Fotografowanie to świadomy wybór, czy przypadek?
- Jak miałem 8, może 9 lat wujek podarował mi pierwszy aparat. To był „Druh”. I tym aparatem zrobiłem bez światłomierza - tak na wyczucie, przeglądając tylko instrukcje od filmu – swoje pierwsze zdjęcia. Wyszła połowa. I to mnie zaczęło fascynować. Potem wuja podarował mi „Smienę”, a to był wtedy bardzo dobry aparat i nim zacząłem robić zdjęcia nawet na ślubach. Tym sposobem zacząłem na fotografii zarabiać. Zabawa zaczęła mnie wciągać. Kupowałem coraz lepsze aparaty. Stałem się członkiem kaliskiego Klubu Fotograficznego „Amator”, którego nawet byłem wiceprezesem.
Skąd pragnienie, by fotografować Papieża?
- Zaczęło się od opowieści mojego dziadka, który walczył pod Monte Casino z Armią Andersa. Zaraził mnie miłością do tego miejsca i chęcią zrobienia albumu o nim. To dziadek zaraził mnie miłością do Włoch. Później wybrano Karola Wojtyłę na Papieża i doszło pragnienie, by fotografować i jego. Z taką myślą wyjechałem. To była pielgrzymka, którą zorganizował ksiądz infułat Piotrowski. Z tej wyprawy już nie wróciłem. We Włoszech zostałem trochę nielegalnie. Był rok 1984. Nie mogłem wrócić do kraju, choć tęskniłem za nim, za rodziną. Przyjechałem dopiero po zmianach w ’89. Album o Monte Casino wydałem dopiero niedawno. Bo mimo że przede wszystkim zająłem się fotografowaniem Papieża, tamta myśl i pragnienie wciąż było we mnie żywe.
Kiedy zrobił Pan pierwsze zdjęcie Papieżowi?
- To był rok 1979 i pierwsza pielgrzymka Ojca Świętego do Ojczyzny. Ja pojechałem do Gniezna. Jako pielgrzym oczywiście, ale z aparatem, z magnetofonem i tak się zaczęła moja przygoda fotografowania Papieża. Potem musiałem odbyć służbę wojskową, która trwała 2 lata, ale cały czas myślałem, żeby pojechać do Włoch, do Rzymu. Udało się w 1984 roku.
Jak udało się panu zdobyć akredytację, zezwolenie na robienie zdjęć Papieżowi z bliska? Przecież nie dostaje jej każdy.
- Jeżeli się ma marzenie i próbuje się do tego dążyć, realizować, to musi się udać. Ja miałem ogromne marzenie, żeby fotografować Jana Pawła II i po jakimś czasie to się zaczęło spełniać. Pierwsze zdjęcia, które zrobiłem Papieżowi nie nadawały się do publikacji. Jednak po kilku miesiącach, już pod koniec 1985 roku, doczekałem się i zobaczyłem fotografie Jana Pawła II mojego autorstwa w prasie. I od tego czasu mogę powiedzieć, że żyję z fotografii i fotografia jest też moją pasją. Od tamtego czasu jestem fotografem akredytowanym przy Watykanie.
Liczył pan, ile zdjęć pana autorstwa zostało opublikowanych?
- Nigdy mi się to nie udało. Około miliona razy nacisnąłem migawkę. Oczywiście nie wszystkie zdjęcia, które zrobiłem zostawiłem. Większość została skasowana. Wiem, że jest ponad 80 albumów z moimi zdjęciami. I są to zazwyczaj indywidualne publikacje. W sumie w większości krajów wydałem albumy związane z Papieżem czy też życiem Kościoła. Czasami moje fotografie pojawiają się w prasie. Są to pojedyncze zdjęcia, nieraz reportaże. To zależy, jaka jest gazeta, jaki jest temat. Większość zdjęć mam zrobionych na diapozytywach. Lubię robić zdjęcia czarno-białe, które sam wywołuję, opracowuję. Z negatywu kolorowego mało korzystałem. W większości jednak ze slajdów.
Kiedy i w jakich okolicznościach zostało zrobione zdjęcie beatyfikacyjne Jana Pawła II?
- Było to zdjęcie zrobione podczas wizyty Jana Pawła II w jednej z rzymskich parafii. Dokładnie było to 19 lutego 1989 roku . W tamtym czasie Jan Paweł II popołudniami wizytował jeszcze rzymskie parafie. To było to spotkanie z dziećmi. Moment, kiedy zdjęcie zrobiłem pokazuje Papieża zasłuchanego w pytania dzieci, które były na spotkaniu. Co ciekawe, zawsze robiłem po kilka zdjęć z jednej perspektywy, miejsca. Na tym spotkaniu zrobiłem tylko jedną fotografię portretową Jana Pawła II, o której zapomniałem na wiele lat. W moim archiwum zdjęcie przeleżało ponad 20 lat. Gdybym je zauważył to prawdopodobnie byłoby już dawno użyte w jakimś albumie. Najwidoczniej musiało czekać. Kiedy Watykan ogłosił, że poszukuje portretu beatyfikacyjnego zacząłem przeglądać swoje zbiory. Najpierw wybrałem zdjęcie zrobione pod koniec lat 90. w czasie mszy na Placu Hiszpańskim w Rzymie. Jednak usłyszałem sugestię, że lepszy byłby wizerunek Papieża młodszego. Oglądałem to, co mam w archiwum. Wybrałem 20 zdjęć, a z nich 10. W sumie przedstawiłem 4 czy 5 zdjęć. To okazało się najlepsze. Być może dlatego, że zostało przeze mnie poddane obróbce, takiej jaka jest wymagana przy wizerunku beatyfikacyjnym. Sama postać Jana Pawła II nie była retuszowana. Zmianie uległo tło. Na oryginale był mur. Tło musiało być błękitne. I takie zrobiłem. Do tego postać musiała mieć poświatę. To jedyna ingerencja w fotografię.
Jak pan zareagował, kiedy się dowiedział, że to właśnie pana zdjęcie zostało wybrane na beatyfikacyjny portret Jana Pawła II?
- Na początku, przyznam szczerze, w ogóle nie zareagowałem. W czasie mszy beatyfikacyjnej, kiedy zostało odsłonięte, ktoś obok zadał mi też pytanie, jak się czuję, wiedząc, że to fotografia mojego autorstwa. A ja wtedy nie miałem czasu ani możliwości myśleć o tym. Wykonywałem wtedy swoją pracę, czyli zdjęcia z tej ważnej uroczystości wynoszącej na ołtarze Papieża Polaka. Dopiero potem sobie uświadomiłem, że jest to zdjęcie mojego życia, że już nigdy nie uda mi się wykonać tak ważnej fotografii. To przyszło później.
W ilu pielgrzymkach Jana Pawła II Pan uczestniczył?
- Ja zrobiłem tylko 44 pielgrzymki zagraniczne z Janem Pawłem II, a Jan Paweł II zrobił 104, więc niestety 60 pielgrzymek będzie mi zawsze brakowało
Papież był też w Kaliszu. Był pan w czasie tej pielgrzymki?
- Tak i bardzo się cieszę, że mogłem być w Kaliszu w 1997 roku kiedy Jan Paweł II był w Sanktuarium św. Józefa. Kaliska msza była historyczna. W jej czasie Papież cytował Matkę Teresę z Kalkuty i potem wiele razy to przemówienie było powielane w mediach. Nie tylko w Polsce, ale i na świecie. Jan Paweł II przyniósł wielką reklamę naszemu miastu.
Która pielgrzymka zapadła panu najbardziej w pamięci?
- Dla mnie osobiście najpiękniejsza była pielgrzymka z 1999 roku do Polski. Była to najdłuższa pielgrzymka Jana Pawła II do jednego kraju i druga co do długości dni w ogóle w historii pielgrzymek papieskich. Była druga, dłuższa o kilka godzin do Afryki, ale wtedy Ojciec Święty odwiedził kilka krajów. Ja wtedy byłem dołączony do orszaku papieskiego i mogłem inaczej fotografować niż zawsze. Miałem bliskie dojście do Papieża, nie miałem żadnych ograniczeń. Wtedy zrobiłem najpiękniejsze zdjęcia. I oczywiście niezapomniane było te 1,5 dnia wypoczynku Jana Pawła II na Wigrach. Te zdjęcia są dla mnie bardzo cenne.
Jaki Papież był prywatnie? Miał pan pewnie wiele okazji by się z Ojcem Świętym spotkać?
