Jak mówi Andrzej Cieślak radio było brzydkie, źle wykonane i z fatalnego materiału. Moskwicz produkcji radzieckiej najpierw stał się elementem wystroju domu.
- Bakelitowa obudowa, plastik z początków tworzyw sztucznych. Niejednorodny, marmurkowy skala z Kremlem i gwiazdką, a wskazówka do strojenia poruszała się w chmurkach. Wyjątkowe szkaradztwo – opisuje kolekcjoner.
Zaczęło się od tego radzieckiego radioodbiornika znalezionego na strychu.
Andrzej Cieślak postanowił radio uruchomić. Ma wykształcenie elektroniczne, więc większych problemów nie było. Tak zaczęła się przygoda, która trwa do dziś. Pod dach ostrowianina zaczęły trafiać radioodbiorniki od przyjaciół, ale i nieznajomych. Wszystkie z pieczołowitą dokładnością są przeglądane, jeśli trzeba naprawiane, a elementy obudowy uzupełniane – najczęściej w oryginalne części. Wszystko w niewielkim warsztacie. Teraz pasjonat zajmuje się odbiornikiem Mazur – odmianą popularnego Pioniera.
- Na początek sprawdzamy podstawowe rzeczy. Stawiamy wstępną diagnozę, bo tego typu sprzętu nie wolno załączać bez sprawdzenia. Grozi to uszkodzeniami niektórych elementów. W tym radioodbiorniku wyraźnie widać częściową korozję, a nawet ślady bytowania gryzoni. Jest to dobry obiekt do renowacji z racji tego, że ma pełną obsadę lamp i widać niewielkie ślady napraw – mówi o pracy warsztatowej.
Warsztat pracy. Zazwyczaj odbiorniki trafiają tu w stanie agonalnym. W kilka miesięcy doprowadzane są do stanu używalności.
Elementy obudowy zazwyczaj wykonywane są poza domem. Część kupowana jest na aukcjach internetowych. Dużo można znaleźć na niemieckich forach, ponieważ tam trafiały radia zarekwirowane w 1939 roku.
- Moje hobby zmusiło mnie do nauczenia i przyswojenia wielu dawnych sztuk. Musiałem się nauczyć nałożyć politurę czy fornir. Najmniej kłopotów miałem z częścią elektroniczną, bo to mój zawód. Te, które mam są doprowadzone do stanu oryginalnego – wyjaśnia.
Przy tak dużej kolekcji trudno powiedzieć, który obiekt jest najcenniejszy. Cały zbiór to radioodbiorniki, które zostały wyprodukowane między latami 20. a 60. minionego wieku. Każdy z nich to oddzielna historia techniki i postępu. Zapytany o wskazanie jednego Andrzej Cieślak wybiera detefon opracowany w 1929 roku przez późniejszego profesora Wilhelma Rotkiewicza - tego samego, który stworzył radio Pionier.
- Te pierwsze odbiorniki wymagały sztuki przy łapaniu stacji, to były bardzo proste urządzenia pod względem technicznym, ale przy umiejętnym operowaniu pozwalały na uzyskanie zadowalających rezultatów technicznych – wyjaśnia swoją fascynację starymi radiami. - Dzisiaj radioodbiornik to jest kawałek plastiku, produkcja masowa często robiona automatycznie. Natomiast stare radioodbiorniki to były swego rodzaju działa sztuki. Proszę zobaczyć na skrzynki, każda w innej formie z wysokogatunkowych materiałów, często łączone różne gatunki drewna. W tamtych czasach radioodbiornik był elementem wystroju wnętrza, świadczył też o zamożności właściciela. Spotyka się stare fotografie, gdzie rodzina fotografuje się na tle radioodbiornika.
Detefon odbierał fale średnie i krótkie, a po udoskonaleniu też długie. Wymagał do pracy kilkumetrowej anteny zewnętrznej i uziemienia. Radia można było słuchać za pomocą słuchawek. Zestaw, wraz z opłaconym rocznym abonamentem, można było kupić na poczcie.
W miarę upływu czasu kolekcję zasiliły także okazy współczesne. Te jednak traktowane są jak ciekawostki i są prezentami od znajomych. To radio w kształcie napisu RADIO, paczki papierosów, globusa, kaczki czy samochodu. W kolekcji Andrzej Cieślak ma trzy oryginalne – tyle tylko wyszło – Rolls Royce.
- Mąż potrafi zachować harmonię między pracą, domem a hobby. Kiedy znika w warsztacie nie dzieli się informacjami o postępie prac nad odnawianym radioodbiornikiem. Dopiero kiedy skończy pokazuje efekty i oczywiście godzinami potrafi opowiadać o swojej pasji – mówi o życiu z kolekcjonerem Krystyna Cieślak.
Oprócz tego, że Andrzej Cieślak odnawia stare radia, konstruuje też nowe. Oczywiście w starym stylu. Ponad rok temu zwyciężył w konkursie Programu Pierwszego PR i Centrum Nauki Kopernik w konkursie „Zrób sobie radio”.
- Ten odbiornik powstał w ramach wspólnego projektu 10 osób i tyle też odbiorników powstało. To kolekcjonerki model, mój ma numer 2. Każdy z nas wykorzystywał swoje możliwości i umiejętności. Ktoś robił drewniana obudowę, ktoś w hucie lampy, inni znajdywali tokarzy. Później wymieniliśmy się częściami i każdy zrobił swój odbiornik – tłumaczy. - Jest wykonany w technologii i zgodnie z regułami lat 20. Nie ma połączeń lutowanych, samo radio jest montowane skręcania.
Ostrowianin najbardziej żałuje, że niebawem być może także radio w pełni stanie się cyfrowe i już nie będzie można posłuchać specyficznego poszumu w trakcie wyszukiwania fal.
Agnieszka Walczak, zdjęcia autor, wideo Jerzy Ważny
Napisz komentarz
Komentarze