Beltaine należy niewątpliwie do wąskiego, by nie rzec elitarnego, grona tyleż oryginalnych, co bardzo profesjonalnych zespołów polskiej sceny „world music”. Na scenie występuje już od kilkunastu lat, ale prezentuje się z porażającą młodzieńczą energią. Główną inspiracją dla muzyków jest szeroko pojęta tradycja irlandzka i bretońska, ale ich produkcje to jednocześnie artystyczna i intelektualna podróż po gatunkach i stylach. Odniosłem wrażenie, że podczas koncertu wsiada się do cudownego wehikułu, który z łatwością przemierza czasoprzestrzeń. Owszem, jest to podróż przez piękne pejzaże Zielonej Wyspy, ale także dynamiczne „wyloty” z Dublina we wszystkie kierunki świata. Muzycy eksperymentując zacierają granice między tradycją a nowoczesnością, a przede wszystkim tworzą niezwykle żywiołowe muzyczne show. Gorące brawa zwłaszcza dla hiperaktywnego skrzypka, Adama Romańskiego.
Beltaine sam byłby w stanie rozgrzać publiczność do czerwoności, ale we współpracy z tanecznym zespołem Glendalough uzyskuje wysoką temperaturę od pierwszych chwil koncertu, który w istocie staje się urzekającym show, tym bardziej że dla tancerzy z Glendalough tańce irlandzkie również stają się jedynie bazą do stworzenia barwnych, stylistycznie ogromnie zróżnicowanych choreografii. Z łatwością przechodzą od irlandzkiego stepu do tanga argentyńskiego, flamenco, elementów tańca hinduskiego czy współczesnego jazzu.
To był uczta dla oka i ucha zaprawiona humorem lidera Beltaine, wokalisty i multiinstrumentalisty, Grzegorza Chudego, którego dowcipy na temat Irlandczyków czy Polaków w Irlandii bawiły wszystkich do łez.
RK, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze