Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

Przez 23 lata był bezdomny. Dostał mieszkanie w Kaliszu

Pan Jan Moraczyński ma 64 lata. Od 1992 roku był bezdomnym. W lipcu, po 23 latach oczekiwania wprowadził się do swojego własnego mieszkania. Teraz ciężko pracuje, by urządzić wyczekane cztery kąty. Swoją historią udowadnia, że rozpocząć nowe życie można w każdym wieku, a bezdomnym jest się często nie z powodu nałogów czy niezaradności, ale pecha, który nie opuszcza człowieka przez dekady. 
Przez 23 lata był bezdomny. Dostał mieszkanie w Kaliszu

- Na to mieszkanie czekałem od 1992 roku do tej pory. Tu widzi pani położyłem już tapetę, kupiłem szafki, lodówkę też, chociaż jeszcze trzysta złotych muszę spłacić, ale to z kolejnej wypłaty, o tu dwie wersalki, na tej śpię – pan Jan z dumą oprowadza mnie po swoim mieszkaniu. W kuchni, pokoju, łazience i korytarzu panuje idealny porządek. Tak dba się o dom, na który czekało się 23 lata.


Jan Moraczyński pochodzi ze Słupska, 34 lata temu przyjechał do Kalisza, jak sam mówi sprowadziła go tu miłość do kobiety, która po kilku latach wypaliła się. Ona znalazła nowego mężczyznę, a jego wyrzuciła nie tylko ze swojego życia, ale i mieszkania. Przez kolejne lata szukał swojego miejsca. Podróżował po całej Polsce. Jeździł tam gdzie była praca, zakwaterowanie i wyżywienie. Przez lata udowadniał, że choć jest bezdomnym to nigdy nie przestał był wartościowym człowiekiem.  - Broń Boże żebym ja gdzieś na ławce w parku spał! Albo pił! Od 1992 roku do tej pory byłem bezdomny, oczywiście, ale ja byłem taki bezdomny, że jakby ktoś zobaczył mnie na ulicy to by nie powiedział, że ja jestem bezdomny.

Jednocześnie miał nadzieję, że pewnego dnia zadzwonią do niego z kaliskiego urzędu i powiedzą: jest dla pana mieszkanie. Że dzięki temu wróci do Kalisza i z powrotem będzie miał dom. W końcu wyczekiwana wiadomość przyszła. Rok temu.  - Zadzwonili, że może będzie mieszkanie. Papiery są i wszystko się zgadza, ale ja wtedy nie mieszkałem w Kaliszu, tylko u sadownika. Płacił mniej, ale zapewnił nocleg i wyżywienie. Musiałem wracać! Mówię: no nie mogę już wyjeżdżać. Bo jak to? A jak jutro przyjdzie wezwanie? Że mam się stawić? To nie zdążę wrócić.

Wrócił więc do Kalisza i czekał. Trzy lata. Spędził je w schronisku Brata Alberta, w którym poznał ludzi, którzy nie pozwolili mu się poddać.  - Często mówiłem: ja tego mieszkania nie dostanę, tyle lat czekam. Ja już 64 lata skończę, kiedy ja to mieszkanie dostanę? Dostanie pan, dostanie pan mieszkanie – mówili wszyscy. No i rok potrwało i dostałem, ale od ilu lat czekałem? Nawet tak mówiłem do kierownika: na starość mi daliście mieszkanie, a ile ja pożyję? Dzień? Dwa? Rok? A on mi na to: nie martw się, pożyjesz jeszcze pożyjesz. Dziś się z tego śmieje siedząc przy stole, gładząc nową ceratę. Przy tym stole często siada, rozgląda się i liczy, z której wypłaty wystarczy na farbę. Wie już, że w pokoju będzie kawa z mlekiem, w kuchni zrobi na  niebiesko, a reszta już wytapetowana to nie trzeba.

- Jak pomaluję mieszkanie, jeszcze muszę ruszta kupić, karnisze mi już przywiózł kolega z Brata Alberta to założę, ale najważniejsze to malowanie, reszta to pestka, drobnostka. No i antena, chociaż nowa to mi nie odbiera bo nie ma sygnału i muszę uzbierać na taką żeby na dachu założyć. Będzie można coś obejrzeć. O! ,,Jaką to melodię’’. A wie pani, że ja tam byłem? Interesuję się muzyką, wygrałem wtedy 1510 złotych. Więcej może bym wygrał, ale na Ewie Farnej się wyłożyłem – śmieje się na samo wspomnienie.

W nowym starcie kibicują mu przyjaciele ze schroniska Brata Alberta. Podarowali, a to karnisz żeby firanka miała na czym wisieć, a to szafkę, żeby schować skromny dobytek. Czasami zapraszają go na obiad, bo dom to nie wszystko. Trzeba mieć też obok człowieka.  - Ja jestem sam. Rodzina? Wszyscy zmarli, daleka mieszka w Słupsku, może teraz jak mam dom to mnie znowu odwiedzą, ale wiadomo to daleko, pracują ciężko się spotkać. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, jestem zaproszony do Brata Alberta na Wigilię no i pójdę, co ja tutaj sam zrobię…

Pan Jan całe życie ciężko pracował. Teraz też, bo przecież musi spłacić długi i godnie żyć. Poza tym trudno siedzieć samemu całe dnie i jak tak żyć i nie pracować? Każdego dnia wstaje więc skoro świt i wsiada na rower, tak by zdążyć na 7 do Kokanina. Zimą też będzie jeździł rowerem, bo autobus do pracy nie dojeżdża. Nie boi się tego. Ma już kilka kurtek, ciepłe spodnie, buty, czapkę, rękawiczki. Da radę. Musi, bo ciągle ma marzenia do spełnienia.  - Marzeniem moim jest, że sobie tu pomaluję a wtedy… wie pani co, tak powiem pani szczerze… chciałbym znaleźć sobie jakąś kobietę.

Taką, która sprawi, że po pracy będzie miał do kogo wracać i, która wyczekane i wymarzone cztery kąty zapełni swoim ciepłem. Wymagania? Niepijąca, kochająca. Palić może, on też pali, w końcu nikt nie jest doskonały.

K. Krzywda, fot. autor


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 21°CMiasto: Kalisz

Ciśnienie: 1028 hPa
Wiatr: 22 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama