Dopalaczom poświęcono piątkowe spotkanie w ratuszu, zorganizowane z inicjatywy Rady Osiedla Śródmieście I. Po jednej stronie zasiadły władze Kalisza i przedstawiciele służb. Po drugiej – mieszkańcy, którzy bezpośrednio odczuwają skutki funkcjonowania sklepów z dopalaczami. Wśród wypowiedzi tych pierwszych ciągle przewijało się jedno sformułowanie: „Ogranicza nas prawo”, choć jeszcze niedawno – podczas podsumowania pierwszych 100 dni nowej władzy – rządząca koalicja chwaliła się walką z dopalaczami. Stojąc twarzą w twarz z rozsierdzonymi kaliszanami, samorządowcy musieli przyznać wprost, że nic nie mogą zrobić. - Piłeczka jest po stronie parlamentarzystów. Gdyby wszedł prawdziwy odgórny zakaz, to my byśmy mieli tylko konieczność wykonania go i zachowania się zgodnie z ustawą – mówił Grzegorz Sapiński, prezydent Kalisza. - Mamy bardzo kulawe, koślawe prawo, które daje nam tylko ograniczone możliwości – dodała Karolina Pawliczak, wiceprezydent Kalisza.
Podusmowując pierwsze 100 dni, koalicja rządząca chwaliła się walką z dopalaczami. Stojąc przed mieszkańcami musiała przyznać, że nic nie jest w stanie zrobić.
Dopalacze nie są na liście substancji psychoaktywnych, a ich zażywanie i sprzedaż (oficjalnie oferowane są jako przedmioty kolekcjonerskie) nie są prawnie zabronione. Problem z roku na rok staje się coraz większy, a prace w Sejmie nad ukróceniem tego procederu posuwają się w ślimaczym tempie. Poinformowanie mieszkańców o kompetencjach władz Kalisza i odpowiednich służb w zakresie walki z dopalaczami było głównym celem piątkowego spotkania. O kontrolowaniu okolic sklepów i czynnościach, jakie mogą podjąć mówili komendant Straży Miejskiej Kalisza, Dariusz Hybś i mł. insp. Tomasz Francuszkiewicz, pierwszy zastępca komendanta miejskiego policji w Kaliszu. Jednak gdy do głosu doszli mieszkańcy, ostro wyrazili swoje niezadowolenie z działań obu tych służb. - My nie możemy wyjść w ogóle z mieszkania, z bloku. To towarzystwo wiecznie tam stoi, oni się bawią w chowanego z policją. Jak policja przyjeżdża to się chowają, odjedzie, oni to samo robią. Wchodzą na klatki schodowe, rysują, piszą po nich. Załatwiają tam swoje potrzeby fizjologiczne – relacjonował jeden z mieszkańców.
Kaliszanie mieszkający w bezpośrednim sąsiedztwie sklepów z dopalaczami nie chcieli słuchać, że samorząd i służby są bezradne
Czasem dochodzi do naprawdę niebezpiecznych sytuacji. Mieszkańcy okolic feralnych sklepów obawiają się o swoje bezpieczeństwo. - Mamy władzę, policję, straż miejską, która nic nie robi, nic, kompletnie nic. Ja mogę palcem pokazać: ten pan mnie napadł. To policja mówi: ma pan dowody? – krzyczał wyraźnie zdenerwowany kaliszanin. - Chodzą nie raz z takimi toporami, z siekierami przez ulicę. Niedawno mojej sąsiadce z bloku, starszej kobiecinie urwali torbę na pasku i ukradli ją. Ona miała tam tylko 20 złotych – wtórował mu starszy mężczyzna. Mieszkańcy Śródmieścia uważają, że policja i straż miejska niedostatecznie dbają o ich bezpieczeństwo. Patrole pokazują się bardzo rzadko, a wylegitymowanie podejrzanej grupki nic nie daje.
Instytucją, której zadaniem jest nadzorowanie handlu dopalaczami, jest Sanepid. Musi on jednak działać w granicach prawa, a to w praktyce oznacza długotrwałe procedury i mało radykalne środki karne. - W ramach obowiązujących przepisów prowadzimy naprawdę bardzo rygorystyczne postępowanie wobec osób, które wprowadzają do obrotu tzw. środki zastępcze. Od stycznia przeprowadziliśmy 15 kontroli i wydaliśmy 12 decyzji dotyczących zatrzymania produktów i ograniczenia działalności do 3 miesięcy. Zabezpieczyliśmy 795 opakowań tego asortymentu, z czego do badania trafią 43 artykuły. Nałożyliśmy w tym roku, wydając 6 decyzji, kary w wysokości 920 tysięcy złotych na osoby wprowadzające do obrotu środki zastępcze – podsumowała Barbara Gogolewska, p.o. dyrektora kaliskiego Sanepidu.
Kaliszanie oczekują od władz miasta i służb radykalnych rozwiązań
Jednak kary finansowe w ogóle nie działają na handlujących. Zresztą żadna nie została jeszcze zapłacona. Zamykane sklepy na drugi dzień są otwierane przez nowy podmiot gospodarczy. - Oni sobie żartują z nas. Wy zamykacie, oni sobie otwierają. Wystawiają plakaty z napisem „Remont”, a sprzedają normalnie. To ja nie rozumiem tego w ogóle! – mówił oburzony mieszkaniec Kalisza.
- Kto dał zezwolenie na sprzedaż dopalaczy w tym miejscu u nas? Dlaczego pozwalacie na prowadzenie takiego sklepu? – pytał inny poirytowany uczestnik spotkania. - Są opinie prawne, wobec których nie możemy ograniczyć tej działalności gospodarczej – wyjaśniał z kolei włodarz miasta.- Nie należy to do kompetencji rady gminy ani też prezydenta. Ograniczenia takie mogą wynikać tylko z ustaw – wtórowała mu Karolina Pawliczak, która przytoczyła słowa z opinii radców prawnych dotyczącą zakazania działalności gospodarczej w tym zakresie. - Wychodzi na to, że to nigdy w życiu nic nie będzie załatwione, bo wszyscy tylko zrzucają jeden na drugiego – komentowali zdenerwowani uczestnicy spotkania.
Prezydent Grzegorz Sapiński nie potrafił uspokoić skołatanych nerwów uczestników spotkania
Według dziennikarza i radnego niezrzeszonego Krzysztofa Ścisłego, Miasto powinno zająć się w pierwszej kolejności właścicielami kamienic, w których funkcjonują sklepy z dopalaczami. - Mamy trzy sklepy: Złota, Śródmiejska i Łódzka w trzech prywatnych kamienicach. Jedna należy do radcy prawnego, druga do urzędnika z urzędu pracy (współwłaścicielką jest nauczycielka), a trzecia do osoby, która prowadzi całodobowy, bardzo duży klub gastronomicznych – mówił radny. - Podejmijmy działania w stosunku do tych obywateli miasta Kalisza, którzy udostępniają swoje lokale i zacznijmy im zatruwać życie, tak jak oni nam zatruwają – stwierdził.
Władze Kalisza zapowiedziały, że utworzą specjalny zespół, który szczegółowo zajmie się problemem dopalaczy w mieście. Wiceprezydent Karolina Pawliczak zadeklarowała także, że samorząd postara się, by okolice sklepów z dopalaczami były częściej nadzorowane przez policję i straż miejską. Piątkowe otwarte spotkanie w ratuszu było pierwszym takim społecznym zebraniem na temat dopalaczy i z pewnością nie ostatnim.
Agnieszka Gierz, MIK, fot. Agnieszka Gierz
Napisz komentarz
Komentarze