Tego poranka siostra Teresa nie zapomni do końca życia. 3 lutego o 5:35 w budynku zgromadzenia rozległ się alarm. Siostra niespiesznym krokiem udała się do okna życia, myślała że to kolejny żart. - Schodziłam właśnie ze schodów i było słychać taki pisk, więc pomyślałam, że znowu ktoś coś tam wrzucił. Podchodzę, a tutaj w kołysce leżał noworodek, chłopczyk, nagusieńki, tylko z ręcznikiem, miał jeszcze fragment pępowiny. To dziecko było takie pełne życia, cały czas płakało. Szybko je zaczęłyśmy ogrzewać, bo było wyziębione – mówi nam siostra Teresa, elżbietanka.
Wezwano pogotowie. Dziecko miało problemy z oddychaniem, ale lekarze szybko ustabilizowali stan malca. Specjaliści ustalili, że chłopczyk musiał urodzić się kilka godzin temu. Matka nie pozostawiła przy dziecku żadnego listu. Rozpoczęła się standardowa w takich przypadkach procedura. Po pobycie w szpitalu chłopczyk zostałby skierowany do pogotowia opiekuńczego, a później do adopcji. Okres czasu, jaki dostaje matka, gdyby jednak zdecydowała się wychować dziecko, wynosi 6 tygodni. Jednak, gdy oddaje potomstwo bez zrzeknięcia się praw rodzicielskich trwa to znacznie dłużej, bo ok. 10 miesięcy. W takim wypadku sąd musi rozpocząć poszukiwanie matki i dopiero jak poszukiwania nie przyniosą rezultatu, możliwe jest pozbawienie jej praw rodzicielskich i oddanie dziecka do adopcji.
Natychmiast namierzyli matkę
W sprawę z Ostrowa, ku zdziwieniu wielu osób, niemal natychmiast włączyła się prokuratura i policja, które odnalazły matkę. Jak podkreśla Maciej Meler, rzecznik prokuratury w Ostrowie Wielkopolskim, śledczy nie wszczęli postępowania. - Czynności związane ze zdarzeniem, o którym tutaj mówimy, wynikały ze zgłoszenia, które otrzymała Komenda Powiatowa Policji w Ostrowie Wielkopolskim, a konkretnie dwóch zgłoszeń. Jak wynikało z tych zgłoszeń osoba, której miało dotyczyć to zawiadomienie, mogła albo w zasadzie miała znajdować się w stanie, który mógłby zagrażać jej życiu lub zdrowiu – mówi Maciej Meler.
Czynności te wykazały, że matka znajduje się w szpitalu. Osoby, które zgłosiły sprawę policji, zrobiły to z obawy o stan zdrowia młodej matki. Jak nieoficjalnie wiadomo 17-letnia dziewczyna urodziła dziecko na terenie targowiska, a następnie zaniosła do okna życia przy ul. Gimnazjalnej. Nie ma żadnych podstaw prawnych, by w jakikolwiek sposób ukarać kobietę. - Zgodnie z obowiązującym w Polsce porządkiem prawnym do przypisania przestępstwa z art. 210 niezbędny jest nie tylko element porzucenia, ale też kluczowy element w postaci pozostawienia go bez opieki. Umieszczenie dziecka w oknie życia takiego elementu nie spełnia – wyjaśnia rzecznik prokuratury.
Bo młoda matka zostawiła je właśnie tam, by jej synek miał opiekę i był bezpieczny.
Szczęśliwe zakończenie?
Sprawa jest zatem złożona i nietypowa – najważniejsze jednak by nie zaszkodziła idei okien życia i by kolejne matki nie bały się, że po podjęciu tak dramatycznej decyzji namierzy je policja, a prokuratura będzie chciała ukarać. - Myślę, że to okno życia będzie służyło temu, czemu powinno służyć. Nas cieszy fakt, że dziecko zostało przyniesione tutaj, w tych pierwszych chwilach po porodzie, a nie gdzieś porzucone. I myślę, że nad tym trzeba się zastanowić i za to dziękować, a inne rzeczy pozostawić – mówi siostra Teresa.
Chłopczykowi siostry elżbietanki nadały imię Błażej, bo dzień w którym go znalazły 3 lutego poświęcony jest św. Błażejowi. Sprawa, która wywołała tyle zamieszania najprawdopodobniej będzie miała swój szczęśliwy finał. Jak udało nam się nieoficjalnie dowiedzieć, młoda matka wraz z ojcem dziecka zdecydowali się przy pomocy swoich rodziców opiekować się i wychowywać Błażeja.
AG, fot.
Napisz komentarz
Komentarze