Dlatego zwierzyny w lesie jak na lekarstwo. Liczący widzieli łosie, jelenie, sarny czy lisy. Dzików było najmniej. - Akurat w przypadku naszego nadleśnictwa inwentaryzacja zbiegła się z wysypem grzybów. To co się dzieje w lasach, liczba grzybiarzy spowodowała, że zwierzęta są z lasów wypędzone - tłumaczy Mirosław Niczyporuk, zastępca nadleśniczego Nadleśnictwa Kalisz. - Były świeże ślady na drogach, ale w momencie, kiedy zaczynaliśmy liczenie one były już ruszone. Właśnie przez grzybiarzy, którzy jeszcze przed świtem pojawiają się w lasach.
Wtedy zwierzyn zaczyna szukać spokojniejszych miejsc. Przede wszystkim chowa się na polach. – Jeszcze stoją ogromne pola kukurydzy. Tam dziki mogą żerować i ukrywać się. Dopóki nie znikną, zwierzyna nie wróci do lasu. Tym bardziej, jak będą tam ludzie – dodaje Niczyporuk.
Liczenie zaczęło się o 8.00 rano. Trwało do 17.00. Wzięło w nim udział 99 osób. Pracowników nadleśnictw, ale też Kół Łowieckich, OSP czy urzędów gmin. W czasie kilku godzin naliczono 6 dzików. Według leśników tę liczbę trzeba potraktować jako błąd pędzeń próbnych. Tym bardziej, że takie odbywa się w marcu i prowadzone jest inną metodą.
Liczeniem objęto 10% całej powierzchni Nadleśnictwa Kalisz, które wynosi ponad 15 tysięcy hektarów, w tym 4, 5 tysiąca hektarów lasów prywatnych. Zlecił je minister rolnictwa. Ma to związek z afrykańskim pomorem świn i koniecznością stwierdzenia, ile dzików, które mogą roznosić chorobę, żyje na danym terenie. Jeśli będzie ich zbyt dużo zostaną odstrzelone. Liczenie kosztowało kilka milionów złotych.
AW, zdjęcia Z. Hudzia
Napisz komentarz
Komentarze