Ból w prawej pachwinie nogi. Początkowo niewielki, z czasem staje się jednak dla Adama coraz bardziej dokuczliwy. W czwartek, 17 grudnia 2015 roku 25-latek w Łodzi, gdzie studiuje, idzie do lekarza pierwszego kontaktu. Dokładnie za miesiąc, w czwartek 14 stycznia umiera. - W najgorszych snach nie przewidywaliśmy takiego finału. Ani ja, ani on. Nie będę opowiadać szczegółów, jak to jest, kiedy syn praktycznie na rękach umiera, jaki ma wzrok wtedy i przerażenie w oczach – mówi Agata Truszkowska-Nowicka, matka Adama.
Młody, zdolny, z wielkimi planami na przyszłość
25-letni Adam nigdy na nic poważnie nie chorował. Uprawiał sport: pływał, jeździł na rowerze, chodził na siłownię, a w latach szkolnych uprawiał windsurfing. Był absolwentem Liceum Plastycznego w Kaliszu. Studiował dziennie grafikę ze specjalizacją techniki cyfrowe na Wydziale Grafiki i Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. - W tej chwili kończył pracę magisterską. Miał się bronić w czerwcu. Wstępnie miał już propozycję, żeby zostać na uczelni. Była to propozycja asystentury – opowiada Jerzy Król, dziadek Adama.
Był jednym z najzdolniejszych i najbardziej aktywnych studentów łódzkiej ASP, dlatego interesowali się nim również przedstawiciele dużych firm, tzw. łowcy talentów. - Był z dziewczyną w związku przez 5,5 roku. Obydwoje z Kalisza. Ona studiuje wzornictwo przemysłowe na Politechnice. Razem równo mieli bronić teraz prace magisterskie. Razem w wakacje pracowali. Mieli wspólne plany na przyszłość – mówi matka Adama.
Adam w czerwcu miał bronić pracy magisterskiej na łódzkiej ASP. Proponowano mu, by został na uczelni i rozpoczął karierę naukową.
Te plany przekreśliła choroba. W czwartek, 17 grudnia, dokładnie tydzień przed Wigilią, Adam udaje się do lekarza przyjmującego w Spółdzielni Studenckiej. Lekarka zbadała go osłuchowo, obejrzała pachwinę i stwierdziła, że być może jest to przepuklina. Dała mu skierowania na badania do szpitala. - Przy czym Adam się zapytał, czy już ma iść do szpitala. Lekarka odparła, że może pójść po weekendzie, kiedy przyjedzie do domu – opowiada matka 25-latka.
Poniedziałek, 21 grudnia. Pierwsza wizyta na SOR
Ból w pachwinie staje się coraz silniejszy. Ze skierowaniem na Szpitalny Oddział Ratunkowy Adam zgłasza się w poniedziałek, 21 grudnia. Lekarz dyżurny zleca konsultacje u chirurga, a ten po sprawdzeniu dłońmi pachwiny stwierdza, że jest tam przepuklina. Zrobiono mu podstawową morfologię, wszystkie jej wskaźniki były w normie. Wykonano również usg brzucha, które nie potwierdziło przepukliny. Mimo to wyznaczono termin operacji na 23 maja 2016 roku. - Przyjechał do domu załamany i mówi: mamo, ja nie wytrzymam z tym bólem do maja. Przecież ja nie dam rady. Uspokoiłam go, zapewniając, że postaramy się ten termin jakoś przyspieszyć - wspomina Agata Truszkowska-Nowicka.
Wtorek, 22 grudnia. Druga wizyta na SOR
Następnego dnia wieczorem ból staje się nie do zniesienia, promieniuje już na całą nogę. Przed północą matka zabiera go na SOR. W drodze do szpitala chłopak mdleje. Na ostrym dyżurze drugi raz traci przytomność. - Doktor kazał położyć go na łóżko, obejrzał mu tę pachwinę i stwierdził, że nie, to nie jest przepuklina. To jest zapalenie węzłów chłonnych. I w tym momencie nie ma już żadnych badań więcej robionych ani żadnych analiz podstawowych – opowiada matka.
Lekarz zleca podanie silnego leku przeciwbólowego domięśniowo i każe Adamowi brać dwa antybiotyki.
Środa, 23 grudnia. Trzecia wizyta na SOR
Następnego dnia jest znowu gorzej. Chłopak nie może już następować na nogę. Trzeci raz matka zawozi go na SOR. Przyjmuje go ten sam lekarz, co w poniedziałek. Prosi o konsultację chirurgiczną. - Chirurg twierdzi, że jest to jednak przepuklina i podtrzymuje, że nie wymaga hospitalizacji żadnej i tak jak to stwierdził w poniedziałek, w maju ma mieć operację – mówi matka.
Adam skierowany zostaje jeszcze na konsultacje do lekarza internisty, który proponuje wykonanie usg prawej pachwiny, bo on nie stwierdza ani zapalenia węzłów chłonnych, ani przepukliny pachwinowej. - Na SOR-ze lekarz stwierdza, że usg nie jest potrzebne, bo miał wykonywane usg brzucha w poniedziałek. Nie ma już robionych żadnych badań. Ma brać antybiotyki na zapalenie węzłów chłonnych – relacjonuje matka.
