Wojewoda Zbigniew Hoffmann w czwartek rozpoczął procedury związane z przyjmowaniem zgłoszeń o nieprzytomnym 59- latku, który potrzebuje pomocy. Próbujący mu pomóc mężczyzna trzykrotnie dzwonił na numer alarmowy 112. I zgodnie ze schematem najpierw odbierała dyspozytorka w Poznaniu, która po zebraniu wywiadu odsyłała do Kalisza. Tutaj ponownie Sebastian Banasiak musiał odpowiadać na te same pytania, co w Poznaniu. Widząc, że z jego znajomym jest coraz gorzej, zaczął błagać o skrócenie rozmowy i wysłanie karetki. Prosił i przekonywał dyspozytora, że 59-letni Jerzy zaraz umrze. Wtedy pracownik CPR odpowiedział, że „każdy umrze”, a on zanim podejmie decyzję o wysłaniu lekarza musi zadać pytania i uzyskać odpowiedzi. Wszystko to trwało, a cenny czas uciekał. Od momentu pierwszego telefonu do przyjazdu karetki minęło prawie 20 minut. 59-latek zmarł.
Czy gdyby wszystko odbyło się szybciej, gdyby nie trzeba było kilka razy opisywać sytuacji, w jakiej znajduje się Jerzy, ten by przeżył? Sprawdzi to prokuratura, ale i wojewoda. – Wojewoda badał procedurę powiadamiania przez numer 112. Wiemy, że to powiadamianie jeśli chodzi o odebranie telefonu przez dyspozytorkę z Poznania było prawidłowe, ale połączenia zostaną przeanalizowane i będą wyciągnięte wnioski – zapewnia Marlena Malag, wicewojewoda wielkopolski. - Na pewno cały system powiadamiania medycznego wymaga systemowych rozwiązań. Będziemy na ten temat rozmawiać. Ta sprawa zresztą już wielokrotnie była podejmowana. Planujemy też powtórzenie szkolenia dla osób odbierających, żeby potrafili udzielić wsparcia psychologicznego i metodycznego dzwoniącym.
Zbigniew Hoffmann zwrócił się w czwartek do dyrektora szpitala, który jest bezpośrednim pracodawcą dyspozytorów z tutejszego CPR, by ten także zbadał sposób odebrania połączeń wykonanych przez Sebastiana Banasiaka oraz w jaki sposób z mężczyzną rozmawiał dyspozytor w Kaliszu. Wojewoda o to samo poprosił marszałka Marka Woźniaka, któremu szpital podlega. Być może przypadek z czwartku jest jednym z wielu. Po publikacji materiału na naszym portalu i w Magazynie Miejskim odezwało się wielu kaliszan, którzy opisali swoje doświadczenia związane z wzywaniem pomocy. I niestety były one dalekie od tych, których spodziewamy się w miejscu, gdzie decydują o naszym życiu.
AW, fot. pixabay.com
Napisz komentarz
Komentarze