Nasi przodkowie wszystkie niewyjaśnione zjawiska tłumaczyli sobie w jeden sposób: magia oraz duchy. Dlatego w historii naszego miasta nie brakuje podań o miejscach czy domach, w których straszyć miały dusze zmarłych. Jednym z nich jest Baszta Dorotka, której podobno nadal pilnuje duch zamurowanej przez starostę córki. - Kalisz ma bardzo bogate tradycje, jeśli chodzi o straszenie. Miał nawet swój własny nawiedzony dom, którym była kamienica „szlachetnych” Midalskich, obywateli kaliskich– mówi Piotr Sobolewski, przewodnik PTTK.
Wierzono, że po Baszcie Dorotce błąka się duch zamurowanej tamcórki starosty
Na swoją złą sławę pracowała przez kilka stuleci. Stała jako drugi dom od strony Wrocławskiej (dzisiejszej Śródmiejskiej) i w XIX w. nosiła nr 28. W tym miejscu od niepamiętnych czasów znajdowała się apteka - chyba najstarsza w Kaliszu. Aptekarze dla prostego ludu stanowili wówczas coś pośredniego między lekarzami a czarownikami, nic więc dziwnego, że wielu kaliszan, mijając aptekę "na wszelki wypadek" kreśliło na piersiach znak krzyża. Nieufności tej nie zmienił nawet fakt przejęcia potem apteki przez jezuitów, a dom całkowicie „pogrążył” w 1609 r. pożar niszczący znaczną część miasta, który wziął się właśnie od tego miejsca. Prawie sto lat później, dokładnie w 1704 r. kamienica o mały włos nie przyczyniła się także do zniszczenia większej części Śródmieścia. Ponoć niedbały woźnica szwedzki zaprószył ogień w szopie znajdującej się u wylotu Wrocławskiej, a rozprzestrzeniający się szybko pożar znalazł w składach aptecznych tyle łatwopalnego materiału, że mógł rozhulać się na całego. Wtedy to dom zyskał niepochlebną nazwę "Piekło", a dalsze lata miały tę opinię jeszcze ugruntować. – Panowało przekonanie, że dom Migdalskich jest nawiedzony – mówi Piotr Sobolewski. - Nasłany zły duch tak opanował dom, że – jak możemy przeczytać „we dnie i w nocy nikomu nie dał, ludzi niewidocznie bił, ale też widoczne znaki uderzenia albo ranę zostawił kamieniami rzucał i ranił przy stole modlących się i śpiących wchodzących i wychodzących rzeczy krył , tłukł fetorem zaś takim górne kąty w kamienicy napełnił nieznośnym” .
Według przekazów wobec złośliwego ducha czy demona nie pomogły zwyczajowe metody w postaci modlitw i egzorcyzmów. Dopiero uroczyste supliki przed cudownym obrazem św. Józefa sprawiły, iż perfidny „poltergeist” musiał poszukać sobie innego lokum, na zawsze opuszczając kamienicę Midalskich.
Diabeł straszył też klasycystycznym w „Domu między nogami” zaprojektowanym prawdopodobnie przez Szpilowskiego. Jego nazwa wzięła się od dwukolumnowego portyku, dlatego budynek nazywano też „pod filarami”. Dwukondygnacyjny dom stał narożnie, na rozwidleniu ówczesnej ul. Mariańskiej i Warszawskiej (dzisiaj Zamkowej). Później w jego miejsce wybudowano cerkiew, a współcześnie stoi tam dom towarowy - dawny PDT.
Z kolei całkiem nieopodal znajdowała znajdowała się kamienica zwana Domem Belzebuba, choć nic nie wiadomo o tym, by pojawiał się w niej ów jegomość. Budynek zyskał złą sławę, bo był siedzibą masonów, a ci, łagodnie mówiąc, przez pobożnych kaliszan nie byli lubiani. Głównie przez swoją tajemniczą i dziwną obrzędowość, stowarzyszenie, szeroko znane w Europie, w Polsce budziło grozę i przerażenie. Podobnie jak sam dom. - Znajdowała się w nim restauracja, a raczej spelunka, w której działy się czasem dziwne, czasem nadprzyrodzone rzeczy. W legendzie o ryżej Magdzie opowiada o tym Eligiusz Kor-Walczak - dodaje Piotr Sobolewski.
Plac św. Józefa, "dom między nogami". Później w tym miejscu stanęła cerkiew, a następnie dom towarowy.
W przeszłości straszyło też na kaliskim Zawodziu. Ogniki, duchy podnosiły się, kiedy kaliszanki za mocno grzeszyły. Dziś już chyba tak bardzo nie grzeszą, bo na Zawodziu żadnych duchów od lat nie widziano. Ale według Piotra Sobolewskiego tradycje straszenia, szczególnie dzieci, pozostały. - Myślę, że każda dzielnica jak się trochę postara to znajdzie sobie taki dom, w którym straszy. Choćby na Ogrodach. Do niedawna na skarpie przy szpitalu znajdowała się taka chatka Baby Jagi. Rzeczywiście przypominała chatkę na kurzej stopie, a sędziwa staruszka, która ją zamieszkiwała, przy całym szacunku dla jej urody, przypominała troszkę Babę Jagę, więc dzieci, broń Boże, nie zbliżały się do niej – dodaje Sobolewski. Bo każdy wie, że od duchów, upiorów i oczywiście czarownic lepiej trzymać się z daleka. Nawet jeśli istnieją tylko w naszej wyobraźni.
Katarzyna Krzywda, MIK, źródła: info.kalisz.pl, fot. arch., Archiwum Państwowe w Kaliszu
Napisz komentarz
Komentarze