Mini Zoo funkcjonowało w Parku Miejskim do połowy lat 70. Mieszkańcy miasta, którzy byli wówczas dziećmi pamiętają je doskonale. - Zaczynało się zaraz za „Kogutkiem”, oddzielone od stawu jedynie szeroką aleją. W skrajnej zagrodzie, niczym strażnik całości, dożywał swych dni sędziwy jak. O tym, że nie jest to już młodzieniaszek świadczyła jego zdecydowana oszczędność w poruszaniu się oraz… wydzielany przezeń zapach, niekoniecznie pierwszej świeżości – wspomina Piotr Sobolewski, przewodnik PTTK. - Dalej były lamy (3-4 futrzane sztuki) - teoretycznie dostojne, ale psotnicy próbowali je czasami sprowokować do działań obronnych polegających na… obfitym pluciu na kogo popadnie. Dalej było bodajże „ptasie radio”, a za nim z niemym wyrzutem na przechodzących patrzała para jelonków (sarenek może - wtedy nie znałem się zupełnie na zoologii). Za ich klatką była skośna alejka prowadząca do mostku wiodącego przez Bernardynkę na basen, a za nią… Za nią była największa atrakcja tej placówki zwanej szumnie zoo – kaliskie misie.
Fot. Melchior Przybyłek
Owe misie dorastały wraz z tymi, którzy je odwiedzali. Przywieziono je do Kalisza jako małe kuleczki. – Dzieciaki ze śródmieścia głaskały je, bawiły się z nimi w gonionego, podsuwały smakołyki – wspomina Sobolewski - Kiedy niedźwiadki podrosły wpakowano je do dość obszernej klatki, przed którą znalazła się jeszcze barierka i napis w typie „Nie dokarmiać niedźwiedzi – niebezpieczeństwo”. Co? Nasze niedźwiadki miałyby nam wyrządzić krzywdę? – myśleli kaliszanie, dawni kompani misiowych zabaw – snuje opowieść przewodnik.
Fot. Melchior Przybyłek
Niestety, okazało się, że ostrzeżenia nie były na wyrost. Wydarzył się bowiem wypadek, tragiczny w skutkach dla człowieka i zwierząt. - Jednemu z młodzieńców, podającemu przez kraty andruta, niedźwiedź chapnął wafla razem z… przedramieniem. Spokojne, żeby nie rzec ospałe do tej pory zwierzęta poczuły zew krwi, zaczęły być agresywne, rzucać się na kraty i na siebie samych. To oznaczało dla nich wyrok – wkrótce misie uśpiono (odstrzelono), co oznaczało też koniec dla całego zwierzyńca – kończy swoją opowieść Piotr Sobolewski.
Nie wiadomo, co stało się z pozostałymi zwierzętami, ale z okazałego zwierzyńca zostały tylko pawie, które również w niedługim czasie zniknęły z parkowych alejek. Dziś, po latach, jedynymi zwierzętami, które zamieszkują najstarszy w Polsce park i umilają niedzielne spacery, są wiewiórki.
Fot. Melchior Przybyłek
Od lat ktoś rzuca pomysł przywrócenia kaliskiego Mini Zoo (tym częściej, im bardziej zaciera się wspomnienie o chłopcu, który zbyt mocno zbliżył się do niedźwiedzia). Ostatnio taka sugestia padła w dość niezwykłych okolicznościach, w których do tej pory o zwierzakach raczej nie rozmawiano, a mianowicie podczas uroczystej Sesji Rady Miejskiej Kalisza. Reaktywację zwierzyńca zaproponował w swoim przemówieniu przewodniczący Rady Miejskiej Andrzej Plichta. - Ostatnio dużo mówimy o rewitalizacji miasta, trzeba pamiętać, że równie ważna jest rewitalizacja parku, czyli przywrócenia tam życia. Taką rzeczą, która tutaj byłaby ważna nie tylko dla Kalisza, ale i dla całej aglomeracji kalisko-ostrowskiej byłoby takie Mini Zoo. Musimy sobie zdawać z tego sprawę, że dzieci coraz mniej obcują z przyrodą i dobrze by było, by w stutysięcznym mieście, w tak pięknym dużym parku wydzielić odpowiednie miejsce i wrócić do pomysłu zoo – mówi Andrzej Plichta.
Na razie żadne konkrety, czyli: gdzie dokładnie, kiedy, za ile i w jaki sposób nie są znane. A to przecież przedsięwzięcie niełatwe, obwarowane wieloma przepisami i wymogami, a do tego kosztowne. Nic więc dziwnego, że Andrzej Plichta – jak sam przyznaje – bezskutecznie forsuje swój pomysł już od wielu lat. Zaznacza, że zanim jakiekolwiek działania w tym kierunku zostałyby podjęte należałoby zapytać mieszkańców, co sądzą na ten temat. Piotr Sobolewski wie, że będzie raczej na nie. - Chyba mi tego zoo nie żal – mówi. - Chętniej przeniósłbym się za to do kaliskiego letniego salonu jeszcze pół wieku wcześniej – wtedy po trawnikach biegały ponoć sarenki, a postaci z parkowych pomników inspirowały do marzeń…
Katarzyna Krzywda, fot. Muzeum Fotografii Kalisza, Lechosław Głowinkowski
Napisz komentarz
Komentarze