W minioną sobotę kaliszanki podjęły w Arenie aktualnego wicelidera LSK i wicemistrza kraju, zespół ŁKS Commercecon Łódź. Do zdobycia przynajmniej punktu w starciu z tak silnym przeciwnikiem zabrakło im niewiele. – Chciałyśmy powalczyć w tym spotkaniu, mimo że wiedziałyśmy, że po drugiej stronie siatki jest wicemistrz Polski z zeszłego sezonu. Ale właśnie w takich meczach gramy bez żadnej presji i możemy pokazać charakter, jaki mamy. Było widać, że rzucałyśmy się do każdej piłki, dużo broniłyśmy. Zależało nam na tym, aby pokazać się z jak najlepszej strony – nie ukrywa Klaudia Kulig.
W czwartym secie podopieczne Mariusza Wiktorowicza miały dwa setbole. Nie wykorzystały niestety żadnego i po chwili przegrały mecz 1:3. Decyzja o przyznaniu decydującego punktu rywalkom była jednak dość dyskusyjna. Sędziowie nie dostrzegli bowiem, że piłka po ataku Ljubicy Kecman, choć wylądowała w aucie, to musnęła o ręce blokujących łodzianek. – To taka kwestia sporna co do oceny tej sytuacji. No ale trudno. Mogłyśmy lepiej przyjąć poprzednią piłkę, zwłaszcza że miałyśmy setbole. Taka jest jednak siatkówka. Jedna rzecz nie wyjdzie i niestety set się kończy – ocenia libero kaliskiej drużyny.
Niemal każdy set sobotniego pojedynku lepiej zaczynały przyjezdne. Kaliszanki natomiast rozkręcały się z akcji na akcję, prezentując zdecydowanie skuteczniejszą siatkówkę w końcówkach poszczególnych partii. – Tak naprawdę gdybyśmy wiedziały, z czego to wynika, to zrobiłyśmy wszystko, żeby tych słabszych początków nie było. Mówiłyśmy sobie przed każdym setem, żeby od początku walczyć, bo później trzeba gonić i tych 2-3 punktów, które szybko uciekają, może potem brakować. Nie udawało nam się tego jednak realizować. Rywalki dobrze broniły, my nie potrafiłyśmy kończyć ataków. Myślę, że gdyby te początki były inne, równe, to spokojnie mogłybyśmy myśleć o wygranej – uważa była zawodniczka Atomu Trefla Sopot i Trefla Proximy Kraków.
Kilka dni przed meczem z ŁKS-em kaliski zespół uległ mistrzowi Polski, Chemikowi Police 1:3. To, co łączy te potyczki, to fakt, że w obu siatkarki MKS-u potrafiły przeciwstawić się teoretycznie najmocniejszym drużynom w ligowej stawce. – Wszyscy nas skazują na pożarcie przed takimi meczami, a my chcemy udowodnić, że potrafimy grać w siatkówkę i że zostawiając serce na parkiecie możemy powalczyć z każdym, nawet z czołówką. W takich spotkaniach gra się nam najlepiej, bo nie czujemy presji. Cieszymy się, że kolejny raz pokazałyśmy, że możemy urwać set zespołowi z czoła tabeli – przyznaje Klaudia Kulig.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze