Powstające jak grzyby po deszczu szlabany i ogrodzenia to prawdziwa zmora dla policji, pogotowia ratunkowego oraz straży pożarnej. Odczuwają go przede wszystkim dwie ostatnie służby, bo w przypadku ich interwencji liczy się każda minuta. – Jakkolwiek ekipa pogotowia ratunkowego może ewentualnie dotrzeć na miejsce na nogach, tak już straż pożarna musi podjechać wozami pod samo miejsce zdarzenia. Nie da się przecież rozwinąć drabiny zza bramy czy gasić pożaru zza szlabanu – mówi st. kpt. Grzegorz Kuświk, oficer prasowy Państwowej Straży Pożarnej w Kaliszu. – Nie mieliśmy jeszcze takiej sytuacji, aby nie móc wjechać na strzeżony teren, ale gdyby się zdarzyła, nic nas nie zatrzyma: będziemy jechać przed siebie. Nie chcielibyśmy tego robić, bo niesie to za sobą określone straty, ale ludzie życie lub mienie jest zdecydowanie cenniejsze niż sprzęt.
Sprzęt na plecy i na piechotę
Inne doświadczenia mają ekipy karetek. Kilkakrotnie strzegąca terenu blokada uniemożliwiła im dojazd do oczekujących pomocy osób. – Największe problemy występują na ul. 3 Maja i ul. Asnyka. Zdarzało się, że pomimo trąbienia nikt nie podniósł szlabanu – mówi Paweł Gawroński, rzecznik prasowy kaliskiego szpitala. – Wtedy nie było innego wyjścia, jak brać sprzęt na plecy i na piechotę. To wszystko jednak wydłuża czas interwencji.
Syrena alarmowa jak pilot
Na osiedlu Dobrzec te problemy staną się wkrótce przeszłością. Spółdzielnia mieszkaniowa zainwestowała w nowoczesne czujniki, które umożliwiają służbom ratunkowym wjazd na strzeżony teren. Na określony dźwięk syreny alarmowej szlaban czy brama otworzą się same. Ratownicy nie będą musieli tracić cennych minut. - Jest to nowość technologiczna na polskim rynku, dlatego na razie zainstalowaliśmy czujniki w dwóch miejscach: przy al. Wojska Polskiego 62 i ul. H. Sawickiej 36, bo tam niedawno był montowany szlaban – mówi Krzysztof Dremza, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Dobrzec”. – Docelowo, w przyszłym roku, będziemy je instalować także przy innych budynkach. Zderzaliśmy się z problemem, gdy służby ratunkowe nie mogły dojechać pod blok i gdy tylko taka możliwość techniczna się pojawiła, pomogliśmy sobie wzajemnie.
Urządzenie nie jest tanie – kosztuje kilka tysięcy złotych, ale biorąc pod uwagę cenny czas w sytuacji kryzysowej i ewentualną naprawę zniszczonego przez służby szlabanu, to niewiele. Czy w ślady „Dobrzeca” pójdą także inne spółdzielnie i wspólnoty mieszkaniowe?
MIK, fot. autor
Napisz komentarz
Komentarze