Zeznania oskarżonego były obszerne. I szczegółowe, chociaż jak sam przyznał zdarzenie, które zaprowadziło go przed sąd pamięta urywkowo. Wszystko dlatego, że 1 marca tego roku był pod wpływem alkoholu. I po kłótni z dziećmi, które zarzuciły mu, że to przez niego matka odeszła z domu.
Uderzył "przez przypadek"
Wzburzenie i procenty okazały się mieszanka wybuchową. Mężczyzna jednemu z synów powiedział: „przywiozę ci matkę do domu” i jak zeznał poprosił kolegę, by ten zawiózł go do Jarocina, do domu, w którym od ponad pół roku mieszkała jego żona ze swoim przyjacielem. Kiedy para nie chciała go wpuścić zaczął uderzać młotkiem w drzwi, potem je wyważył. - Ja nic nie powiedziałem, dałem krok w kierunku żony, potknąłem się o dywanik, który leżał na środku pomieszczenia. To pomieszczenie jest małe, dochodzi do tego, że wraz z żoną i K. przewracamy się na ziemię. Wydaje mi się, że w tym momencie żona uderza się tyłem głowy o narożnik kanapy, następuje rana z tyłu głowy, przewracając się z tym krzesłem upuszczam młotek (…) wstając z podłogi ja i żona przede mną, widzę, że K. trzyma młotek w dłoni i stara się nim osłonić (…) w tym czasie podnosi się żona z podłogi tyłem do K., przodem do mnie – opowiadał o zdarzeniu, którego jak przyznał fragmenty przypomniał sobie dzięki terapii. - W tym momencie następuje uderzenie młotkiem, gdzie nie dostaję ja, zostaje uderzona żona, przez przypadek. Żona daje dwa kroki do przodu, znajduje się po mojej prawej stronie, ja ją odpycham, przewraca się na szafkę (…) widząc młotek w rękach K. wykonuję dwukrotne kopnięcie nogą (…) po czym podszedłem do niego i uderzyłem kilkukrotnie ręką w głowę. Być może uderzył się też o szafkę, która stała z prawej strony.
Sam wezwał policję
Skomplikowana szamotanina sprawiła, że nieprzytomna para legła na podłodze. W tym momencie Grzegorz W. opamiętał się. Sam zadzwonił na policję. Żona i jej kochanek trafili do szpitala. – Oskarżony spowodował u Elżbiety W. obrażenia ciała w postaci złamania łuski kości potylicznej i ciemieniowej, z niewielkim wgłębieniem odłamów, stłuczenia tkanki nerwowej płata czołowego prawego, ran tłuczonych głowy, rany tłuczonej lewego łuku jarzmowego, wstrząśnienia błędnika – brzmi fragment aktu oskarżenia odczytanego prokuratora Przemysława Wyrwińskiego. - A u Janusza K. spowodował wieloodłamkowe złamanie łuski kości czołowej lewej, wieloodłamkowe złamanie kości ciemieniowej po stronie lewej, stłuczenie tkanki nerwowej płata czołowego i ciemieniowego lewego, złamanie żeber 9 i 10 po stronie lewej, odmę opłucną obustronną, stłuczenie ściany klatki piersiowej po stronie prawej.
Zarzut usiłowania zabójstwa
Grzegorz W. usłyszał zarzuty m.in. usiłowania zabójstwa i kierowania samochodem pod wpływem alkoholu. Przed sądem przyznał, że w dniu, w którym doszło do zdarzenia najpierw wypił kilka drinków w barze z przyjacielem. Później panowie spożyli jeszcze kilka piw, montując piec w garażu. Następnie pokłócił się z dziećmi m.in. o zbyt długie siedzenie przed telewizorem oraz kluczyki do auta, które dzieci schowały.
Wtedy padł wspomniany już zarzut ze strony jednego z siódemki dzieci, że odejście Elżbiety W. z domu to wina oskarżonego. Kobieta zaczęła spotykać się Januszem K. kilka miesięcy wcześniej. Jak zeznał przed sądem jej mąż w tym czasie zaczęła zaniedbywać dom i dzieci oraz zmieniła pracę na gorzej płatną tylko po to, by być bliżej kochanka. Dodatkowo miała ukraść 6 tysięcy złotych ze zwrotu podatku.
AW, zdjęcie KS
Napisz komentarz
Komentarze