Stosy Europy
Nie wieki średnie, którym przypisuje się wiele złego, sprawiły, że w Europie skazywano za czary, a kary były okrutne - od tortur po śmierć w płomieniach. Najczęściej stosy płonęły między XV a XVII wiekiem, a to przecież czas rozwoju, postępu, rozkwitu. W sumie doliczono się około 80 tysięcy procesów. Prawie połowa zakończyła się skazaniem na stos lub, jak to było na Wyspach i za Oceanem, szubienicą. - Najwięcej procesów było w Niemczech. Tam odbyło się około 20 tysięcy procesów nad osobami posądzonymi o konszachty z diabłem – mówił Piotr Sobolewski, twórca Kaliszobrania, którego specjalną edycję połączono z cyklem „Kulturalne Środy” w restauracji Komoda. – Rozkwit to czas inkwizycji. W 1486 roku wyszedł nawet specjalny podręcznik dla osób, które polowały na czarownice. W „Młocie na czarownice” można było przeczytać, że czary uprawiają panie, których np. wiara jest słabsza a samo słowo femina oznacza mniej wiary.
Jednak nie tylko kobiety „ulegały” mocy złego. W Skandynawii, przed sądem mającym sprawdzić wiarę i prawdziwość oskarżeń o uprawianie magii, skazywani byli przede wszystkim mężczyźni. Stanowili 90% wszystkich zmuszonych udowadniać swoją niewinność. - Najpopularniejszy proces odbył się w Salem. Tam równocześnie skazano 80 osób. Na naszym kontynencie mamy czarownice z Peney. To 30 kobiet, które zostały oskarżone za roznoszenie dżumy za pomocą czarów – dodał prowadzący.
Czarownica była kozłem ofiarnym, na którego można było zrzucić winy za wszystkie nieszczęścia spadające na świat, lokalną społeczność albo konkretną osobę. Za tym, że ktoś jest zły przemawiało wiele: uroda bądź jej brak, waga poniżej 49,5 kg, która umożliwiała latanie na miotle, diabelskie znamiona. Poza tym wiedza, zazwyczaj zielarska. Przyznanie się do winy przez oskarżoną było najtwardszym dowodem – zdobywanym oczywiście za pomocą tortur.
Za zniszczenie browarów
W Polsce pierwszy zapisany w księgach proces odbył się w Waliszewie pod Poznaniem. W 1511 roku na stosie spłonęła kobieta oskarżona o zniszczenie lokalnych browarów. Trudno oszacować, ile kobiet zginęło w czasach, kiedy chętnie rozpalano stosy. Szacuje się, że mogło ich być kilka tysięcy. Tragiczny, ale i uważany za ostatni w naszym kraju, proces odbył się w niedalekim Doruchowie. - Tam skazano 14 kobiet, choć wielu uważa, że liczba jest przesadzona, a nawet, że samo zdarzenie jest zmyślone. W każdym razie, jak podają kroniki, w 1775 roku przed tamtejszym sądem stanęły niewiasty, z których kilka zmarło już w czasie przesłuchań. Reszta spłonęła na stosie – opowiadał w czasie „Kulturalnej Środy” Piotr Sobolewski (naz dj.).
Ten proces miał być przyczynkiem do wprowadzenia zakazu skazywania za czary w naszym kraju.
W Kaliszu pierwszy proces o czary odbył się w 1580 roku. Oskarżono dwie kobiety – Zofię z Łekna i Barbarę z Radomia - wędrowne złodziejki i prostytutki, które rzuciły na siebie podejrzenie, ponieważ nosiły przy sobie ziołowe amulety. Pierwszą oczyszczono z zarzutów, druga w czasie procesu przyznała się do czarów, wzywała nawet diabła, za co została skazana na śmierć.
- 4 lata później z czarów musiała tłumaczyć się Elżbieta z Tyńca. Podpatrzono, że swoje krowy myje w rzece, a te jak stwierdzono dzięki temu dają więcej mleka. Wyrokiem sądu musiała opuścić miasto. W 1587 roku o czary i kradzież została oskarżona przez swojego pana Małgorzata z Chmielnika. Kobieta przyznała się do drugiego czynu, ponieważ dowiedziała się, że pan nie chce jej zapłacić za ostatnie pół roku pracy - wyjaśnił Piotr Sobolewski.
Małgorzata z Chmielnika została skazana na chłostę. Przed sąd stawiali też swoje żony mężowie. Powód to zdrada i oczywiście czary, które raczej były ziołolecznictwem. W annałach odnotowano taką sprawę z udziałem Apolonii Porwitowej z Glinek. Nie było jednak mowy o diable, magii czy sabatach.
Inaczej stało się w przypadku kobiet z Kucharek. - Wszystko działo się w 1613 roku. Na pierwszy ogień poszła Dorotka z Siedlikowa, którą oskarżono o rzucenie czaru na Macieja Gorczyce. Kobieta przyznała się do tego i jeszcze kilku innych występków oraz obcowania z diabłami. Przy okazji wydała swoją przyjaciółkę Magdę Młynarkę, która pod wpływem czarów opowiedziała o swoich kontaktach z diabłem – przypomniał Sobolewski.
Jest też przypadek pożaru miasta, o którego wywołanie posądzono Reginę Dereciową ze Stawiszyna. Kobietę spalono na stosie. Do tego dochodzą Gierusza Klimerzyna czy Regina Organiścina. Kalisz miał też swój nawiedzony dom, w którym straszyło w dzień i w nocy, a duch był nasłany na „szlachetnych” Midalskich.
Żeby uczestnicy środowego spotkania w Komodzie nie zostali w niedosycie, na koniec spowił ich gęsty dym, a oczom ukazało się prawdziwe oskarżenie o czary i proces. Uczniowie z Zespołu Szkół nr 10 w Kaliszu z Koła Przyjaciół Biblioteki przypomnieli legendę spisaną przez Eligiusza Kor – Walczaka, która powstała po znalezieniu w krypcie oo. Jezuitów wśród męskich szkieletów również damskich szczątków. Według podania szkielet należał do córki kaliskiego kata, która oskarżona o czary uwolniła się z płomieni, a schronienie znalazła właśnie z zakonie.
AW, PS, zdjęcia AW
Napisz komentarz
Komentarze