Agnieszka Gierz: Zacznę komedio-dramatycznie. „Wszyscy zwariujemy, to pewne” – to krótkie zdanie z jakże dziś aktualnej „Dżumy” Alberta Camus utkwiło mi na dłużej w głowie, gdy teraz, po latach wróciłam do tej lektury. Jakie skutki z psychologicznego punktu widzenia ma dla nas już teraz ta sytuacja?
Amanda Staniszewska-Celer: Lęk - to aktualnie najczęściej towarzyszące nam uczucie. Widzę to u siebie, u swoich bliskich, u swoich pacjentów. Proszę zobaczyć, nagle runął nam nasz starannie dopracowany, zaplanowany świat. Bardzo często narzekamy na rutynę, ale w gruncie rzeczy my jej potrzebujemy do codziennego funkcjonowania. Uspokaja nas myśl, że wiemy co robimy w poniedziałki i co będziemy robić w następny czwartek po południu, gdzie wtedy będziemy i z kim. Teraz nadmiar wolnego czasu, który spędzamy w izolacji, nie wiedząc, ile to jeszcze potrwa, doprowadza do tego, że budzi się w nas lęk czy nasza rzeczywistość, którą znaliśmy i za którą tęsknimy, jeszcze wróci.
Mi z kolei przypomina się cytat, który zdaje się idealnie pasować do sytuacji „Chociaż runął ci świat, wiosna przyjdzie i tak”. Ta wiosna to nasza nadzieja, że w końcu będzie dobrze, że znów będzie normalnie.
Skoro jesteśmy w temacie przypominających się cytatów, to mi nasuwa się legendarny utwór „Finlandia” w wykonaniu Bogusława Lindy i słowa: „Nigdy nie będzie takiego lata. Już nigdy…” Wszyscy czujemy chyba, że ta normalność bezpowrotnie minęła, że świat, nasza codzienność, wolność, podróżowanie już nie będą wyglądać tak samo. Czy mamy tu do czynienia z doświadczeniem straty? Koniecznością pożegnania się z światem sprzed epidemii i adaptacją do nowych warunków?
Myślę, a może mam nadzieję, że chyba nie będzie tak źle. Mamy zdolność szybkiego adaptowania się do nowych sytuacji. Zauważmy, że kiedy pojawiły się pierwsze sygnały zagrożenia oraz obostrzenia bardzo szybko przeszliśmy z nimi do porządku dziennego. Mam nadzieję, że tak samo będzie, gdy to wszystko minie, że chęć powrotu do normalności będzie większa niż jakiekolwiek obawy.
Teraz jednak obawy stale nam towarzyszą, do tego strach, niepewność, lęk… Te emocje w różnym natężeniu doświadcza chyba każdy z nas. Jak sobie z nimi radzić?
Każdy z nas ma różne strategie radzenia sobie z trudnymi emocjami. Ale jedna jest uniwersalna: rozmowa. Rozmawiajmy z innymi, czy to przez portale społecznościowe czy pogawędki online, nieważne. Jesteśmy istotami społecznymi i to innych osób w tej sytuacji brakuje nam najbardziej.
A co jeśli te najbliższe osoby, delikatnie mówiąc, nie wpływają na nas dobrze: panikują, ciągną nas w dół, podkręcają niepokój? Jak zbudować spokój przede wszystkim w sobie samym?
W pierwszej kolejności warto im to powiedzieć, ponieważ mogą sobie nie zdawać sprawy, że ich zachowanie i emocje udzielają się komuś jeszcze. Potem warto razem pomyśleć nad metodami jak sobie z tym poradzić, w końcu w grupie siła J Jeśli to nie pomoże, próbować w miarę możliwości spędzać jak najmniej czasu z taką osobą, by nie udzielał się nam jej niepokój.
Nowa sytuacja, w której wszyscy się znaleźliśmy rodzi również w wielu napięcie, frustrację, stres… Jakie metody poleca Pani, by wrócić do równowagi?
Tak jak wspomniałam wcześniej: próbować rozmawiać z bliskimi, znajomymi najczęściej jak możemy. Dzielić się naszymi zmartwieniami: to naprawdę pomaga. Już samo powiedzenie, co nas martwi, zdaje się ściągać nam ciężar z pleców. Warto też mówić bliskim nam osobom, jacy są dla nas ważni. Każdy chce usłyszeć ciepłe słowo w tym trudnym dla nas wszystkich czasie.
Kolejnym aspektem jest zamartwianie się. Wszyscy się zamartwiamy. Gdybym powiedziała teraz, że jest to absolutnie zabronione, to byłoby to irracjonalne. Jasne, że się zamartwiamy, nigdy nie byliśmy w takiej sytuacji, to zupełnie normalne. Spróbujmy jednak to ograniczyć w czasie – ja proponuje pacjentom, by wyznaczyli sobie czas np. od 15-15:30, brzmi śmiesznie, ale naprawdę działa J
Następnym ważnym czynnikiem jest zaplanowanie sobie dnia. To bardzo ważne dla naszego bezpieczeństwa psychicznego. Chociażby dlatego, że jeśli w czwartek mam zaplanowany odpoczynek cały dzień, to nie mam wyrzutów sumienia i leżę do góry brzuchem cały dzień, bo wiem, że w piątek nadrobię. Bo co to za odpoczynek z wyrzutami sumienia?
Kolejną strategią radzenia sobie jest przeniesienie uwagi na coś innego. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić, ale w sytuacji, kiedy emocje nie chcą odpuścić, postarajmy się skupić na innej czynności. Z doświadczenia wiem, że głośny śpiew pomaga. Trudno jest myśleć o emocjach i śpiewać w jednym momencie.
Ale najważniejsze: nie wyłączajmy emocji. Emocje są naturalnie uzasadnione i potrzebujemy ich tak samo, jak potrzebujemy tlenu.
Sytuacje kryzysowe są testem człowieczeństwa. Widzimy szlachetne zachowania, ale i te podłe. Epidemia pokazuje naszą „prawdziwą twarz”?
Pewnie tak. Staram się jednak skupiać na pozytywach obecnej sytuacji. Ostatnio w radiu usłyszałam, że jest więcej wolontariuszy niż potrzebujących. Podsumowano to zdaniem, że „świat zalała epidemia dobroci”. Wspaniale było to słyszeć i szczerze powiedziawszy, aż się wzruszyłam. I to też jest jedna ze strategii radzenia sobie: pomagaj innym, gdy pomagamy innym, sami boimy się mniej.
Mamy przypadki, że rodzina zakażonego koronawirusem spotyka się z sąsiedzkim ostracyzmem, jest wręcz dręczona przez najbliższe otoczenie. Ci ludzie nie dość, że muszą mierzyć się z chorobą, a niekiedy niestety i ze stratą bliskiej osoby, to jeszcze są wytykane palcami, obmawiane, zastraszane… Gdzie się podziewa wtedy empatia?
Jak wiemy, najlepszą obroną jest atak. Ci, którzy atakują, najczęściej najbardziej się boją. Może obawiają się zagrożenia? Że jest to tak blisko nich? Czujemy się w miarę bezpiecznie, kiedy słyszymy o zarażonych w innych miastach, czy kiedy wiemy, że nie dotyczy to nas, czy naszych bliskich. Kiedy jednak zagrożenie znajduje się bardzo blisko, lęk potrafi przerodzić się w bardzo silną agresję.
Jak poradzić sobie w sytuacji, gdy spotykamy się z takim społecznym ostracyzmem, gdy otoczenie nas atakuje? W skrajnych przypadkach może dojść do tragedii. Mam tu na myśli przypadek lekarza z Kielc, który nie wytrzymał fali hejtu i popełnił samobójstwo.
Myślę, że w takich wypadkach nie warto się wahać i należy skorzystać pomocy. Taką pomocą może być np. wezwanie policji. Pamiętajmy o tym, że czasy kiedy w sieci jest się anonimowym dawno minęły. Są też różnego rodzaju telefonu zaufania, gdzie 24/h są osoby odpowiednio wykwalifikowane, by udzielić pomocy.
Ogromna część społeczeństwa zostaje w domach. Izolacja i trzymanie się zakazów jest wyrazem odpowiedzialności za zdrowie swoje i innych. Ale niektórzy już trudno jest wytrzymać… Jak zostać w domu i nie zwariować?
Patrząc na siebie oraz swoich pacjentów, myślę sobie, że najlepszym co możemy zrobić to nacieszyć się domem, bo jak to wszystko się skończy, to coś czuję, że będziemy wracać do niego tylko na noc. A konkretniej wielu pacjentów wspomina, że nadrobiło porządki, zaległe książki czy seriale. Inni ćwiczą talent kulinarny, jeszcze inni zaczęli uprawiać sport, ponieważ wcześniej brakowało czasu i siły. Myślę sobie, że każdy z nas ma coś, co zaniedbał z jakiś powodów, więc może to czas, by wyjść w miarę możliwości z zaległościami na prostą, tak by móc się potem cieszyć wolnością pełną parą.
Niestety akcja #zostańwdomu ma wiele ciemnych stron. Mam tu na myśli nasilenie się przemocy domowej, popadanie w uzależnienia, rozwój depresji. O tym już alarmują specjaliści. A problemy te nie są teraz „na pierwszym froncie” i ludzie mogą czuć, że nie znajdą teraz pomocy…
Tak, to prawda. Kiedy 4 tygodnie temu zdecydowałam, że nie będę narażać siebie i swoich pacjentów i przeniosłam terapię stacjonarna na terapię online, część pacjentów postanowiła przeczekać ten czas, by później wrócić na terapię stacjonarną. Jednak z czasem widzę, że coraz większe jest zainteresowanie terapią online, a pacjenci, którzy na pierwszym spotkaniu czuli się skrępowani, na drugim już nie są. Badania pokazują, że terapia online w zasadzie nie różni się od terapii stacjonarnej. Terapia online jest lepsza niż brak terapii, to złota zasada. Pomoc psychologiczna jest dostępna na wyciągniecie ręki, wydaje mi się, że jest teraz bliżej niż kiedykolwiek. Bardzo dużo specjalistów przebranżowiło się na terapię online, co jest ogromną korzyścią dla pacjenta, ponieważ dostęp chyba jeszcze nigdy nie był tak łatwy. Nie należy się bać prosić o pomoc, nie jesteśmy niezniszczalni i to całkowicie naturalne, że możemy sobie nie dawać z czymś rady.