W nocy szlochał z bólu
W Wigilię i pierwsze święto Bożego Narodzenia chłopak praktycznie nie wstaje z łóżka. - Każda matka zna swoje dziecko i jeżeli ja słyszę w nocy, że on siedzi u siebie w pokoju i po prostu szlocha z bólu i nie może sobie dać rady, to muszę działać. Jest noc z piątku na sobotę, z pierwszego na drugie święto. Mówię: Ubieraj się. Jedziemy do szpitala i ja z tego szpitala nie wyjdę, jak nie uzyskasz jakiejkolwiek pomocy – wspomina matka.
Matka i dziadek Adama żałują, że nie zdecydowali się go przenieść do specjalistycznego szpitala. Lekarze zapewniali ich jednak, że nie ma takiej potrzeby.
Na SOR-ze kobieta trafia na dwójkę młodych lekarzy, którzy od razu zlecają spektrum badań. - Po 20 minutach podchodzą i mówią, że prawdopodobnie jest to zakrzepica żył, ponieważ Adam ma bardzo podwyższony poziom D-dimerów. Jego wynik to 14 tysięcy, a dopuszczalna norma wynosi 500 - relacjonuje matka.
Chłopak ma robioną tomografię komputerową i usg Dopplera. To drugie badanie wykazuje zakrzepicę żył głębokich i powierzchniowych prawej nogi, od pachwiny do samego dołu. Adam zostaje przyjęty na chirurgię i przez weekend dostaje domięśniowo heparynę, lek przeciwzakrzepowy.
„Wszystko jest pod kontrolą”
W poniedziałek, 28 grudnia ordynator przyznaje matce Adama, że zakrzepica jest bardzo duża, ale że wszystko jest pod kontrolą. Chirurg naczyniowy stwierdza zakrzepicę żyły głównej, dolnej, żyły biodrowej prawej. Podejrzewa zatorowość płucną. Potwierdza ją tomografia komputerowa klatki piersiowej - Stwierdza się ostrą zatorowość płucną. Skrzepliny obustronne w gałęziach dolnopłatowych (ze zwężeniem światła ok. 70% po stronie prawej i 50% po stronie lewej) – czyta opis badania matka.
Z tomografii Adam natychmiast trafia na salę intensywnego nadzoru na oddziale kardiologicznym. Tu dostaje wlew z pompy z heparyną. Chirurg naczyniowy zleca noszenie pończochy uciskowej. - Ja pytałam się codziennie, czy mam syna gdzieś zabrać. Mówiłam, że mam możliwości w Łodzi. Wiem, że bardzo dobra chirurgia naczyń jest w Poznaniu, gdzie zresztą mój kolega, który jest lekarzem, sam się zaoferował, że może mi pomóc go tam przewieźć. Cały czas słyszę: nie ma takiej potrzeby absolutnie, jest wszystko pod kontrolą, nie ma potrzeby go nigdzie przewozić, wszystko idzie w dobrym kierunku – opowiada matka.
Na sali intensywnego nadzoru kardiologii Adam leży do święta Trzech Króli. Zostaje przeniesiony na zwykłą salę. – Dzień wcześniej podłamał się psychicznie. 5 stycznia miał robionego drugiego Dopplera i okazało się, że właściwie nie ma żadnej zmiany. Jest tak, jak było przy pierwszym Dopplerze, czyli że wszystkie żyły są zajęte – dodaje. Lekarze twierdzą, że nie można się tym martwić, bo proces wchłaniania skrzeplin trwa długo.
Wypis ze szpitala: stan ogólny zadowalający
8 stycznia rano kobieta odbiera telefon od syna. Adama wypisują ze szpitala. - Rozmawiam z lekarzem, dlaczego panie doktorze on już wychodzi? - U nas kardiologicznie jest już ustabilizowany. Jest wszystko w porządku. Adam ma chodzić w pończosze – słyszę od ordynatora. Ja odpowiadam: Ale on nie może chodzić! – Musi jakoś zacząć chodzić. Te skrzepy, które ma w żyłach, potrafią się wchłaniać do pół roku, a czasami przez kilka lat. Jest chroniony lekiem doustnym, który go zabezpiecza przed powstawaniem nowych skrzepów i rozrzedza mu odpowiednio krew – słyszę od lekarza – relacjonuje matka.
Od tego momentu rodzina uruchamia wszelkie kontakty, by Adam trafił w ręce specjalistów. Udaje się załatwić wizytę u profesora hematologa zajmującego się zakrzepicami w Klinice Akademii Medycznej w Łodzi. Lekarz jest na sympozjum. Termin zostaje wyznaczony na 14 stycznia na 14:00. Do tego czasu 25-latek cały czas stosował się do zaleceń podanych mu przy wypisie ze szpitala.
