Wchodząc do szklarni, w której uprawiane są np. pomidory, między krzaczkami można zobaczyć małe budki. To ule, ale zamieszkałe przez trzmiele. – Tę metodę zapylania roślin stosujemy od kilku lat. W naturze trzmiel jest naturalnym zapylaczem pomidora, sprawdza się też w dużych uprawach. I na pewno pomidor zyskuje na jakości – mówi Mateusz Cieślak, wiceprezes Grupy Producentów Warzyw „Kaliski Pomidor”. I tak w większości szklarni w powiecie kaliskim. Podobnie jest z uprawami borówki i szklarniowych malin oraz truskawek.
Być może hodowle trzmieli to przyszłość rolnictwa. Owadów na świecie jest niestety coraz mniej. Zmienna pogoda, jak w tym roku, długa zima czy powodzie sprawiają, że te potrzebne przyrodzie stworzenia radzą sobie coraz gorzej i jest ich niestety zdecydowanie mniej. O tym jak pomóc pszczołom debatują eksperci, politycy i ekolodzy. Lepiej mają się trzmiele. Tym bardziej, że te można hodować. Na świecie zajmują się tym wielkie korporacje. W Polsce niewielka rodzinna manufaktura, w której rocznie na świat przychodzi około miliona tych osobników.
Szkolenie ukończył jako jedyny
Zaczęło się 10 lat od nowatorskiego projektu profesora Mieczysława Bylińskiego, który w ośrodku w Puławach wyhodował polskiego trzmiela ziemnego. Łapanie żyjących w środowisku naturalnym jest zabronione. Owady te są objęte ochroną. Naukowiec zorganizował szkolenie dla osób, które chciałyby zająć się hodowlą trzmiela do praktyk rolniczych. Wzięło w nim udział kilka osób. Skończyła jedna. Marcin Matuszak z Tymieńca w gminie Szczytniki. – Teoretycznie jest to bardzo łatwa praca. Wiosną matki trafiają do ula, karmimy je, a po 2 miesiącach mamy rodzinę trzmieli. W praktyce to ciężka, codzienna, ręczna praca, która zaczyna się bladym świtem – mówi hodowca trzmieli.
Marcin Matuszak po szkoleniu otrzymał od profesora Bylińskiego 20 matek, z którymi wrócił do domu. Tak zaczęła się „produkcja” owadów - Zajmuję się tym 10 lat, tak więc nie pamiętam tej początkowej euforii. Początkowo siedziałem przy trzmielach cały dzień, wtedy mnie to fascynowało. Teraz skupiam się na pracy – dodaje właściciel owadziej hodowli.
Zahibernowane przez 8 miesięcy
Przez 10 lat hodowla Polski Trzmiel opracowała własne metody usprawniania chowu owadów. Te wylęgają się praktycznie cały rok. Teraz gody odbywają się w letnim izolatorze, który wygląda jak mała przydomowa folia, w której uprawiane są warzywa. Zimą to specjalne podgrzewane pomieszczenie. – W izolatorach odbywają się loty godowe. Kiedy samica zostanie zapłodniona przez trutnia zakopuje się w ziemi. W izolatorach przygotowujemy specjalne kopce. W warunkach naturalnych spędza w niej kilka miesięcy. W naszej hodowli, po 2 tygodniach takie samice wykopujemy i hibernujemy. W tym stanie spędzają 8 miesięcy, później je wybudzamy i przygotowujemy do składania jaj – tłumaczy Stanisław Matuszak, który razem z synem prowadzi hodowlę.
Sama hodowla jest niepozorna. Niewielki budynek gospodarczy. Sprawne oko dostrzeże logo na jego fasadzie, a ucho usłyszy brzęczenie. Od czasu do czasu nad głowami przeleci trzmiel. – Nie cała populacja matek, która zostaje doprowadzona do kopulacji jest gotowa do wytworzenia rodzin. Z tych matek tylko 1/5 nadaje się do prowadzenia dalszej działalności. My oprócz tego, że prowadzimy chów do celów rolniczych, część matek wypuszczamy – dodają hodowcy.
Rodziny produkuje przez cały rok
W środowisku naturalnym trzmiele kopulują tylko na przełomie lipca i sierpnia. W hodowli w Tymieńcu każdego dnia. – Jeżeli do jesieni zgromadzimy odpowiednia ilość matek będziemy wiedzieć, ile rodzin wyprodukujemy w roku następnym. W tym roku pierwsze rodziny do szklarni poszły na początku stycznia. Tak naprawdę nie mamy przerw w produkcji matek, a tym samym rodzin – mówi pan Stanisław. W tej chwili już ok. 1500 takich rodzin pracuje u ogrodników w całym kraju. Jedna rodzina to od 120 do 180 osobników. Matka, pracownice i trutnie. Każdy w takiej kolonii ma swoje zadanie.
Do środka hodowli niewiele osób może zajrzeć. To kilka pomieszczeń, a w nich niekończące się regały. Na nich małe domki, a w nich rozwijające się rodziny. – Wszystko robimy sami, ręcznie. Łącznie z ulami, w których trzmiele zamieszkują i w których wędrują do gospodarstw oraz z systemem karmienia, który polega na dostarczeniu owadom wody i pyłku kwiatowego – wyjaśnia Stanisław Matuszak. – Do takiego pojedynczego ula wkładamy matki wybudzone z hibernacji. Każda z nich dostaje kokon inicjacyjny i na nim składa jaja – mówi o procesie powstawania rodziny Marcin Matuszak. – Po tygodniu z takim kokonem, matka robi miseczki woskowe w postaci wianuszka. Do każdej miseczki składa od kilku do kilkunastu jaj. Zasklepia je i po trzech dniach wylegają się larwy, które karmione są przez 13 dni. Z nich tworzy się kokon, a po 21 wygryzają się młode robotnice. Taka rodzina jest przenoszona do kolejnego, większego opakowania (ula), które jest albo handlowe albo matecznikowe i nadal może się rozrastać – dodaje.
Dobre, bo polskie
Trzmiele szybko adoptują się w nowym środowisku. W uprawach zamkniętych, szklarniowych, gwarantują zapylenie 100% roślin, ponieważ latają tylko w promieniu 500 metrów. Hodowla w Tymieńcu zajmuje się trzmielem ziemnym, ale od jakiegoś czasu także trzmielem kamiennikiem, którego jad jest mniej uczulający. Być może w przyszłości także tego rodzina Matuszaków będzie oferować rolnikom.
W Polsce jest 30 gatunków trzmieli. Wszystkie te owady objęte są ochroną. W porównaniu z importowanymi np. z basenu Morza Śródziemnego nasze rodzime są zdecydowanie odporniejsze na zmieniające się warunki atmosferyczne i są wstanie przeżyć w środowisku naturalnym, dlatego też są bardziej cenione przez rolników.
Agnieszka Walczak, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze