Reklama
Reklama
Reklama
Reklama

W takich warunkach hodowała ponad 100 psów. Właścicielka przed sądem ZDJĘCIA

Warunki, które stworzyła hodowanym przez siebie psom trudno określić słowami. Według prokuratury czworonogi przetrzymywała w klatkach dla królików, w których zwierzęta brodziły w odchodach i krwi, a także głodziła. W piątek, 26 stycznia ruszył proces 42-letniej Anny M., która przez kilka lat w Aleksandrii w gminie Brzeziny prowadziła pseudohodowlę. Kobiecie, za znęcanie się nad zwierzętami, grożą 2 lata więzienia.
W takich warunkach hodowała ponad 100 psów. Właścicielka przed sądem ZDJĘCIA

O dramatycznych warunkach, w jakich żyje ponad setka zwierząt w pseudohodowli w gminie Brzeziny, stowarzyszenie Help Animals powiadomiła anonimowa osoba. Był koniec marca ubiegłego roku. Fetor był odrażający. A widok, jaki zastali wolontariusze przerażający. Szczeniaki były zamknięte na niewielkiej przestrzeni, otoczonej siatką. - Nie było żadnego zadaszonego schronienia. Biorąc pod uwagę, że był marzec, więc warunki atmosferyczne były zmienne, czyli raz padał deszcz, raz wiało, te zwierzęta nie miały się gdzie schronić. W związku z tym wszystkie kładły się w kłębek, robiąc zbite koło. W ten sposób te zwierzęta zatrzymywały naturalne ciepło – wyjaśniała przed sądem Anna Małecka z Help Animals, która była w patrolu interwencyjnym w Aleksandrii, a teraz jest świadkiem w sprawie. - Psy brodziły we własnych odchodach, resztki zasuszonych odchodów były przyklejone do ich sierści. Psy nie miały jedzenia ani bieżącej wody.

Szokujące wyniki badań

Wygląd zwierząt i warunki, w jakich były przetrzymywane były tak tragiczne, że  wolontariusze Help Animals na miejsce wezwali policję i Powiatowego Lekarza Weterynarii. Następnego dnia psy zostały zabrane Annie M. i trafiły do schroniska w Wojtyszkach. Każdy został zbadany, części z nich wykonano USG. Wtedy okazało się, w jakim stanie psy są naprawdę. Niektóre, według dokumentacji jak powstała, miała guzy, rany zewnętrzne i wewnętrzne, były zagłodzone, a niektóre tak bardzo oblepione odchodami, że zaczęły gnić. – Jeden z nich miał końcówkę własnego ogona w stanie rozkładającym się – opisywała na sali sądowej jeden z przypadków Anna Małecka. 

Anna M. nie przyznaje się do winy

W pseudohodowli było w sumie 106 psów. Połowa to dorosłe zwierzęta. Pozostałe to szczeniaki, które kobieta sprzedawał za kwoty od 1000 do 1500 złotych. Za warunki, w jakich je przetrzymywała i w jaki sposób się nimi zajmowała, 42-latka usłyszała zarzuty znęcania się nad zwierzętami. – Za rażące niechlujstwo i zaniedbanie w postaci niezapewnienia im właściwej opieki, dostępu do wody i prawidłowego karmienia, utrzymywanie psów w niewłaściwych warunkach bytowania tj. w klatkach bez możliwości swobodnego poruszania się i zachowania naturalnej pozycji oraz wystawianie zwierząt na działanie warunków atmosferycznych zagrażających ich zdrowiu w stopniu znacznym – można było usłyszeć z aktu oskarżenia odczytanego przez Joannę Urbańską-Czarnasiak, sędzię Sądu Rejonowego w Kaliszu. 

Była chora, a „mąż się nie znał”

Zwierzęta w takich warunkach miały żyć od 2015 roku. Kobieta nie zgadza się z zarzutami stawianymi przez prokuraturę. Przyznała, że w marcu ubiegłego roku, kiedy doszło do interwencji Help Animals i odebrania jej psów, była chora, więc pieczę nad czworonogami sprawował jej mąż, który nie zna się na hodowli, dlatego mogło dojść do zaniedbań, ale ogólnie miały stworzone warunki potrzebne do ich prawidłowego funkcjonowania i rozmnażania się. - Na dworze miały budy, żeby w razie deszczu mogły się schować, mogły swobodnie wbiegać i wybiegać  z domu, w którym nocowały. Jedynie suczki ze szczeniakami miały oddzielne pomieszczenie żeby, czuły się bezpiecznie - wyjaśniała Anna M. – Czasami psy były zamykane np. w transportówkach, ale to w momencie, kiedy np. mąż wychodził do budynku gospodarczego i nie miał nad nimi dozoru. 

Według oskarżycieli psy nie miały dostępu do schronienia, jedzenia i wody. Właścicielka pseudohodowli zaprzecza i twierdzi, że tylko niektóre mogły być "trochę zaniedbane"

Według kobiety psy noc spędzały w domu. Były zamykane około 23.00 i wypuszczane rano. Przez ostatnie pół roku robili to mąż kobiety oraz jej synowie, ponieważ ona sama nie mieszkała już w Aleksandrii. Przyjeżdżała rano i wyjeżdżała wieczorem.

Według jej zeznań psy miały stałą opiekę weterynaryjną. Dlatego nie wie, skąd obrażenia u zwierząt po przewiezieniu ich do Wojtyszek. - Samce są między sobą agresywne, więc  w schronisku mogły sobie zrobić jakąś krzywdę. Nie wiem, jak były tak poukładane – mówiła oskarżona. - Nie wiem, dlaczego biegły stwierdził, że obrażenia są skutkami długotrwałego, kilkuletniego rażącego zaniedbania.

Przed sądem zeznają m.in. przedstawicielki Help Animals, które interweniowały w Aleksandrii

Oprócz psów przetrzymywanych w klatkach dla królików, stojących w odchodach i bez odpowiedniego zabezpieczenia przed zmienną aurą w hodowli znaleziono też lekarstwa, których mogą używać jedynie weterynarze. Według oskarżonej zostawił je kiedyś lekarz, a ona je schowała i zapomniała oddać. Kobiecie za znęcanie się nad psami grozi grzywna lub do 2 lat pozbawienia wolności.    

AW, zdjęcia autor, Help Animals


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz
Komentarze
Reklama
Reklama
Reklama
bezchmurnie

Temperatura: 22°CMiasto: Kalisz

Ciśnienie: 1027 hPa
Wiatr: 20 km/h

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama