Annopol, gmina Lisków. Choć mamy XXI wiek, to wydaje się to być wręcz niewiarygodne, że ktoś mieszka w takich warunkach. Jak można tak żyć? Częściowo upośledzony, starszy człowiek w dodatku chorujący na zbieractwo. O sprawie poinformowali nas wolontariusze, którzy postanowili nam pokazać jak funkcjonuje ten człowiek na co dzień.
- Sytuacja z panem Janem istnieje już kilka dobrych lat. Dopóki żyli rodzice pana Jana, nie było jakiś większych problemów. Starsi ludzie, którzy żyją razem z synem. Bezdzietny i kawaler. Nic nie wskazywało na to, że później jego życie potoczy się nieco inaczej, a jego choroba będzie się rozwijała. Kilka lat temu wydarzyło się nieszczęście. Spalił się dom, w którym pan Jan mieszkał. To jakoś wpłynęło na niego i sprawiło, że coraz bardziej stał się osobą oderwaną troszeczkę od rzeczywistości – mówiła Bożena Humelt, kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Liskowie
74-letni pan Jan żyje niczym pustelnik. Warunki ,,mieszkaniowe’’ zagrażają nie tylko jego zdrowiu, ale i życiu. Ściany pękają, w każdej chwili budynek może się zawalić. Wchodząc na ganek, warto było także patrzeć pod nogi, bo czekać mogła niemiła niespodzianka – nagromadzone fekalia. To jednak nic, pan Jan zimą mieszkał w dziurze… Mężczyzna spał tam 1,5 roku twierdząc, że było mu tam bardzo ciepło.
- On kiedyś mieszkał w tej dziurze. To miała być kiedyś ziemianka. To jest bardzo niskie, on się wciskał w tą dziurę zimą. Teraz tu jest akurat zalane wodą, ale zanim była tamta dobudówka, to noce spędzał w tej dziurze – opowiadała Anna Kozanecka, wolontariuszka
Zatrważający widok czekał na nas także w środku. Chory na zbieractwo, obsesyjnie gromadzi duże ilości bezwartościowych rzeczy. Zamiast wynosić odpady, przynosi kolejne śmieci. W skrajnych przypadkach, sięgają one nawet sufitu.
W kuchni próżno było szukać jedzenia, nie wspominając o czystych naczyniach. Już dawno wszystko obeszło pleśnią, która stała się pożywką dla robactwa. Lodówka nie działa, a jej stan również pozostawia wiele do życzenia. Do pełnej patologii brakuje tylko zalęgniętych szczurów.
- Wczoraj jadłem nogę z koguta, kapustę i marchewkę. Jak nie mam jedzenie to sołtys mi przyniesie – mówił pan Jan
Brak tez łazienki, a co za tym idzie – bieżącej wody. Pan Jan korzysta ze studni. Stąd pobiera wodę zarówno do spożycia, jak i do mycia. Woda ta nie jest czysta, jednak mężczyzna mówi, że mu smakuje.
- To jest człowiek który nie nadaje się do samodzielnego funkcjonowania. On potrafił kawę zrobić w kilku brudnych naczyniach czy jeść zepsute jedzenie. On nie jest w stanie odróżnić jedzenia dla siebie od jedzenia dla psów. Słoiki, które kiedyś mu przywieźliśmy to on myślał, że to karma dla zwierząt. Jego to by trzeba było cały czas pilnować, żeby ktoś tu był – mówiła wolontariuszka Ania
W tej sytuacji ciężko jednak było pomóc temu człowiekowi. Pan Jan, mimo że posiada rodzinę, to nie ma w nich oparcia. Sam jest nieporadny w starciu z chorobą.
- Siostrzenica miała opłacać obiady, koniec końców była tutaj niezła akcja, dużo osób się tutaj zebrało. Miało coś ruszyć do przodu, miała być podłączona woda, miały być też te obiady, miał mieć opiekunkę, którą siostrzenica miała opłacać. Tak naprawdę po kilku dniach, po tym jak już się dogadaliśmy z tą siostrzenicą, z GOPS-em, jak tutaj wspomagać tego człowieka, stało się jak się stało. Dostajemy telefon, że opiekunka ma nie przychodzić, pan Jan nie dostawał obiadów. Znów został sam i dopiero po waszej interwencji, jakimś cudem w parę godzin się obiady znalazły. Nawet się ośrodek znalazł, gdzie powinien tak naprawdę już dawno się znaleźć – mówiła wolontariuszka Ania
Oświadczenie o umieszczeniu pana Jana w ośrodku było już od jakiegoś czasu. Mężczyzna jednak nie mógł z niego skorzystać, ponieważ nie było miejsc. Wolontariusze zarzucają GOPS-owi, że w takiej sytuacji szuka się ośrodka do skutku. Co na to GOPS?
- Już jakiś czas staraliśmy się żeby pan Jan został umieszczony w ośrodku pomocy społecznej bez zgody. Osiągnęliśmy ten sukces, ponieważ sąd wydał takie postanowienie. I złożyliśmy taki wniosek do Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Ostrowie Wielkopolskim o umieszczenie pana Jana w Psarach – mówiła Bożena Humelt, kierownik GOPS-u
Gmina wiele razy podejmowała pewne działania, które miały pomóc temu człowiekowi. Jednak bezskutecznie.
- Jak się zajeżdża w takie miejsce, to ten widok na pewno nie jest taki jaki powinien być w naszym rozumieniu. Ale są rzeczy, które mówiąc kolokwialnie ,,nie przeskoczy się’’. My wiemy, że robimy najwięcej tyle ile możemy. Jako administracja, jako pomoc społeczna, przy pomocy gminy, sąsiadów – wszyscy współpracujemy. Mam nadzieję, że to jest koniec – dodała Bożena Humelt
Sprawa ciągnęła się latami, aż w końcu nadszedł pozytywny finał. Od tygodnia pan Jan przebywa w ośrodku w Psarach.
Materiał z panem Janem od minuty 15:18
Napisz komentarz
Komentarze