Sprzedaż biletów w autobusach to zmora kierowców Kaliskich Linii Autobusowych. Są przecież od dobrej, bezpiecznej jazdy i na tym powinni się skupić. Od dawna mają dość roli kasjera. Tym bardziej, że odkąd zniesiono opłatę manipulacyjną i bilet u kierowców kosztuje tyle samo, co w kiosku, pasażerowie jeszcze chętniej ustawiają się do nich w kolejce.
400 biletów podczas jednej zmiany
Kierowca - rekordzista podczas jednej zmiany wykonał aż 400 operacji sprzedaży biletów. Każda z nich to cenny dla przewoźnika czas, a nie wszyscy pasażerowie przychodzą z wyliczoną dokładnie kwotą. Takie operacje, zdaniem kierowców, powodują nie tylko opóźnienia, ale również balansowanie na krawędzi prawa. Pracownicy KLA twierdzą, że niejednokrotnie muszą naginać przepisy ustawy o czasie pracy kierowcy, która obliguje ich do wykorzystywania obowiązkowych przerw. Jak wyliczają, sprzedaż jednego biletu zajmuje 20 sekund. Przy 100 biletach to już 33 „stracone” minuty.
Gdzie mamy kupować bilety?
Jeszcze kilka lat temu do biletu kupowanego u kierowcy KLA naliczano 50 groszy opłaty manipulacyjnej. W końcówce 2013 roku sądy administracyjne uznały takie działania za nielegalne i w efekcie bilet u kierowcy kosztuje tyle samo, co w kiosku. Zlikwidowanie opłaty manipulacyjnej w przypadku sprzedaży biletów przez kierowców autobusów spowodowało wzrost liczby tych transakcji aż o 50%. A to spowodowało opóźnienia oraz wydłużony czas oczekiwania na przystankach. Aktualnie nie ma żadnej zachęty dla pasażerów, żeby kupować bilety w kiosku albo korzystać z kart elektronicznych. Bilet normalny w kiosku kosztuje 2,70 zł, u kierowcy też 2,70 zł. Tylko, że kiosków znajdujących się w pobliżu przystanków autobusowych jest coraz mniej. I nie we wszystkich punktach są dostępne bilety.
Z danych z końcówki 2016 roku wynika, że papierowe zakupione wcześniej bilety to tylko kilkanaście procent wszystkich przejazdów. Ponad połowa to przejazdy opłacone za pomocą karty elektronicznej. Aż jedna trzecia wszystkich opłat za przejazdy pochodzi z biletów kupowanych u kierowców.
Sprawą zajmowali się rok temu radni z Komisji Rozwoju. Wówczas kierowcy, związki zawodowe, KLA oraz MZDiK przedstawiły wspólne stanowisko polegające na wprowadzeniu biletu „wygodnego” za wyższą cenę. Kierowca zatem sprzedawałby bilety, które nie byłyby dostępne w innych punktach sprzedaży, jak np. bilet godzinny za 4 zł, lub jakiś inny bilet o specjalnej nazwie, który byłby droższy od zwykłego biletu normalnego. Po burzliwej dyskusji, jak rozwiązać problem kierowców zbyt obciążonych sprzedażą biletów, zdecydowano, że wprowadzenie nowego typu biletu, który i tak byłby droższy od tego dostępnego w kioskach jest złym pomysłem i że należy zmierzać w kierunku zakupu biletomatów. Koszt tej inwestycji określono wówczas na około 3 mln zł.
Potrzeba co najmniej 30 biletomatów
Z automatów wydających bilety korzysta mnóstwo miast w całej Polsce. Takie rozwiązanie funkcjonuje chociażby w Koninie. Biletomaty znajdują się zarówno w autobusach, jak i na przystankach. Kalisz wciąż na nie czeka. Wiadomo, że sześć takich urządzeń zakupimy dzięki unijnemu wsparciu na rozwój komunikacji publicznej w Aglomeracji Kalisko – Ostrowskiej. W ramach zadania miasto kupi 11 niskoemisyjnych autobusów hybrydowych przystosowanych do potrzeb osób niepełnosprawnych. W rejonie dworców autobusowego i kolejowego powstanie Zintegrowany Węzeł Przesiadkowy. 10 przystanków komunikacji miejskiej wyposażonych zostanie w tablice dynamicznej informacji pasażerskiej, a 6 w biletomaty.
Kilka automatów to jednak stanowczo za mało, by rozwiązać problem zakupu biletów u kierowców. – By pokryć około 75% zapotrzebowania pasażerów na bilety jednorazowe, musielibyśmy mieć około 30 takich urządzeń – mówi nam Marcin Fingas z Miejskiego Zarządu Dróg i Komunikacji. Na razie miasto nie ma takich zakupów w planach.
AG, fot. biletomat ZTM Warszawa
Napisz komentarz
Komentarze