– Z tych trzech ligowych meczów, jakie graliśmy w tym roku, ten był najtrudniejszy – mówił po spotkaniu trener kaliskiej siódemki Paweł Rusek. Nie sposób się z nim nie zgodzić, bo rzeczywiście aby odnieść trzecie w tym roku i ósme w sezonie zwycięstwo jego podopieczni musieli wylać na parkiet parę litrów potu. Już początek wskazywał, że łatwo nie będzie, gdy do dziesiątej minuty kaliszanie mieli na swoim koncie zaledwie dwa trafienia. – Popełniliśmy bardzo dużo błędów, szczególnie technicznych, słabo też graliśmy w ataku pozycyjnym – wskazuje szkoleniowiec. Do tego nie trafili trzech kolejnych karnych. Goście też mieli jednak swoje problemy i nie wykorzystali momentów słabości miejscowej ekipy.
Z czasem gospodarze ustabilizowali grę i po serii trzech trafień odskoczyli w 16. minucie na 7:4. Tuż przed przerwą znów jednak zaczęli się mylić i do szatni schodzili z bagażem jednego gola (12:13). Na domiar złego drugą połowę zaczęli od straty bramki (Edina Tatara pokonał były rozgrywający MKS-u Filip Surosz) i kilku niecelnych rzutów, więc sytuacja zrobiła się niewesoła.
Z dwubramkowej przewagi przyjezdni nie cieszyli się zbyt długo. Beniaminek wyrównał w 36. minucie na 14:14 po rzucie pieczołowicie pilnowanego w tym meczu Marka Szpery, a kilka chwil później prowadził 17:15. Niemoc kaliszan z linii siódmego metra przełamał wtedy niezmordowany Michał Drej, który kolejny już raz ani na chwilę nie zszedł z parkietu. On najczęściej pokonywał świetnie spisującego się w tym spotkaniu bramkarza gości Damiana Procho (obronił 13 rzutów, tyle samo, co Tatar). Do ostatecznego rozstrzygnięcia wciąż jednak było daleko, bo gracze Piotrkowianina jeszcze kilkukrotnie doprowadzali do remisu.
W trudnych fragmentach trener Paweł Rusek dokonywał korekt w składzie. W niedzielę miał nosa do zmian, bo wszystkich, jakich dokonał, okazały się strzałem w dziesiątkę. Najpierw świetnie swoje zadania wypełnił Artur Bożek, który trafił trzy na trzy próby, godnie zastępując Kiryła Kniaziewa, który – co okazało się dopiero po zawodach – grał mimo kontuzji stopy. Bohaterem ostatnich dziesięciu minut był natomiast Łukasz Zakreta. Golkiper Energi MKS obronił w końcówce cztery rzuty przeciwników, w tym czasie jego koledzy z pola z precyzją konstruowali swoje ofensywne wypady i ostatecznie wspólnie rozstrzygnęli sprawę na swoją korzyść. Po zdobyciu przez beniaminka czterech bramek z rzędu przyjezdni nie potrafili się podnieść. Odpowiedzieli tylko jednym golem. W konsekwencji miejscowi zwyciężyli 25:22.
– Graliśmy u siebie, przed wspaniałą publicznością, więc nie można było tego meczu nie wygrać – skonstatował Paweł Rusek. W niedzielę Arena pękała w szwach. Już pół godziny przed rozpoczęciem spotkania (symbolicznego pierwszego podania dokonał paraolimpijczyk Patryk Biskup) trybuny były pełne. A w trakcie gry żyły razem z zawodnikami. O gorącą atmosferę zadbało aż 2800 widzów.
Trzecie z rzędu zwycięstwo w PGNiG Superlidze wywindowało kaliską drużynę na ósme miejsce w tabeli zbiorczej i czwarte w grupie pomarańczowej. Za plecami podopieczni trenera Ruska mają jednak zwarty peleton, więc w kolejnych potyczkach muszą zachować czujność, aby nie zaprzepaścić szansy na wysoką lokatę.
Michał Sobczak
***
Energa MKS Kalisz – Piotrkowianin Piotrków Trybunalski 25:22 (12:13)
Energa MKS: Tatar, Zakreta – Drej 6, Bałwas 4, Kniaziew 4, Szpera 4, Bożek 3, Adamczak 2, Krycki 1, Misiejuk 1, Adamski, Kwiatkowski.
Kary: 10. min. Rzuty karne: 1/4.
Piotrkowianin: Procho – Swat 6, Mróz 3, Pacześny 3, Surosz 3, Góralski 2, Makowiejew 2, Achruk 1, Andreou 1, Pożarek 1, Iskra.
Kary: 8. min. Rzuty karne: 4/5.
Sędziowali: Bartosz Leszczyński i Marcin Piechota (Płock)
Widzów: 2800
Napisz komentarz
Komentarze