Feralnego dnia, jak wynika z ustaleń prokuratury, Wiesławę S. w jej domu w Kraszewicach (pow. ostrzeszowski) odwiedzili znajomi: Jerzy K. i jego partnerka Barbara O. Wieczorem, około godz. 22.00 cała trójka pojechał do Kuźnicy Grabowskiej, do domu pary. Tam pili alkohol, a po dwóch godzinach udali się w drogę powrotną, z przystankiem przy sklepie spożywczym. Tam miało dojść do pobicia – tak zeznał świadek Tomasz N., który dzień później o całym zdarzeniu dowiedział się od znajomego, mieszkającego w sąsiedztwie sklepu. - Jak mówił dzień później, kiedy spotkaliśmy się u niego nad stawem, żeby powędkować, wyjrzał przez okno i widział pana Jurka, który tę kobietę wrzucał do samochodu, a wcześniej bił – zeznawał na rozprawie 11 lutego Tomasz N.
„I tak miała tylko przed sobą cztery miesiące życia”
To właśnie ów znajomy miał przerwać znęcanie się nad 48-latką. Pomógł nawet Jerzemu K. i Barbarze O. wsadzić kobietę do samochodu, jednak policję postanowił zawiadomić dzień później, już po podzieleniu się historią ze znajomym. - Kiedy siedzieliśmy nad stawem przyszła teściowa Artura i powiedziała, że ta Wiesława S. przeszła operację i najprawdopodobniej zostanie na wózku. Wtedy postanowił, że nie można tego tak zostawić i pojechaliśmy do pana Jerzego. Zaczęła się między nimi rozmowa, którą nagraliśmy i przekazaliśmy w trakcie śledztwa. Jerzy K. mówił, że Wiesława S., cytuję "wkurwi...a” go, więc ją pobił i że ma wszystko gdzieś, możemy powiadomić policję i że kobieta i tak miała tylko przed sobą cztery miesiące życia, bo ma coś z wątrobą.
Zrezygnowali z wezwania karetki
Jak wynika z ustaleń śledczych, po pobiciu kobiety Jerzy K. odwiózł ją do domu w Kuźnicy Grabowskiej. Razem ze swoją partnerką wprowadził znajomą do domu. 48-latka miała być przytomna, ale miała problemy z ustaniem na nogach, postanowili więc wezwać pogotowie ratunkowe. Poinformowano ich jednak, że wezwanie może okazać się bezpodstawne, a jeśli tak - poniosą tego konsekwencje prawne. Wtedy oskarżony zdecydował, że karetka nie jest potrzebna.
Dzień później, kiedy oboje wrócili sprawdzić, jak czuje się kobieta nie mieli już wątpliwości, że pomoc medyczna jest niezbędna. Wezwali pogotowie, a Barbara O. powiadomiła wuja Wiesławy S. - Barbara O. dzwoniła z telefonu Wiesi. Wiem, że się znali i zjeżdżali się na tzw. kawkę; raz u mojej siostrzenicy, raz Wiesia była u tych państwa – mówił przed sądem Stanisław P. brat matki poszkodowanej Wiesławy. - I Barbara O. powiedziała w rozmowie telefonicznej, że siostrzenicę zabiera pogotowie. Prosiła również, że jeśli przyjadę do Kraszewic to ona też chce jechać do Kalisza, do szpitala. I w Kaliszu tak przyjechaliśmy, że siostrzenicę przewozili na OIOM. I tam ostatni raz rozmawiałem z siostrzenicą, była w stanie cokolwiek powiedzieć. I jeszcze mówi: „Wujek, było ciemno, ktoś mnie uderzył, ale nie wiem kto".
Pomoc przyszła za późno
Jak się okazało kobieta doznała ciężkich obrażeń kręgosłupa. W kaliskim szpitalu przeszła operację, a rokowania były złe. Lekarze przewidywali, że Wiesława S. będzie poruszać się na wózku inwalidzkim. Jednak ta w poniedziałek – dwa dni po pobiciu – zmarła, a prokuratura postawiła Jerzemu K. zarzut umyślnego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Oskarżony nie przyznaje się do winy.
Według biegłego kobieta doznała urazu kręgosłupa w wyniku wyrzucenia jej z samochodu na wyłożony kostką parking. Uznał również, że gdyby 48-latka od razu trafiła do szpitala skutki pobicia nie musiałyby być tak tragiczne.
Jerzy K. od czerwca przebywa w areszcie. Barbara O. odpowiada przed sądem z wolnej stopy. Kobiecie prokurator zarzucił narażenia Wiesławy S. na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia znajomej.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze