Taką ma nadzieję jej twórca. Najważniejsze jednak, że po latach własnoręcznej pracy i wielu konsultacjach, jacht jest na ukończeniu. Jest całkowicie dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych. Niewidomych, niesłyszących czy mających problemy z kończynami. Wiele rzeczy zostało zrobionych tak, by czuli się bezpiecznie, ale i w pełni mogli korzystać z przyjemności, jaką jest żeglowanie na pełnym morzu.
- Niepełnosprawni chcą się czuć bezpiecznie. To jacht morski, który będzie chodzić w sztormach i musi gwarantować odpowiednie warunki osobom, dla których powstaje. Zzamiast zwykłego relingu, który w standardzie ma 75 centymetrów wysokości i złożony jest z rurki i dwóch cienkich linek. Mamy reling po całym obwodzie, na tyle mocny, że jeśli ktoś się poślizgnie będzie miał się za co złapać – mówi o jednym z udoskonaleń Andrzej Walczak, z fundacji Empatia, która buduje jacht.
Standardowe kabestany wymieniono na takie, które wypinają się same. Dzięki temu można je obsługiwać jedną ręką, a drugą trzymać ster. Pokład zrobiono z deski tikowej. Egzotyczne drewno jest odporne na wiatr i słoną wodę, a przy okazji uniemożliwia ślizganie się po mokrym pokładzie. Wszystkie te detale, których nie ma na zwykłych jachtach morskich, zostały zamontowane po wielu konsultacjach.
Andrzej Walczak jacht zaczął budować 10 lat temu. W tym statek ma szansę na pierwszy rejs.
- Przez ostatnie 3 lata odwiedziło mnie w Pleszewie około 100 osób z różnymi niepełnosprawnościami. Chodzili po pokładzie, ale i pod nim. Oglądali i mówili, czego im brakuje, czego powinno być więcej, tak by w czasie rejsu, na pełnym morzu i przy różnej pogodzie, mogli czuć się pewnie – dodaje Andrzej Walczak, budowniczy jachtu.
Ster na Empatii będzie trzymać Andrzej Kwiatkowski, który ma doświadczenie w pracy z niepełnosprawnymi żeglarzami.
Tym bardziej, że kiedy już jacht wypłynie z portu, a na pokładzie będą osoby niepełnosprawne, nie będzie to wycieczka, ale normalna praca dla nich. Będą musieli sprzątać, gotować, ale i sterować czy stawiać żagle.
- Sam nie dałbym rady. Dlatego obowiązki będą podzielone po równo. Każdy z płynących Empatią ma czuć się potrzebny – mówi Andrzej Kwiatkowski, kapitan statku. – Naszym marzeniem jest, by niepełnosprawni poczuli też niesamowitość morza. Im dalej od portu, im mniejsze są budynki stojące nad brzegiem, tym problemy wydają się coraz bardziej błahe i na wszystko patrzy się inaczej – dodaje.
Jacht powstaje w części za pieniądze prywatne, w części za przekazane przez darczyńców. Dlatego jego budowa trwała długa, ale już jest na ukończeniu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, już w maju Empatia pojedzie nad morze. Transport z Pleszewa do Świnoujścia lub Gdyni będzie kosztować prawie 20 tysięcy złotych. Pierwsze rejsy odbędą się po Bałtyku.
- Jednak tutaj pływać można przez 4 miesiące. Kolejnych 8 jacht stałby w porcie. Ja chcę, by był wykorzystywany maksymalnie, przez 365 dni w roku. Myślę, że w przyszłym roku popłyniemy w rejs dookoła Europy. Co kilka dni będziemy zawijać do portu i tam wymieniać załogę – dodaje budowniczy.
Plan jest taki, by jacht dopłynął do Alicante w południowo – wschodniej Hiszpanii. Tam Fundacja Empatia ma dom, w którym między wychodzeniem w morze, niepełnosprawni żeglarze mogliby odpoczywać. W przyszłości założyciel Fundacji Empatia chce zbudować kolejny jacht - tym razem taki, który zabierze na pokład osoby na wózkach inwalidzkich.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze