Pani Zdzisława wyszła z domu w niedzielę, 22 lipca o godz. 15.00. Już dwie godziny później rodzina zgłosiła jej zaginięcie. Z pomocą ruszyli m.in. członkowie Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej „Szukamy i Ratujemy”. Trwające do wieczora poszukiwania nie przyniosły rezultatów. - W poniedziałek zaczęliśmy od nowa. W akcji uczestniczyło prawie 100 osób: policjantów, strażaków i mieszkańców - – mówi Błażej Busza. - Do późnych godzin nocnych szukaliśmy przy ścieżkach, drogach i w lasach. Pani jest chora na cukrzycę, dlatego istniało prawdopodobieństwo, że weszła np. do lasu i zasłabła. Niektórzy przeszli tego dnia po 16-20 km w ciężkim terenie. Zaangażowanie ludzi było niesamowite.
Nadzieja umiera ostatnia
Akcja trwająca do godz. 21.00 po raz kolejny zakończyła się fiaskiem. A czas biegł nieubłaganie – starsza, chora kobieta, na dworze upał… Niektórzy zaczęli tracić nadzieję. - Ale my, dopóki nie odnajdziemy osoby, traktujemy ją jako żywą – podkreśla Błażej Busz. - Biorąc przykład z podobnych grup angielskich, międzynarodowych przeanalizowaliśmy cały podręcznik, 400 stron w języku angielskim i wykorzystując doświadczenie, które zebraliśmy w trakcie dwóch ostatnich poszukiwań, we wtorek zaczęliśmy przeszukiwać obszary, które były najbardziej prawdopodobne. Przygotowałem bardzo dokładne mapki, mapę topograficzną i wspólnie z mieszkańcami i strażakami, którzy robili to nieodpłatnie, podzieliliśmy się na dwie grupy i rozpoczęliśmy poszukiwania. Teren był niesamowicie ciężki, niebezpieczny. Wielu uczestników odniosło jakieś obrażenia, jeden z ratowników nadział się na drut kolczasty.
Około 20 minut od rozpoczęcia akcji jedna z dwóch grup poszukiwawczych natrafiła na skarpę i rów. Na dół zeszły trzy osoby, w tym strażak ochotnik z Wtórku. To on zauważył wystające z krzaków nogi. – W pierwszej chwili pomyślał, że to bezdomny, ale gdy podszedł bliżej zobaczył pani Zdzisławę. Jej pierwsze pytanie brzmiało, czy mamy wodę – wspomina ten moment Błażej Busz. – Pani była niesamowicie uśmiechnięta, w pełni kontaktowa, świadoma, ale nie wiedziała, jak długo znajdowała się w tym rowie.
Cudem uratowana
Pani Zdzisława została odnaleziono w odległości około 500 metrów od domu; w tym miejscu znajduje się pole, teren żwirowy i lasek. Uczestnicy poszukiwań przyznają jednak, że akurat w rowie, który poprzedza wysoka skarpa nie spodziewali się na nią natrafić. - Nikt się nie spodziewał, że pani, która nie jest w stanie sama iść bez balkonika, potrafiła podejść metr, dwa w górę i dopiero tam nastąpił nagły spadek. W dodatku rów wypełniony był śmieciami, pani spadła parę centymetrów od ostrego elementu plastikowego, mogła też uderzyć w gliniane przedmioty. Miała niesamowite szczęście – przyznaje Błażej Busza.
Pasjonaci, którzy chcą pomagać
Grupa „Szukamy i Ratujemy – Ostrów Wielkopolski” powstała spontanicznie w ubiegłym roku, kiedy miasto obiegła informacja o zaginięciu kobiety. Z pomocą ruszył m.in. Błażej Busza, na co dzień zajmujący się ratownictwem, który skrzyknął na portalu społecznościowym kilka osób. – Napisałem, że organizuję poszukiwania na wzór kolegów z Ameryki. Przyszło kilkadziesiąt osób – wspomina. W 6. dniu poszukiwań natrafili na zwłoki kobiety. Później włączyli się w poszukiwania 77-latka z Ołoboku, niestety również zakończone tragicznie.
Ostatecznie powstało Stowarzyszenie „Szukamy i Ratujemy”, ale jak podkreśla Błażej Busza, nie trzeba być jego członkiem, by służyć pomocą. – Stowarzyszenie to jedno, a my tworzymy grupę. Jest to około 12 osób, ale przyłączyć się może każdy. Wystarczy mieć 18 lat i kamizelkę odblaskową. Ja zajmuję się ratownictwem, mamy kolegę od bezpieczeństwa narodowego, osobę specjalizującą się w survivalu, ale są też osoby, które nie mają żadnego doświadczenia – dodaje Błażej Busza.
Zdobywają je jednak z każdą kolejną akcją. I jak widać, Inicjatywa przynosi efekty.
MIK, fot. Grupa Poszukiwawczo-Ratownicza „Szukamy i Ratujemy – Ostrów Wielkopolski”
Napisz komentarz
Komentarze