Wedle zapowiedzi piątkowy występ w sali studio kaliskiego Centrum Kultury i Sztuki był początkiem serii akustycznych koncertów, które odbędą się w różnych miejscach w Polsce. Repertuar wieczorów jest, oczywiście, polsko-rosyjski. To wielki ukłon w stronę wschodniego repertuaru, ale inkrustowanego mocno autorskimi piosenkami Wowy o podobnym charakterze i jego tłumaczeń z rosyjskiego na polski. „Trochę Wysockiego, trochę bandyckich piosenek z Odessy, tzw. błatnych piesni” – opowiadał Wowa. „Te pieśni są częścią miejskiego folkloru, ale przedarły się do kultury oficjalnej. Ja przerabiam je na taką swingowo-jazzową nutę i śpiewam zarówno w oryginale, jak i po polsku”. Na prywatny użytek i polski rynek Wowa nawet określa ten gatunek jako gangsta folk, podkreślając jego rozrywkowy wymiar. W tych utworach nie brakuje przestępców, śmierci, więzienia, ale jest to raczej w większości przypadków kryminalny romans, w którym sprawiedliwość jednak nie jest raczej kojarzona z wolą sędziów. „To taka muzyka od duszy dla duszy” – podsumowuje artysta. „Niby rzecz o przestępcach, ale powiedziałbym, że każdy z nas, zwykłych śmiertelników, popełnił jakąś głupotę, na którą znalazłby się paragraf i mógłby pójść siedzieć. W tym rozumieniu są to piosenki o zwykłych ludziach, którym albo się powinęła noga, albo się nieszczęśliwie zakochali”. Wowa w trakcie koncertu przytacza zresztą wiele zabawnych anegdot, również z własnego życia, które jego zdaniem – żartobliwie rzecz ujmując - nie zawsze i nie do końca było uczciwe.
Fanów formacji Wowa Band jednak uspokajamy, że zespół istnieje, ma się dobrze i koncertuje. Akustyczny profil Waldemara Bajaka jest tylko wzbogaceniem jego artystycznej oferty, który – sądząc po reakcjach - ogromnie przypadł do gustu kaliskiej publiczności.
R. Kucinski, zdj. K. Guzowska-Lelental
Napisz komentarz
Komentarze