Epidemia moim zdaniem pokazuje, że mamy olbrzymie zaniedbania w kwestii profilaktyki zdrowia psychicznego. Teraz, gdy tak wiele zależy od świadomości własnych stanów emocjonalnych, radzenia sobie z nimi, działania w warunkach stresowych, powinniśmy dostrzec wagę dbania o, potocznie mówiąc, „własną głowę”….
Zgadzam się w 100%. Marzy mi się, by powstała moda na dbanie o swój dobrostan psychiczny tak, by móc być świadomym tego, co przeżywamy, umieć to nazwać i znać swoje schematy i strategie radzenia sobie, by w sytuacji kryzysu umieć sobie pomóc. Zawsze powtarzam swoim pacjentom, że to wielka odwaga i samoświadomość, by dostrzec swój problem i zobaczyć, że jeśli sobie z nim nie radzę, to idę do specjalisty, bo po co się męczyć? Gdyby choroby psychiczne traktowano tak samo jak fizyczne, dużo lżej by nam się żyło.
Jak Twoim zdaniem mogą zmienić się nasze relacje społeczne po epidemii?
Ostatnio bliska mi osoba powiedziała, że obawia się, że długo nie będzie umiała zaufać innym ludziom. To dało mi do myślenia. Jak dużo czasu będziemy potrzebowali, by bez wahania przywitać się z kimś podając rękę, czy dając buziaka w policzek? Czy będziemy umieli wejść do sklepu pełnego ludzi bez lęku? Czy gdy ktoś obok nas zacznie kaszleć, pierwszym odruchem nie będzie ucieczka? To pytania, na które nie znam odpowiedzi. Martwi mnie bardzo, czy nasili się u nas lęk społeczny i czy damy sobie z nim radę.
„Życie nie znosi próżni” i pewnie pojawią się nowe zwyczaje odnośnie przywitania, pozdrowień. Ale trudniejsza sprawa jest z tym, co zostanie w naszych głowach…
Tak, natomiast na tę chwilę, tak jak wspomniałam powyżej: możemy sobie tylko gdybać. Ufam, że wyjdzie nam to na dobre. Że zaczniemy doceniać długie spacery po parku, kąpiel w morzu, wschody i zachody słońca, że możemy sobie pójść na kawę do kawiarni w dowolnym momencie , ale przede wszystkim, że ponownie pokochamy spędzać wspólnie czas, a śmiech, uściski, zwyczajne życie będzie jak najwspanialszy prezent: nieoczekiwany i piękny.
Każde doświadczenie jest lekcją, coś nam pokazuje, czegoś nas uczy. A trudne sytuacje zazwyczaj mają największy potencjał do rozwoju. Czego Pani dowiedziała się o sobie, o swoim postrzeganiu rzeczywistości dzięki epidemii?
To bardzo ciekawe pytanie. Zazwyczaj kiedy miałam gorszy dzień starałam się radzić sobie z nim sama na różne sposoby. Teraz, kiedy tych dni jest mimo wszystko więcej, zaczęłam wyznawać zasadę „pozwól mi czuć się źle”. To dla mnie bardzo ważne i tak samo staram się patrzeć na swoich bliskich. Żadne „będzie dobrze” czy „weź się w garść” nie ma szans w starciu ze zwykłym przyzwoleniem na przeżywanie trudnych emocji. To tylko tyle i aż tyle J Więc odpowiadając na pytanie: dowiedziałam się, że mogę czuć się źle i nikt nie ma mi tego za złe, że tych dni może być więcej niż zazwyczaj.
Na sam koniec mój ulubiony cytat z Małego Księcia „Ludzie mają zbyt mało czasu, aby cokolwiek poznać. Kupują w sklepach rzeczy gotowe. A ponieważ nie ma magazynów z przyjaciółmi, więc ludzie nie mają przyjaciół.” Dlatego korzystając z większej ilości wolnego czasu, przewartościowałam sobie parę rzeczy. Nadrabiam zaległości i odkopuje stare przyjaźnie.
Dziękuję za rozmowę!
Amanda Staniszewska- Celer- psycholog i psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, doktorantka na Uniwersytecie SWPS we Wrocławiu. Na co dzień pracuje z pacjentami w gabinecie we Wrocławiu oraz w Kaliszu, a także prowadzi terapię online.
Jest członkiem Polskiego Towarzystwa Terapii Poznawczo-Behawioralnej. Swoją prace regularnie poddaje superwizji. Aktualnie pracuje również na uczelni wyższej, gdzie zajmuje się badaniem wpływu społecznego, z czego piszę pracę doktorską.
fot. pixabay, Amanda Staniszewska-Celer
Napisz komentarz
Komentarze