Pan pamięta igrzyska w Monachium kiedy to członkowie palestyńskiego ugrupowania Czarny Wrzesień wzięli za zakładników 11 sportowców z Izraela. Jak pan dowiedział się o akcji terrorystów i jaka atmosfera zapanowała w Wiosce Olimpijskiej w momencie, kiedy dowiedzieliście o ataku?
- Tak to się składa, że sport już nie jest czystą rywalizacja, ale jest obok niego polityka. I kiedy zbliżają się te największe imprezy zaczynają się różnego rodzaju podchody polityczne. I to się chyba zaczęło właśnie w ’72 roku, kiedy terroryści znaleźli się w Wiosce Olimpijskiej. Ja i jeszcze kilku innych kolarzy wracaliśmy właśnie z treningu. Była policja, która kierowała ruchem i do naszego mieszkania byliśmy kierowani objazdem; teren gdzie byli terroryści został odcięty i otoczony przez jednostki specjalne. Na dachach widzieliśmy ubranych na czarno i zamaskowanych ludzi. Obleciał nas strach, ale nie, że nam się coś stanie, ale że Olimpiada zostanie przerwana. To minęło po kilkunastu godzinach.
Wioska Olimpijska w Monachium - tablica upamiętniająca zabitych w 1972 roku izraelskich sportowców.
Minęło, ale chyba nie przeszliście obok zamachu i tragicznej w skutkach akcji odbicia zakładników obojętnie?
- Oczywiście, że nie. Na psychikę sportowców, szczególnie tych, którzy jeszcze byli przed startem to wydarzenie mocno wpłynęło. My kolarze, którzy byliśmy już po jednym wyścigu i mieliśmy srebrny medal zaczęliśmy rozmawiać w swojej grupie, że nawet gdyby przerwano Olimpiadę, to my spełniliśmy czteroletnią pracę, którą włożyliśmy w przygotowanie się do startu. Jednak kilka dni później, kiedy rozgrywany był wyścig indywidualny, już bardzo dobrze zabezpieczony, nasze nastawienie były kiepskie. Nie znaleźliśmy tej formy, którą mieliśmy wcześniej, tej koncentracji. I Olimpiadę przegraliśmy. Myślę, że atak i to, jak zadziałał na naszą psychikę było powodem późniejszego wyniku. Nikt jednak nie myślał o rezygnacji. Sportowiec walczy do końca.
Mamy dwa zamachy w Wołgogradzie, kolejny w Dagestanie i komentarze, że są one związane ze zbliżającą się Olimpiadą w Soczi. I że tam też może dojść do zamachów.
W Starożytności na czas rywalizacji zawieszano wszystkie spory. Teraz zmagania sportowców przyciagają terrorystów.
- Myślę, że organizator, czyli Rosja, już od dawna tereny, gdzie będzie odbywać się rywalizacja zabezpieczyła. Po zamachach w Monachium nikt postronny nie może wejść do Wioski Olimpijskiej. Sportowcy sprawdzani są kilka razy. Przechodzą przez bramki, pokazują torby. Ja pamiętam Olimpiadę w Korei, gdzie kolarze startowali na 25 km. Tam co 2 metry stał żołnierz odwrócony tyłem do nas, a przodem w teren, żeby z daleka zauważył podejrzany ruch. I myślę, że tutaj w Soczi będzie podobnie. O sportowców się nie martwię. Myślę, że bardziej, jeśli już, narażone na niebezpieczeństwo są trybuny. Tam jest więcej ludzi. A osobom atakującym zawsze zależy na spektakularnej akcji.
Sportowcy, albo kibice, mogą zrezygnować z udziału w Olimpiadzie w Soczi?
- Ja myślę, że na miesiąc przed Olimpiadą sportowcy robią swoje i polegają na organizatorach i MKOL-u, który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo. Zmartwienie mają trenerzy, którzy muszą w odpowiedni sposób motywować sportowców, tak, by na tych nie wpływały te wszystkie doniesienia i komentarze. Tak, by poradzili sobie z niepewnością, czy Olimpiada będzie czy ją odwołają. Jednak nie myślę, by ktoś się wycofał. Każdy sportowiec marzy, aby wystartować na Olimpiadzie. Przygotowuje się do niej całe życie, od dziecka. To tysiące godzin treningu, wyrzeczeń i wylanego potu. W sport wdarła się polityka i ludzie, którzy chcą umierać, ale sport nie może się poddać. Jest dla kibiców, którzy - wierzę - pojawią się w Soczi, by przeżywać te jedyne w swoim rodzaju emocje na żywo.
Rozmawiała Agnieszka Walczak, fot. autor, wikipedia, sochi2014.com
Napisz komentarz
Komentarze