Na tegoroczny konkurs fingerstylowców zgłosiło się 11 muzyków. Poziom był naprawdę imponujący, zapewniał Michał Szczęsny, dyrektor artystyczny festiwalu, który oceniał konkursowe występy wraz z Bartłomiejem Grzankiem, jedną z gwiazd imprezy i Wojciechem Krysem, przedstawicielem firmy Baton Rouge w Polsce. Oto werdykt jury:
- Robert Oleksa – zdobył 1. nagrodę, czyli gitarę akustyczną marki Baton Rouge,
- Jakub Jurczak – otrzymał 2. nagrodę, czyli Baton Rouge
- Tomasz Raniszewski – zdobył 3. nagrodę, ukulele czyli Baton Rouge
Robert Oleksa z Poznania, tak się złożyło, był najstarszym uczestnikiem konkursu. Jednak to nie jest początkujący gitarzysta, lecz… lekarz, który na gitarze zaczął grać w średniej szkole, ale porzucił, zarówno instrument klasyczny, jak i elektryczny, by rozpocząć studia na Akademii Medycznej. Zrobił dwie specjalizacje, chorób wewnętrznych i medycyny nuklearnej, ale 10 lat temu odnowił jednak romans z gitarą, i od pewnego czasu dość rytmicznie akompaniuje wokalistom. Cały czas pracując w poznańskiej Klinice Endokrynologii poznawał tajniki improwizacji poprzez internetowy kurs prowadzony przez Berklee College of Music. Jak sam przyznaje, to dość absorbujące hobby i ma nadzieję, że pacjenci tego nie odczuwają. Rodzina na pewno tak, ale odnosi się do jego pasji ze zrozumieniem, bowiem zarówno syn, jak i żona muzykują, a 18-letnia córka jest na pierwszym roku Wydziału Jazzu. Jakoś tak dzielą obowiązki, aby każdy miał czas na grę indywidualną lub wspólne, rodzinne muzykowanie. Oleksa, przyznał w rozmowie, że nigdy nie czuł się fingerstylowcem, więc wygraną był tyleż zaskoczony, co niezwykle uradowany. To kaliski konkurs stał się dla niego okazją do pochwalenia się po raz pierwszy własną kompozycją, bo tworzeniem muzyki zajmuje się od niedawna. Zaprezentował „Dzień w Kaliszu” – utwór, który powstał w opozycji do „Night in Calisia” Włodka Pawlika. Była to zatem rzecz kolorowa, jasna, słoneczna… jak wizja Kalisza, w którym Robert kiedyś bywał i takim go zapamiętał. Michał Szczęsny przyznał, że jury było pod wielkim wrażeniem warsztatu, artykulacji i scenicznego luzu laureata pierwszej nagrody.
Fingerstyle nie ma granic, więc na każdą kolejną edycję kaliskiego festiwalu przyjeżdżają rozmaici gitarzyści, przywożąc wręcz zaskakujące muzyczne propozycje, różniące się od siebie diametralnie. „Na tym mi zależy” – przyznaje Michał Szczęsny, dyrektor festiwalu. W tym roku jedną z gwiazd był Bartek Grzanek, niegdyś gitarzysta Colorado Band i laureat „Mam talent” sprzed pięciu talent, który przyjechał wraz z zespołem i zaprezentował m.in. materiał ze swego debiutanckiego, solowego albumu „Duch”, którego premiera miała miejsce jesienią zeszłego roku.
Niezwykłe wrażenie na festiwalowej widowni zrobił gość z Niemiec – 26-letni Sönke Meinen, gitarzysta o niezwykłej kulturze muzycznej, którego solowy album zatytułowany został wydany w sierpniu minionego roku. Meinen właśnie kończy muzyczną uczelnię – w czerwcu zagra swój koncert dyplomowy. Studiował gitarę akustyczną, ale w ramach jego uczelni można jednocześnie uprawiać każdy styl muzyczny – jazz, flamenco czy nawet fingerstyle. Choć ten ostatni może nie jest tak nazywany w akademickich dyskusjach, bo właściwie nikt nie wie, co go wyróżnia. Jak ktoś powiedział: jeśli grasz palcami i masz styl, to jesteś fingerstylowcem, powiedział z uśmiechem Sönke. Ma nadzieję żyć z grania i jak na razie ma za sobą bardzo udany rok - występował sporo w Chinach i Australii. A przecież w tej pracy nie za wiele można planować do przodu. Jego zdaniem nie tylko fingerstyle jako styl, ale gitara jako instrument w ogóle nie ma ograniczeń. Najważniejsze w muzyce jest indywidualne brzmienie, które można osiągnąć… w każdym stylu, również klasycznym. Niemcy mają dużą scenę fingerstylową i wielu wspaniałych gitarzystów. I to takich, relacjonował Meinen, którzy w ciekawy sposób łączą rozmaite style, proponują coś, co nawet trudno nazwać. Są to zachwycające połączenia klasyki z jazzem, czy z flamenco, i dlatego dotychczasowe kategorie stylistyczne, do używania których się przyzwyczailiśmy, w zasadzie przestają mieć rację bytu. Sönke Meinen także brzmi bardzo indywidualnie, bo choć gra na klasycznej gitarze z nylonowymi strunami i odwołuje się do dość bogatej tradycji muzycznej, to jednak fingerstylowy background sprawia, że każdy kolejny jego utwór nabiera zupełnie nowego charakteru. Czasami wyróżnikiem jest jakiś wyczuwalny skandynawski motyw, ludowy zaśpiew, brazylijski rytm czy funkowe rozedrganie, innym razem - takie operowanie instrumentem, że staje się on bardziej na przykład perkusyjnym. To jest ciągłe poszukiwanie niezwykłego brzmienia i nowego, nieklasycznego kontekstu dla klasycznej gitary.
Niemniej ciekawie w ramach Fingerstyle Feeling Festival w Kaliszu zaprezentował się Amerykanin Trevor Gordon Hall, zakwalifikowany niegdyś przez prestiżowy magazyn „Acoustic Guitar” do grupy 30 najlepszych gitarzystów na świecie poniżej 30. roku życia. Dorastał w Nowym Jorku, ale przeniósł się do Filadelfii. Zaczął grać na gitarze jako 10-latek, miał różnych nauczycieli od klasyki i jazzu, ale to jazz w pewnym momencie stał się dla niego najważniejszy. Trochę później, dzięki ciekawemu kursowi filozofii, zmienił niemal całkowicie swoją postawę. „Mój mózg po prostu eksplodował” - przyznał w rozmowie po koncercie w Kaliszu. Nadal zajmuje się muzyką, ale studiuje filologię, filozofię i religię. I właśnie te elementy chce integrować, zarówno w swoich kompozycjach, jak i sposobie grania. Wychowywał się, tak jak my wszyscy, na Bachu i Beatlesach, chciał grać punk i metal, ale z czasem - dzięki jazzowej improwizacji i filozofii - odnalazł własną ścieżkę. Brzmi całkowicie oryginalnie, bo dzięki wizualizacjom powstałym pod wpływem lektur odnalazł także zaskakujące instrumentarium. Jest bodaj jedynym posiadaczem kalimbataru, czyli instrumentu jednoczącego gitarę z kalimbą.
Gitara nie jedno ma imię – to najważniejsza prawda wynoszona z każdej edycji Fingerstyle Feeeling Festival. Warto już czekać na przyszłoroczne wydarzenia koncertowe, by raz jeszcze przekonać się, że to pudło ze strunami pod placami zdolnych muzyków staje się urządzeniem właściwie magicznym.
R. Kuciński, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze