Piątkowy mecz w Arenie rozpatrywać należy w kategoriach sportowej sensacji. Wszelkie liczby przemawiały bowiem na korzyść krakowianek, które fazę zasadniczą zakończyły na drugiej lokacie, a Calisię ograły w niej dwukrotnie. Kaliszanki zagrały jednak na przekór statystykom. Zaliczając najlepsze w sezonie zawody odprawiły rywalki z kwitkiem. - Bardzo się cieszymy z tego zwycięstwa. To Proxima była faworytem, jednak z tej roli się nie wywiązała, bo my po prostu zagrałyśmy dobrą siatkówkę - przekonuje Justyna Andrzejczak.
Atakująca kaliskiego beniaminka była mocnym ogniwem swojej drużyny. Na wyżyny możliwości wspięły się również jej koleżanki, przez co mecz był naprawdę ciekawy. Miejscowe wygrały go po tie-breaku, ale równie dobrze mogły zakończyć piątkowy bój już po trzech partiach. - Grałyśmy zespołowo i to było najważniejsze. W każdym elemencie zaprezentowałyśmy się na dobrym poziomie, nie popełniałyśmy tylu błędów, co w poprzednich meczach. W pierwszym secie zabrakło nam trochę cierpliwości, w czwartym uciekła końcówka, ale na szczęście odbudowałyśmy się w tie-breaku - wspomina zawodniczka MKS-u.
W piątek w Krakowie odbędzie się spotkanie rewanżowe. Aby awansować do najlepszej czwórki kaliski zespół musi pokonać Proximę po raz drugi. Przy porażce 2:3 o wejściu do kolejnej rundy zadecyduje tzw. złoty set. Każdy inny wynik premiować będzie ekipę Alessandro Chiappiniego. - Nie mamy nic do stracenia i zrobimy wszystko, by sprawić niespodziankę. Pojedziemy z takim nastawieniem, żeby wygrać - zapewnia Justyna Andrzejczak.
Michał Sobczak
Napisz komentarz
Komentarze