- Miałem tę możliwość, przyjemność i zaszczyt zamienić kilka słów z Ojcem Świętym. Jest to przeżycie nie do opisania. Na początku kiedy miałem możliwość spotkania z Papieżem, to układałem sobie pytania. Kiedy dochodziłem do Papieża zapomniałem wszystko, o co chciałem zapytać, a słowa więzły mi w gardle. Potem odpuściłem i udało się dopiero wtedy, gdy Jan Paweł II zaczął sam mnie pytać. Wtedy zostałem ośmielony i udało mi się chwilę z Papieżem porozmawiać. Gdybym nie miał aparatu to pewnie nigdy nie byłbym tak blisko Ojca Świętego. Oczywiście były organizowane tzw. audiencje prywatne dla Polaków, gdzie można było być bliżej Jana Pawła II. Do roku 1998 to Papież z każdym Polakiem witał się osobiście. A czasami w takim spotkaniu uczestniczyło nawet ponad 1000 osób. Każdemu podawał rękę. Potem zaczęto robić po prostu zdjęcia zbiorowe. Było to mniej męczące dla Papieża. Polaków przewinęło się mnóstwo przez takie spotkania. Za zapraszanie osób z Polski odpowiedzialny był ojciec Konrad Hejmo. I bywało tak, że nie zawsze udało się wszystkich zaprosić, a gdy Jan Paweł II się o tym dowiedział, ojciec Hejmo musiał taką osobę znaleźć i przyprowadzić na następną audiencję.
Oprócz Monte Casino i Papieża jeszcze jakieś zdjęcia pan robi?
- Głównie fotografuję Kościół i jego życie. Zrobiłem album, którego nikt wcześniej i jak na razie do tej pory nie zrobił - o kardynałach. Wszystkich kardynałów z całego świata. Zrobiłem taki album w 1996 roku. Potem zrobiłem ponownie w 2001 roku całe Kolegium Kardynalskie. Mam na koncie album o kościołach Rzymu dla wydawnictwa angielskiego. Głównie współpracuję z Michalineum. Bardzo ważnym albumem jest ten najnowszy „Dacie światu wielkiego Papieża”, dlatego że praktycznie Jana Pawła II przepowiedział Juliusz Słowacki w swoim wierszu, ale też błogosławiony Bronisław Markiewicz, który w jednej ze swoich publikacji napisał : „Najwyżej Pan Bóg was wyniesie Polaków, kiedy dacie światu Wielkiego Papieża”. Powiedział dokładnie o Polakach. To jest przepowiednia sprzed ponad 100 laty, kiedy on przepowiedział, że Papieżem będzie Polak. To jest założyciel Zakonu Michalitów.
Czy Papież Polak budził w panu inne emocje niż jego następca?
- Dla mnie Papież to głowa Kościoła katolickiego, więc każdemu należny jest szacunek. Nie robię takiego podziału, że Jan Paweł II to był Polak. To był Papież dla wszystkich. Chociaż każdy z nas powinien się szczycić tym, że błogosławiony Jan Paweł II był Polakiem. Takiej drugiej osoby świat nie miał i myślę, że nie będzie miał. To, co go charakteryzowało, to fakt, że gdziekolwiek pojechał zawsze przemawiał tak, jakby z tego kraju się wywodził. Potrafił wejść w atmosferę, w problemy danego narodu. On się przygotowywał przed podróżami. Chociażby jego pierwsza pielgrzymka do Meksyku, którą można nazwać szaleństwem. To kraj ateistyczny, w którym księżom nie kazano nosić koloratek. Wszyscy się spodziewali, że Papież przyjedzie po cywilnemu, a z samolotu wyszedł ubrany w sutannie. Od tego zaczął się przełom. Podobnie było z Polską w 1979 roku. Gdyby nie ona zmiany nastąpiłyby później i pewnie nie tak pokojowo. Myślę, że nie obyłoby się bez wojny. On prowadził dialog, nie nakazywał. Jeśli chodzi o doktryny Kościoła to tak - był nie ugięty, ale tu chodziło o kwestie wiary. W sprawach politycznych zawsze prowadził dialog.
Rozmawiała Agnieszka Walczak, fot. autor, zbiory prywatne Grzegorza Gałązki, int.
Napisz komentarz
Komentarze