A główne oskarżenia dotyczą właśnie znęcania się nad rodziną. Przede wszystkim żoną, ale także synem. - Znajdując się w stanie nietrzeźwości, bez powodu wszczynał awantury, podczas których ubliżał pokrzywdzonej, używając słów powszechnie uznawanych jako obelżywe i wulgarne oraz groził pozbawieniem życia i naruszał nietykalność cielesną, popychając, szarpiąc i przyciskając do ściany oraz opluwając - brzmi fragment oskarżenia odczytanego przez prokuratora Rafała Rybarczyka. - W styczniu 2019 roku, w nieustalonym dniu, pokazując gest odcinania głowy, groził Agnieszce J. (żonie – przyp. red.) popełnieniem przestępstwa na jej szkodę, przy czym groźba ta wzbudziła w pokrzywdzonej obawę spełnienia.
Wójt: „moja żona znęca się nade mną”
I do tego zarzutu Sylwiusz J. przed sądem się nie przyznał. Nie przyznał się także w styczniu ubiegłego roku, kiedy to został zatrzymany przez policję wezwaną przez domowników. Wtedy nawet twierdził, że to on jest ofiarą żony – wynikało z jego zeznań odczytanych na sali sądowej przez sędziego Macieja Maciaszka.
- W mojej ocenie jest odwrotnie, moja żona znęca się nade mną psychicznie i fizycznie. Ponadto chcę stwierdzić, że rok temu ponad godzinę biła mnie prętem metalowym po głowie, rękach, tułowiu i nogach, po czym pojechałem do szpitala wojewódzkiego w Kaliszu, na co posiadam dokumentację medyczną z tytułu odniesionych przeze mnie obrażeń ciała - zeznawał przed rokiem. - Ona rzucała we mnie zamkniętym słoikiem z jedzeniem. Ona nie ucelowała we mnie, rzuciła tym słoikiem w telewizor 50 cali, który jest moją własnością , ale to nie wszystko - żona wzięła do ręki czajnik z wrzącą wodą i zaczęła mnie polewać. W związku z tym nie poniosłem żadnych obrażeń ciała, bo odzież, którą miałem nie przepuszczała wody. Poprosiłem, żeby przestała, ona nie przestała, więc wyszedłem i zadzwoniłem na numer 112.
Przyznał się, bo chciał wyjść z aresztu?
I tak miały kończyć się wszystkie awantury w domu J. Jednak to wójt jest oskarżonym i pierwsze tygodnie po zatrzymaniu spędził w areszcie. Wówczas przyznał się do wszystkiego. - Ja chciałbym powiedzieć, że przyznaję się do wszystkich zarzucanych mi czynów. Chcę powiedzieć, że przemyślałem swoje zachowanie i wiem, że przyczyną wszystkich moich zachowań była alkohol, moje zachowanie było naganne i chcę teraz wszystkich przeprosić - mówił wówczas Sylwiusz J., oczekując na decyzję o zwolnieniu go z aresztu. - Czemu się pan wtedy przyznał? - dopytywał 20 stycznia, podczas pierwszej rozprawy sędzia. - Przyznałem się może dlatego, żeby opuścić areszt – przyznał Sylwiusz J.
Bezpodstawnie wezwał służby i znieważył strażaków
Zanim wójt trafił za kratki, oprócz znęcania się nad rodziną „zapracował” sobie również na inne zarzuty. Chodzi o znieważenie strażaków, których wezwał do rzekomej kolizji auta. Jak później ustalono, takie zdarzenie rzeczywiście miało miejsce, ale… kilka dni wcześniej i zostało obsłużone przez policję.
W dniu wezwania strażaków do żadnej kolizji nie doszło, ale wójt sądził inaczej. - Usłyszałem jakiś huk. Wyjrzałem przez okno i zauważyłem, że jakiś pojazd marki Renault przejechał przez mój betonowy płot, żywopłoty i zatrzymał się na terenie mojej posesji – zeznawał później. - Syn wezwał policję, która przyjechała i poinformowano mnie, że od zabezpieczenia miejsca jest straż pożarna , którą wezwałem na miejsce. Kiedy przyjechali wytłumaczyłem jednemu ze strażaków, że chcę, by zabezpieczyli teren. Oni zabezpieczyli teren sznurkiem od drzewa do drzewa. Wtedy się zdenerwowałem i poprosiłem o zabezpieczenie taśmą. Powiedziałem im, że jestem wójtem, że jak nie mają taśmy to im kupię. I że mają zabezpieczyć to prawidłowo, na co oni odjechali. Nie kierowałem wobec nich słów wulgarnych, tylko powiedziałem, że robią sobie żarty.
Strażacy: najczęściej używał zwrotu „debil”
W poniedziałek, 20 stycznia przed sądem Sylwiusz J. przyznał, że strażaków wyzywał i wyraził skruchę. Mundurowych przeprosił już wcześniej, zjawiając się w komendzie PSP w Kaliszu. Tym bardziej, że oni sami wizytę u wójta wspominają inaczej, niż on. Z ich wyjaśnień złożonych w sądzie wynika, że samochodu na posesji nie było, a Sylwiusz J. miał konkretne życzenia odnośnie pracy strażaków. - Podjechaliśmy na miejsce zdarzenia. Oskarżony do nas wyszedł i zapytał, czy wiemy kim on jest. Odpowiedzieliśmy, że nie - opisywał przebieg interwencji Mariusz F., świadek . - Pokazał nam rozwalony płot, który częściowo był naprawiony z tego co pamiętam, a samego pojazdu na posesji nie było. Oskarżony kazał nam naprawić ten płot, ale to nie należy do naszych obowiązków. Chcieliśmy go uspokoić i rozwiesiliśmy taśmę ostrzegawczą. I nasze zachowanie rozwścieczyło oskarżonego i zaczął nas wyzywać. Słowa padały różne; ja pamiętam, że najczęściej używał zwrotu „debil”.
Jakich słów użyje obrona, by udowodnić, że to Sylwiusz J. jest ofiarą swojej rodziny, a nie odwrotnie? Pokaże czas. Głównych poszkodowanych nie było w poniedziałek w sądzie.
Wójtowi grozi do 5 lat pozbawienia wolności.
AW, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze