powołana. – Rozmowa była jednak bardzo krótka, bo zgłaszający się rozłączył. Mimo to uczulimy dyżurnych na tego typu zdarzenia i jeszcze raz przeanalizujemy wszystkie procedury – zapewnia rzecznik kaliskiej PSP.
To już kolejne złamane drzewo
To nie pierwsza tego typu sytuacja w kaliskim Parku Miejskim. W lipcu 2014 r. olbrzymi konar, który oderwał się od drzewa runął na jedną z alejek, tuż obok kobiety z dzieckiem – żony pana Jacka. (więcej o tej sprawie piszemy TUTAJ). – Ta gałąź spadła nagle obok mnie i mojego 3-letniego syna – relacjonowała wówczas portalowi faktykaliskie.pl pani Małgorzata. – Dodam, że pogoda była idealna upał, nie wiało. To drzewo spadło nagle i szybko. Praktycznie nawet nie zatrzeszczało charakterystycznym dźwiękiem.. Jestem tym przerażona – mówiła kobieta.
Latem 2014 r. oderwany konar omal nie spadł na matkę z dzieckiem
Do podobnego zdarzenia doszło w listopadzie zeszłego roku. Przy silniejszym wietrze konar drzewa spadł na ciągnik, omal nie przygniatając pracowników firmy, którzy porządkowali trawnik (CZYTAJ WIĘCEJ). Ratusz zapewnia jednak, że drzewostan w Parku Miejskim jest monitorowany na bieżąco. – Codziennie robią to pracownicy firmy zajmującej się utrzymaniem zieleni. Ponieważ nie skanujemy drzew, wzrokowo oceniają, czy nie są one suche lub uszkodzone – mówi Anna Albin z Wydziału Środowiska, Rolnictwa i Gospodarki Komunalnej Urzędu Miejskiego w Kaliszu.
A to już ubiegły rok i drzewo, które przewróciło się na ciągnik firmy porządkującej park. Tuż obok znajdowali się pracownicy. Nikt nie ucierpiał
Wycinka tylko za zgodą konserwatora zabytków
W najbliższym czasie planowana jest wycinka kilku drzew, których nie da się już uratować. Ale to wcale nie takie proste. – Na każdą wycinkę musimy mieć zgodę konserwatora zabytków, a ten niekiedy takiej nie wydaje i każe nam drzewo obserwować. Z kolei na wycinkę drzew wzdłuż pasów drogi potrzebna jest zgoda marszałka województwa, który konsultuje się w tej sprawie z Regionalnym Dyrektorem Ochrony Środowiska. Tak więc ta procedura jest skomplikowana – dodaje Anna Albin.
Ostatnia inwentaryzacja drzewostanu w zabytkowym Parku Miejskim przeprowadzona została w 2013 roku i zdaniem Ratusza wypadła całkiem dobrze. Według Albin na takie incydenty, jak ten ostatni, niekiedy nie ma wpływu. – Niektóre drzewa z zewnątrz wyglądają dobrze, a w środku są spróchniałe – tłumaczy. W 200-letnim Parku Miejskim rośnie prawie 4200 drzew. Wiele z nich to pomniki przyrody, liczące sobie ponad 100 lat.
MIK, fot. Jacek Pietrzak, czytelnik portalu, arch.
Napisz komentarz
Komentarze