chmielna

Minął już ponad miesiąc od tragicznego pożaru domu przy ulicy Chmielnej, a poszkodowani nadal nie mogą uporać się z odnowieniem choćby części budynku. Brakuje rąk do pracy. Starsza kobieta wraz z chorym synem, któremu grozi amputacja nogi, nie są w stanie sami wyremontować najważniejszych pomieszczeń. – Mieć kuchnię, pokój i łazienkę. To nasze marzenie – mówi pani Halina i prosi ludzi wrażliwych na krzywdę innych o pomoc.   

Mieszkańców budynku przy ul. Chmielnej spotkała wielka tragedia. Doszło do wybuchu gazu i pożaru. Zginęła jedna osoba, a dom został prawie całkowicie zniszczony. Na pomoc rodzinie natychmiast ruszyła spora grupa kaliszan. Pogorzelcom z Chmielnej od samego początku pomaga też fundacja „Bread of Life”. Organizacja wpadła na pomysł, żeby zgłosić panią Halinę do polsatowskiego programu „Nasz nowy dom”.   

Ogień strawił niemal cały ich dobytek. Bez pomocy ludzi dobrej woli nie są w stanie wyremontować zniszczonego domu. Dokładnie tydzień temu mieszkańców budynku przy ul. Chmielnej spotkała olbrzymia tragedia. Doszło najpierw do wybuchu, najprawdopodobniej gazu, a później do pożaru. Na miejscu zginęła jedna osoba. Troje pozostałych mieszkańców ledwo uratowała się z płonącego domu. Dziś muszą zmierzyć się z ogromnym wyzwaniem ponad ich siły – odnowieniem całego domu. Czy znajdą się osoby, które pomogą im w tej trudnej sytuacji? 

Na kwotę 80 tys. zł kaliska straż pożarna oszacowała straty po wczorajszym pożarze kamienicy przy ul. Chmielnej. Ogień kompletnie strawił wyposażenie warsztatu szewskiego na parterze. W wyniku pożaru na miejscu zginęła jedna osoba. Dokładne przyczyny powstania ognia wyjaśnić ma prokuratorskie śledztwo.

-Usłyszałem olbrzymi huk, później zobaczyłem płomienie i dym – mówi nam mieszkaniec ulicy Chmielnej. W poniedziałek rano w budynku wielorodzinnym doszło do zapalenia się gazu wydostającego się z nieszczelnej butli, a w następstwie tego do pożaru. W pomieszczeniu, w którym powstał pożar, znaleziono mocno zwęglone ciało. Akcja strażaków była trudna i niebezpieczna. Musieli wynieść butlę, z której uchodził gaz. W budynku butli z gazem było więcej.