Został zatrzymany we wtorek, 6 sierpnia tuż po drugim podpaleniu. Jednak w momencie aresztowania był pod wpływem alkoholu, dlatego prokurator przesłuchał 35-latka dopiero w czwartek. Do sądu został przywieziony przez policję w piątkowy poranek. - Jeśli chodzi o motywację to kierowały podejrzanym motywy osobiste - wyjaśniła po posiedzeniu sądu prokurator Katarzyna Socha.
Nieszczęśliwa miłość?
Jakie? Nie wiadomo. Nieoficjalnie chodzi o zawód miłosny. Ten miał sprawić, że Dawid P. w poniedziałek przed północą podłożył ogień pod drzwi do klatki jednego z bloków przy ul. Staszica. Płomienie, jeszcze przed przyjazdem straży pożarnej, ugasili sami mieszkańcy. Nikt nie ucierpiał, a mężczyzna chyba spodziewał się bardziej spektakularnego efektu, bo wrócił kilkanaście godzin później, około południa we wtorek i tym razem palący się plecak wypełniony chlebem nasączonym łatwopalną substancją, zostawił na wycieraczce przed drzwiami konkretnego mieszkania.
Dzięki szybkiej interwencji kobiety mieszkającej w lokalu obok ogień został szybko ugaszony. Łączne straty, jakie spowodował kaliszanin oszacowano na około 40 tysięcy złotych.
Zagroził życiu i zdrowiu wielu osób
W piątek 35-latek stanął przed sądem, który na wniosek prokuratury zdecydował o tymczasowym aresztowaniu. - Z dotychczas zgromadzonego materiału w sprawie, w tym z opinii biegłego z zakresu pożarnictwa, wynika, że popełnił przestępstwo powszechne, zatem jego działanie zagrażało życiu i zdrowiu, mieniu i osób, przede wszystkim wielu, ponieważ w budynku znajdowali się lokatorzy - wyjaśniła Katarzyna Socha. - Sąd naszą argumentację w pełni podzielił i zastosował tymczasowe aresztowanie na okres 3 miesięcy.
Dawidowi P. za narażenie wielu osób na utratę życia lub zdrowia grozi do 10 lat pozbawienia wolności.
AW, zdjęcia autor
Napisz komentarz
Komentarze