Za godzinę miał być w klinice…
W środę, dzień przed śmiercią Adam czuje się lepiej. W czwartek noga przestaje go boleć. Chłopak pakuje się do wyjazdu do kliniki. Nagle robi mu się słabo i traci przytomność. Matka od razu dzwoni na pogotowie. Razem z kolegą z pracy próbują go cucić. Adam odzyskuje przytomność. Gdy przyjeżdża karetka 25-latek jest przytomny. Lekarz robi mu ekg. Adamowi coraz trudniej się oddycha. Dostaje maskę z tlenem. Po chwili następują torsje. Serce zatrzymuje się. Ratownicy podejmują akcję reanimacyjną, która trwa 40 minut. - W międzyczasie na chwilę wraca puls, więc jest nadzieja. Już kładą go na nosze i mają zabierać go do szpitala. Lekarz mówi, że to rozległy zator. W momencie, kiedy go zapakowali na nosze, znów im się zatrzymuje. Dalej go reanimują. Zgon stwierdzono o 12:41. Jest to taki szok. Lekarz pyta się mnie czy chcę sekcję czy nie. Jego zdaniem jest to zgon naturalny na skutek zatorowości płucnej. Urwał się skrzep masywny i nastąpiła śmierć – opowiada ze łzami w oczach kobieta.
Rodzina nie zażądała sekcji. - Jako matka, gdzie się znalazłam w takiej sytuacji, absolutnie nie wyobrażałam sobie, żeby jeszcze go poddawać sekcji. Tak samo jak nie wiedziałam, co w ogóle mam zrobić. Bo chyba żadna matka nie rozmawia ze swoim dzieckiem, jak chciałoby być pochowane. Byłoby to nienormalne – tłumaczy kobieta. Ciało Adama zostało skremowane. Pogrzeb odbył się dwa dni po jego odejściu. Bliscy Adama sprawę zgłosili do prokuratury.
Nie chcę, żeby kolejna matka przeżywała to, co ja
Prokuratura Rejonowa w Kaliszu wszczęła śledztwo 20 stycznia. Jest ono prowadzone w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci 25-letniego mężczyzny. - Konieczne będzie w trakcie prowadzonego postępowania dokonanie ustaleń, czy doszło do błędu diagnostycznego po stronie lekarzy, z którymi miał kontakt zmarły mężczyzna. W ramach prowadzonego postępowania przesłuchano członków rodziny zmarłego. Zamierzone jest przesłuchanie lekarzy, którzy uczestniczyli w procesie leczenia, w procesie diagnostycznym. Następnie konieczne wydaje się powołanie biegłych z zakresu medycyny sądowej w celu dokonania oceny działań leczniczych, w szczególności podania, czy doszło do błędu diagnostycznego i czy ewentualne błędy, zaniedbania mogą skutkować odpowiedzialnością karną – mówi Janusz Walczak, zastępca prokuratora okręgowego w Ostrowie Wielkopolskim. Brak sekcji zwłok niewątpliwie utrudni jednoznaczne określenie przyczyny zgonu mężczyzny i stanu jego zdrowia przed śmiercią, co jest bardzo ważne w tego typu sprawach.
Prokuratorskie śledztwo prowadzone jest w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci
Bliscy Adama nie oczekują żadnego odszkodowania. Chcą, by osoby, które dopuściły się zaniedbań, poniosły tego konsekwencje. A przede wszystkim, by na kaliskim oddziale ratunkowym zaszły jakieś zmiany. – Moim celem jest głównie to, by lekarze zmienili podejście, procedury na SOR-ze, bo głównie do nich mam pretensje. Straciłam tyle dni. Gdyby nie to, może wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Jeździliśmy z nim od poniedziałku codziennie, a w szpitalu znalazł się dopiero w sobotę. A druga sprawa: ten wypis, to uspokojenie mojej czujności, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie chcę, żeby kolejna matka przeżywała to, co ja, żeby coś takiego spotkało innych ludzi – mówi Agata Truszkowska-Nowicka. - Wypisanie w takim stanie zdrowia człowieka, któremu w każdym momencie groziła śmierć, to jest totalna ignorancja i jakieś nieporozumienie. Nie wyobrażam sobie, że ta sprawa może mieć inny wymiar niż akt oskarżenia, bo zaskutkowało to śmiercią młodego człowieka na starcie dorosłego życia – dodaje dziadek Adama.
Szpital w Kaliszu wstrzymuje się od komentowania tej sprawy. – Czekamy na oficjalne wyniki postępowania prokuratury – przekazał nam rzecznik prasowy kaliskiego szpitala.
Adam Nowicki retrospektywnie
Do 26 lutego w Galerii ASP Piotrkowska 68 w Łodzi można oglądać wystawę „Adam Nowicki retrospektywnie”. Jego bliscy podobną wystawę zamierzają zorganizować również w Kaliszu.
Adam zajmował się przede wszystkim technikami cyfrowymi. W wolnych chwilach pochłaniały go malarstwo i rzeźba. Głównie tworzył portrety i pejzaże. Jego prace bliskie są obrazowaniu właściwemu dla ekspresjonizmu, surrealizmu czy futuryzmu.
Agnieszka Gierz, fot. autor, Jerzy Król, archiwum prywatne Adama Nowickiego; wideo: Magazyn Miejski Multimedia Polska
Napisz komentarz
Komentarze