Problem jest poważny. 3 tysiące ton chemikaliów nieznanego pochodzenia w nieprawidłowo ułożonych beczkach. Gdyby nie przypadek możliwe, że nadal nikt by nie wiedział o tykającej bombie, która w Szczypiornie pojawiła się w 2013 roku. – Jeden z pracowników zobaczył, że w magazynie są warte kilka tysięcy beczki, jedną wyturlał z tego magazynu i na pobliski trawnik wylał jej zawartość, tylko nie skapnął się, że tam jest napis „nawaniacz gazu”, czyli substancja, która dodawana jest do gazu ziemnego żeby każdy z nas mógł go wyczuć – przypomniał Dariusz Witoń z SLD. - Na całym osiedlu wszyscy poczuli zapach gazu, a było to krótko po wybuchu w Przygodzicach.
Prawo im sprzyjało
Zmiana przepisów w 2012 roku umożliwiła tworzenie składowisk bez konieczności zabezpieczania roszczeń z tytułu ewentualnych szkód. To dało furtkę przedsiębiorcom, którzy za pomocą tzw. firm krzaków zaczęli tworzyć tego typu składowiska. I zostawiać na głowie samorządów. – Teraz przyszedł czas, by to składowisko zlikwidować – mówił na piątkowej sesji radny Edward Prus, przewodniczący Rady Osiedla Szczypiorno. – Mieszkańcy od momentu, kiedy sprawa wyszła na jaw pytają, co dalej. I boją się, że któregoś dnia dojdzie do pożaru lub wycieku.
Miały kosztować 3 miliony złotych, będzie trzy razy więcej?
Starania o usunięcie nieznanych chemikaliów trwają od dawna. Na początku tej kadencji radni, po wielu kontrowersjach i sprzeciwach opozycji, zabezpieczyli na ten cel 3 miliony złotych. - Mówiłem o tym, żeby nie iść na skróty, żeby nie drenować kieszeni kaliszan, żeby szukać zewnętrznego dofinansowania utylizacji tych odpadów, które zjawiły się w Kaliszu w procesie przestępczym. Dopiero dzisiaj jest wniosek i uchwała. W moim przekonaniu mogło to być zrobione wcześniej – mówił w piątek na nadzwyczajnej sesji radny PO, Radosław Kołaciński.
Jednak od tego czasu nic się nie zmieniło. Pieniędzy zewnętrznych miasto nie pozyskało, a teraz okazuje się, że usunięcie odpadów może kosztować nawet 10 milionów zł. – Miasto będzie mogło ubiegać się o rekompensatę z Ministerstwa Środowiska, jeśli grunt, na którym znajduje się składowisko będzie jego własnością – mówił w czerwcu Jan Mosiński, poseł Prawa i Sprawiedliwości.
Wiele wątpliwości, ale uchwała podjęta
Stąd nadzwyczajna sesja, na której radni podjęli decyzję o przejęciu gruntu przy ul. Wrocławskiej – terenów dawnej Agromy, gdzie znajdują się budynki z chemikaliami. Radni jednogłośnie przyznali, że usunięcie składowiska to konieczność, ale mieli też sporo wątpliwości. - Podejmujemy decyzję, bierzemy na siebie błędy popełnione przez firmę zajmującą się nielegalnym procederem – mówiła Kamila Majewska z SLD. - Uprzątnięcie tego wszystkiego będzie kosztować miasto niebagatelne kwoty. I nie wiemy, czy dostaniemy wsparcie zewnętrzne.
Podobnie mówił Jacek Konopka ze stowarzyszenia „Wszystko dla Kalisza”. Były wiceprezydent dodał, że przejęcie działki to wyręczenie dotychczasowego właściciela gruntu. - Załatwiamy sprawę osoby, która te odpady przyjęła i jest trochę wątpliwości, ale interes nadrzędny to usunięcie tych śmieci.
Ostatecznie działka został przejęta. Kiedy zaczną się działania? Tego jeszcze nie wiadomo.
W 2014 roku sprawą wydania zezwolenia na utworzenie składowiska zajmowała się Komisja Rewizyjna, która stwierdziła, że władze poprzedniej kadencji postąpiły zgodnie z obowiązującym wówczas prawem. W 2017 roku miasto złożyło wniosek do prokuratury, by to ona przyjrzała się sprawie.
AW, zdjęcia autor, archiwum
Napisz komentarz
Komentarze